sobota, 3 grudnia 2016

Epilog: Ona była księżniczką

Wierzę, że jeszcze spotkamy się, 
spotkamy się 
W kolejnym życiu odnajdę Cię, 
odnajdę Cię.... 



Stałem na plaży i wpatrywałem się w szumiące przede mną morze. Podszedłem bliżej a ciepła woda zaczęła moczyć moje bose stopy. Rozglądnąłem się dookoła a mój wzrok powędrował na niewielki most. Uśmiechnąłem się delikatnie widząc Ją...
Z wielkim uśmiechem na ustach poszedłem w tamtą stronę. Stała odwrócona do mnie plecami, a wiatr rozwiewał jej włosy na różne strony. Wpatrywała się przed siebie. Nawet nie zauważyła, że pojawiłem się tuż za nią.
- Znów się spotykamy - szepnąłem czule a ta wzdrygnęła się ze strachu.
- Marco? - zapytała zdziwiona.
- Tak mój najdroższy skarbie - uśmiechnąłem się - To ja we własnej osobie - dodałem.
- Jak? Co? Kiedy? - mówiła przez płacz. Wpatrywała się we mnie swoimi pięknymi, niebieskimi oczkami, które pod wpływem łez zaczęły błyszczeć.
- Odszedłem - wyjaśniłem - Nie potrafiłem znieść myśli, że mojego całego światu już nie ma - dodałem - Odszedłem, bym znów mógł być przy tobie. By być szczęśliwy przy twoim boku. Bo bez ciebie nie potrafiłem - mówiłem - Chodź, opowiem ci - rzekłem podając jej dłoń, którą pewnie chwyciła. Skierowałem się w stronę ławeczki, która stała niedaleko pomostu. Usiadłem na niej i pociągnąłem Sky na moje kolana - Co chwilę spoglądałem na trybuny, jednak was nie było i nie było. Usłyszałem od Nevena, że korek jest ogromny więc rozumiałem dlaczego. Jednak coś nie dawało mi spokoju, przez cały czas czułem jakąś dziwną pustkę w moim sercu. Wiesz, że wygraliśmy. Wygraliśmy dzięki moim trzem golom. Gdy tylko usłyszałem końcowy gwizdek od razu spojrzałem na trybuny po raz kolejny. Jednak was nadal nie było. Cieszyłem się i skakałem wraz z chłopakami do momentu rozdania medali. Ujrzałem ciocię na trybunach, która próbowała dostać się na dół. Jej oczy były całe czerwone, płakała. Przekazała mi, że mieliście wypadek. Ja, mówiąc tylko trenerowi o wypadku, popędziłem do wskazanego szpitala. Resztę pamiętam jak przez mgłę. Ty i Karl, w jednej sali, przykryci cali prześcieradłami. I nasze kolejne maleństwo w twoim brzuchu... A ja z tych całych emocji przed meczem zapomniałem nawet otworzyć koperty, którą mi dałaś. Nie wiedziałem o tym brzdącu... - mówiłem a łzy spływały po naszych policzkach. Blondynka wpatrywała się we mnie, nie mogąc nic powiedzieć - A wiesz kto to zrobił? Thom... ten psychol nie potrafił zostawić się w spokoju... Po tej wiadomości ruszyłem do samochodu i rozpędziłem się. Jedno uderzenie w mur. Nie czułem nawet bólu. Myślałem tylko o was... i tak tu jestem - powiedziałem kładąc dłoń na jej policzku - Nawet nie miałem okazji dotknąć medalu, który zdobi nasz pomnik. Chłopcy, zdecydowali, że ma się tam znaleźć. Za to jestem im wdzięczny. I za medal i za to, że zrozumieli, że tu jestem szczęśliwy, bo jestem z wami - zakończyłem.
Moja wspaniała blondyneczka rozpłakała się jeszcze bardziej i wpadła w moje ramiona. Objąłem ją szczelnie i zanurzyłem głowę w jej włosach.
- Teraz będziemy szczęśliwi już na zawsze - powiedziałem - Nikt i nic nie jest w stanie już nas rozdzielić - zapewniłem.
- Tatusiu! - usłyszałem i szybko odwróciłem się w tamtą stronę. Ujrzałem Karla, który wraz z malutką dziewczynką kierowali się w naszą stronę. Nie mogłem uwierzyć. Miałem córeczkę... Rozpłakałem się biorąc tę dwójkę na ręce.
- Już nikt nas nie rozdzieli...

_____________________________________________________

Jestem... spóźniona dlatego, że nie potrafiłam.
Nie mogłam wejść tutaj i opublikować tego epilogu.
Czeka on tutaj od prawie początku.. i od tego momentu nie było nic zmieniane.
Tak miało być... i tak będzie.
Całą noc myślałam nad tym wszystkim.
I mimo, że to opowiadanie nie było idealne, to... najbardziej skradło moje serce.
Gdy wpadłam na ten pomysł nie byłam do niego przekonana, jednak ciesze się, że zdecydowałam się tutaj publikować.
Teraz czas na was. Jestem wam tak bardzo wdzięczna, że jesteście ze mną. Kocham was bardzo mocniutko♥♥. Jesteście bardzo ważnymi osóbkami w moim życiu wiecie? :))
Nie ma słów by opisać to jak bardzo jestem wam wdzięczna. 
Dziękuje wam za to, że jesteście ♥
Dziękuje, że byłyście ♥
I dziękuje za to, że może będziecie :)) ♥
Mimo, że w moim życiu ostatnio dużo się dzieje, do tego dochodzi brak czasu, spełnianie swojej pasji i szkoła, która wymaga ode mnie znacznej większości tego czasu... (wtrącając nie polecam być maturzystką! XDDDD) to nie potrafię się z wami rozstać od tak :)
Zatem zapraszam na kolejną historię w moim wykonaniu :)

Mam jeszcze maleńką prośbę :) Chciałabym wiedzieć ile was tutaj było, więc każdy kto czytał da mi znać w komentarzu, może być nawet kropka? :))))
Dziękuje misie z całego serca ♥♥
Kocham was mocno ♥

piątek, 25 listopada 2016

Po czterdzieste drugie: On był księciem

Nie mogłam nacieszyć się momentem, gdy szczęśliwy Marco wsiadł do samochodu i odjechał w stronę hotelu by spełnić w końcu swoje największe marzenia. Z radością spojrzałam na Karla, który przed momentem wypowiedział swoje pierwsze słowo tata. Do moich oczu od razu napłynęły łzy. Byłam z niego tak strasznie dumna. Z uśmiechem na ustach ucałowałam go czule w główkę i schowałam się z powrotem do mieszkania. 
- Mój wspaniały miś - zaśmiałam się unosząc go do góry. Karl wydał z siebie piski zadowolenia - Oho, a kogo tutaj do nas niesie? - zapytałam, spoglądając na niego. Skierowałam się w stronę drzwi, które po chwili otworzyłam - Ciocia! - pisnęłam radośnie, widząc za nimi starszą kobietę. Od razu wpadłam w jej ramiona. Tak dawno się nie widziałyśmy.
- Cześć słoneczka - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha - Wróciłam z sanatorium i musiałam do was od razu wpaść. Stęskniłam się za wami bardzo - dodała ponownie nas do siebie tuląc - A co to za przystojniaczek? - zapytała biorąc ode mnie synka.
- My też tęskniliśmy co nie Karli? - skierowałam się do blondynka - Ciociu kawy, herbaty, wody? - zapytałam spoglądając na nią.
- Herbaty poproszę - uśmiechnęła się w moją stronę i usiadła na kanapie, by po chwili zacząć bawić się z chłopcem.
Ja w tym czasie skierowałam się do kuchni i wstawiłam wodę. Schwyciłam swój telefon i wystukałam do Marco szybką wiadomość. Twój synek właśnie powiedział tata :). Moje ciało oblało ciepło. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko urósł. Chwilę później wróciłam do cioci. Z radością patrzyłam, jak opowiadała uśmiechnięta o swoim pobycie w sanatorium. Poznała wielu cudownych ludzi, którzy chętnie pomogli jej w miłym spędzeniu tam trzech tygodni...
Dwa dni minęły w ekspresowym tempie. Do finałowego meczu Ligii Mistrzów zostały nam zaledwie cztery godziny. Kończyłam właśnie prasować koszulkę dla Karla. Mały, słodki trykocik Borussii Dortmund z wyraźną jedenastką na tyle i nazwiskiem Reus.
- To jak Karli, szykujemy się? - spojrzałam na synka. Ten uśmiechnął się tylko do mnie. Zwinnie przebrałam go w przyszykowaną koszulkę i włożyłam go do nosidełka. Sama szybko przebrałam się w meczowy trykot ukochanego i upewniając się, że wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy, ruszyłam w drogę. Zapięłam fotelik małego i zajęłam miejsce za kierownicą. Z radością przemierzałam drogi Dortmundu. Nie mogłam doczekać się spotkania. Chciałam by Marco spełnił swoje marzenia. Zwłaszcza teraz, gdy jest jednym z najlepszych. Jęknęłam podirytowana, gdy okazało się, że do stadionu jest czterokilometrowy korek.
- Halo? - usłyszałam głos Marco w telefonie.
- Natknęliśmy się na korek - westchnęłam - Nie dojedziemy na czas. Nie będziesz zły?
- Sky naprawdę? - zapytał - Mam być zły bo korki. Przestań. Wiesz, że nie będę - dodał - Najważniejsze byście przyjechali - rzekł.
- Tak bardzo cię kocham - powiedziałam - Obiecuje, że będziemy jak najszybciej.
- Będę czekać. Na was warto - odpowiedział radośnie - Muszę kończyć. Do zobaczenia!
Włożyłam telefon z powrotem do torebki i spojrzałam na synka, który pomalutku zasypiał. Uśmiechnęłam się i delikatnie poprawiłam mu kocyk. Cicha muzyka rozbrzmiewała z głośników, jednak Karlowi to nie przeszkadzało i chwilę później już smacznie spał..
Minuty mijały i mijały a my jak na złość nadal nie dotarliśmy na miejsce. Z radia dowiedziałam się, że był wypadek i służby starają się jak najszybciej opanować sprawę. Jednak ta szybkość nie była wystarczająca. Spotkanie trwało już od piętnastu minut jednak my nadal nie byliśmy na stadionie. Westchnęłam podirytowana, gdy kolejne dziesięć minut minęło.
Przy piłce Łukasz Piszczek, piękne prostopadłe podanie do Castro, pomocnik dośrodkowuje i goll!!! Goooooool! gooooool!. Marco Reus wyprowadza Dortmund na prowadzenie z pięknego woleja!
Moje serce przyspieszyło swoje bicie słysząc te słowa. Mój wspaniały mężczyzna. Jednak po chwili wróciło zdenerwowanie. Nie widziałam jego bramki. Nie mogłam skakać i krzyczeć na trybunach...
Mój cichy jęk radości rozniósł się po samochodzie, gdy w końcu korek ruszył. Spokojnie przemierzałam odległość dzielącą mnie do Stadionu, który był coraz bliżej...
Moją twarz rozjaśnił uśmiech, gdy do przemierzenia zostało mi już tylko ostatnie skrzyżowanie. Przystanęłam przed sygnalizatorem oczekując zielonego światła, gdy w końcu się ukazało ruszyłam do mojego celu. Jednak nie dojechałam do niego...
Czerwone audi, znajdujące się po mojej lewej stronie ruszyło wraz ze mną i z całej siły uderzyło w nasz samochód...
Ostatnie słowa, które usłyszałam należały do komentatora z radia który oznajmił, że mój narzeczony strzelił dla Borussii drugą bramkę. 
Kolejna bramka, kolejna dedykacja dla narzeczonej i synka piłkarza. Z uśmiechem ukazał zdjęcie tej dwójki oraz napis kocham was na koszulce pod trykotem.


________________________

Witam was moje skarby ❤
Został nam tylko epilog :((
Nie wiem jak to przeżyje :(
Do piątku ❤

piątek, 18 listopada 2016

Po czterdzieste pierwsze: To jest to

Sam nie potrafiłem uwierzyć w to, co działo się w moim życiu. Po narodzinach Karla miałem tyle chęci i motywacji, że mój poziom gry stał się jednym z najlepszych na całym świecie. Byłem porównywany do Messiego czy Ronaldo i wraz z nimi walczyłem o złotą piłkę. Zawsze walczyłem o swoje marzenia... a wtedy miałem do tego jeszcze większego kopa. Moment, gdy zawsze przypominałem sobie o dwóch najważniejszych osobach w moim życiu, które czekają na mnie w domu, sprawiał, że moje życie nabierało kolorów i motywacji... Już za tydzień miał odbyć się jeden z najważniejszych spotkań, które miałem okazję zagrać. Po raz drugi udało nam się dojść do finału Ligii Mistrzów. Po raz drugi będziemy walczyć o ten najważniejszy puchar na świecie...
- Przepraszam - powiedziałem smutno, wchodząc do głębi mieszkania - Trener znów nas przetrzymał - zacząłem tłumaczyć.
- Marco - odpowiedziała natychmiast - Ja rozumiem - dodała a jej uśmiech sprawił, że sam również to zrobiłem. Sky podeszła do mnie i mocno wtuliła się w moje ciało. Chwilę później skradła z moich ust słodkiego i krótkiego buziaka.
- Tak bardzo cię kocham - wyznałem, cmokając ją w czoło - Dziękuje, że nie jesteś na mnie zła...
- Przestań Reus! - rzekła stanowczo, choć jej twarz nadal zdobił ten piękny uśmiech - Przecież wiem, że za tydzień finał. Wiem też, że każdy was chce go wygrać i zdobyć tytuł - dodała - I wiem też, że by go zdobyć potrzeba wiele przygotowań, ćwiczeń, czasu - zakończyła siadając na kanapie. Poklepała miejsce obok siebie, na które momentalnie wskoczyłem. Ułożyłem głowę na jej nogach i wpatrywałem się w jej twarz. Sky delikatnie zaczęła bawić się moimi włosami. Pod wpływem jej dotyku, moje oczy pomalutku stawały się coraz cięższe. Blondynka zachichotała cicho.
- Chodźmy spać - rzekła dotykając mojego policzka.
- Dobrze, ale najpierw zajrzę jeszcze do Karla - wymruczałem uśmiechając się delikatnie. Wstałem ociężale i skierowałem się do pokoiku mojego synka. Wyszczerz nie schodził w ogóle z mojej twarzy. Spoglądałem na niego jak smacznie sobie spał. Moja maleńka kopia...
Po chwili spędzonej w jego pokoju w końcu skierowałem się do sypialni. Od razu rzuciłem się na łóżko.
- Będziesz spał w dresie? - usłyszałem nad uchem.
- Mhmmm - mruknąłem - Dobrze, że kąpałem się w klubie - zaśmiałem się.
- A ząbki? - zapytała śmiejąc się cicho.
- Jesteś okrutna - odparłem, podnosząc się.
- Po prostu nie chcę by śmierdziało mi w nocy z twojej paszczy - zaśmiała się - I weź piżamkę! - pisnęła, gdy zacząłem ją łaskotać - Idź już, bo jesteś zmęczony i czas spać - rozkazała.
- Tak jest mamo - odparłem kierując się w stronę drzwi.
Nie minęła dłuższa chwila a ja wróciłem do pokoju. Moja narzeczona już prawie zasypiała, lecz gdy usłyszała krzątaninę, otworzyła swoje oczka. Szybciutko znalazłem się obok niej i chwyciłem ją w ramiona...
Pięć dni minęło jak pstryknięcie palcem. Już jutro musiałem zjawić się na zbiórce przed główną odprawą. Ostatni raz sprawdziłem czy mam wszystko i po raz ostatni spojrzałem na moją kochaną dwójkę. Oboje uśmiechali się do mnie szeroko. Szybko przejąłem mojego brzdąca i ucałowałem go w policzek.
- Karli zajmij się mamusią przez te dwa dni. Zrozumiano - rzekłem. Zachichotałem cicho, gdy synek odpowiedział mi po swojemu - Kocham was - dodałem, skradając z ust Sky długiego buziaka.
- My ciebie też - odpowiedziała - A to - zaczęła dając mi białą kopertę - Otwórz tuż przed meczem i nie waż się wcześniej! - zarządziła - Powinno dodać ci trochę motywacji - uśmiechnęła się - Widzimy się na stadionie - powiedziała, ostatni raz składając na moich ustach długi pocałunek. Wzięła ode mnie synka i odprowadzili mnie do drzwi. Z uśmiechem na ustach pomachałem im ostatni raz...

_________________________________________________________

Hej moje robaczki <333 
Zostawiam was z kolejnym :)
Zbliżamy się już do końca :((
Nie wiem jak to zrobię, ale muszę :'(((((
Do piątku, prawdopodobnie przedostatniego na tym blogu :C
Kocham was ♥ :)))

piątek, 11 listopada 2016

Po czterdzieste: Chęć

To było pięknie. Cudownie poczuć w końcu szczęście. To upragnione i wymarzone szczęście, które nadeszło w końcu do nas. Codzienny płacz Karla dającego o sobie znać, uśmiech na twarzy Marco, śmiech przyjaciół i radość w oczach cioci Ann sprawiały, że miałam dla kogo żyć. W końcu...
Minęło zaledwie kilkanaście tygodni, a Karl rósł jak na drożdżach. Z ogromną miłością wspieraliśmy Marco w jego karierze, której poziom był bardzo wysoki. Narodziny naszego synka dały mu tyle motywacji i energii do pracy, że sam Łukasz nie poznawał go po tym co wyczyniał na murawie. Byłam z niego bardzo dumna i wiedziałam, że w przyszłości Karl również będzie. 
- Cudowny mecz! - pisnęłam radośnie wskakując w jego ramiona, gdy tylko przekroczył próg mieszkania. Zaśmiał się cicho by po chwili pocałować mnie czule. Postawił mnie na ziemi i założył  mi kosmyk włosów za ucho.
- Dziękuje - uśmiechnął się szeroko - Chłopcy powiedzieli, że mógłbym jeszcze strzelić gdzie indziej - zagadnął, idąc za mną do salonu.
- Chcieliby - zachichotałam cicho - W przyszłości, na pewno - uniosłam kąciki ust ku górze - Zwłaszcza z tobą - dodałam.
Blondyn ucałował mnie w czoło, by zaraz po tym trzymać mnie w swoich ramionach. Wtuliłam się w niego mocno, by rozkoszować się zapachem jego cudownych perfum. 
- Mam nadzieję - odparł.
Uniosłam na niego swój wzrok a moim oczom ukazał się widok jego wyszczerzonej mordki. Pogłaskałam go po policzku i skradłam z jego ust szybkiego buziaka...
Wczesnym rankiem Karl znów dał o sobie znać. Marco bez żadnego słowa pomaszerował do jego pokoiku by go uspokoić. Nie minęła dłuższa chwila a on zjawił się z powrotem.
- Jak? - zapytałam unosząc się na łokciach, blondyn w odpowiedzi zarechotał cicho.
- Męskie porozumiewanie się - odparł roześmiany wzruszając ramionami. Położył się na swoje miejsce i przykrył ponownie kołdrą. Zagarnął mnie do siebie i schował swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi - Śpij jeszcze - dodał cmokając mnie w tamto miejsce - Jest dopiero piąta - dodał.
- Mhm - wymruczałam rozkoszując się ciepłem jego ciała, które sprawiło, że sen nadszedł momentalnie...
Moje zdziwienie osiągnęło swoje apogeum, gdy budząc się w samochodzie zauważyłam wyszczerzoną twarz Marco. Kierował sobie spokojnie spoglądając na mnie co jakiś czas. W momencie, w którym całkowicie dotarło do mnie gdzie jestem, moje brwi momentalnie powędrowały ku górze.
- Marco? - zapytałam spoglądając wyczekująco na chłopaka.
- Mam dla ciebie niespodziankę - odpowiedział - Poprosiłem ciocię by zajęła się małym - dodał - Bo dzisiaj właśnie jest ten dzień w którym musisz się o niej dowiedzieć - wyjaśnił.
- Okeeeej? - przeciągnęłam patrząc na niego.
- Jejuuu, Sky dowiesz się na miejscu - jęknął ze śmiechem - Już niedaleko. Za jakieś dziesięć minut będziemy na miejscu - wytłumaczył.
Tak jak powiedział, tak też było. Dokładnie dziesięć minut później kazał mi zamknąć oczy. Posłuchałam go i zrobiłam to o co mnie prosił. Sekundę później usłyszałam jak drzwi otwierają się obok mnie.
- Nie podglądaj - zarządził.
Pomógł mi wysiąść z samochodu i poprowadził kawałek. Poczułam jego dłonie na swojej tali oraz jego oddech tuż przy moim uchu.
- Możesz otworzyć - powiedział. Szybciutko podniosłam swoje powieki a moim oczom ukazał się dom Piszczków - Odwróć się - zaśmiał się, gdy zauważył moją minę.
Okręciłam się za jego poleceniem a moja szczęka powędrowała na dół. Stałam przed naszym domem...
- Ale... jak?... Przecież mówiłeś, że nie prędzej niż za trzy miesiące - rzekłam patrząc na niego wyczekująco.
- Emm.. - zaczął drapiąc się po głowie - No... troszkę skłamałem - dodał uśmiechnięty - W sumie zamieniłem słowo dni na miesiące. Tylko tyle - zarechotał.
- Głupek! - pisnęłam radośnie. Blondyn z radością wziął mnie na ręce i przeniósł mnie przez próg naszego domu...
- Kochanie, chcę ci powiedzieć, że... - przerwał patrząc mi prosto w oczy i kładąc dłonie na mojej tali - Że teraz zaczynamy już całkowicie nowe życie. W nowym mieszkaniu, zapominając o przeszłości. Żyjąc teraźniejszością i przyszłością - zakończył wpijając się w moje usta. Tak bardzo go kochałam...

___________________________

Hej ❤
Dziękuje wam z całego serduszka za komentarze pod ostatnim ❤
Nawet nie wiecie jak jestem wdzięczna, że was mam ❤😘
Staram się poukładać wszystko jak należy, by wrócić do was z pełną głową pomysłów :)))
Do piątku ❤

piątek, 4 listopada 2016

Po trzydzieste dziewiąte: Serduszko

Byłem tak cholernie, strasznie, bardzo mocno szczęśliwy. Moment, w którym wziąłem na ręce mojego maleńkiego synka był jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Tak długo czekałem na tą chwilę... A Karlowi zbyt szybko śpieszyło się na ten świat. Mimo tego był zdrowy jak ryba i.. i był moją małą kopią. Z czego wcale bardzo się nie cieszyłem... Wcale! 
Po trzech dniach ciągłych badań i wszelkich spraw, w końcu mogłem zabrać moją dwójkę do domu. Z ogromną dumą kroczyłem przez szpital, trzymając Karla. Kierowaliśmy się w stronę parkingu, na którym czekał na nas Piszczu. Uśmiechnąłem się do przyjaciela, gdy ten szybko wyleciał z auta, by tylko zobaczyć naszą pociechę.
- Wujku Łukaszu poznaj Karla - rzekłem uśmiechnięty.
- Jaki piękny - rzekł oczarowany. Chwilę później już trzymał moją narzeczoną w objęciach i mocno ją do siebie tulił, mówiąc głośne gratulacje robaczki.
Będąc już w mieszkaniu obserwowałem moje dwa skarby. Dokładnie śledziłem każdy krok Sky, gdy próbowała uśpić chłopca. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, a serce? Serce przez cały czas biło szybko. Blondynka delikatnie odłożyła malca do łóżeczka, by po chwili z radością wpaść w moje ramiona. Zaśmiałem się cicho okręcając ją dookoła własnej osi. Z radością wpiłem się w jej usta. Zacząłem skradać z nich słodkie całusy, które ta z każdą chwilą oddawała coraz bardziej.
- Jest przepiękny - powiedziała, uśmiechając się uroczo.
- Wiem - odpowiedziałem - Ma po kim - dodałem, a dziewczyna wywróciła teatralnie oczami, po czym się zaśmiała.
- Idź ty - rzekła, przeczesując dłońmi moje włosy - Tak bardzo cię kocham - wyznała patrząc wprost w moje oczy.
- Ja ciebie też kaczuszko - zapewniłem kolejny raz skradając z jej ust pocałunek.
Cieszyłem się, ogromnie się cieszyłem. Od zniknięcia Thoma nasze życie nabrało kolorów. Nie było już strachu, który towarzyszył nam każdego dnia. Z każdym kolejnym nasze szczęście wzrastało i liczyłem, że będzie już tak do końca... Zasłużyliśmy na to...
Z samego rana przygotowywałem przepyszne śniadanie dla mojej ukochanej. Siekałem dokładnie szczypiorek by po chwili dodać go do sałatki. Pokroiłem jeszcze pomidorki na małe kosteczki i wszystko pomieszałem.
- Dzień dobry księżniczko - powiedziałem uśmiechnięty, podchodząc do niej i całując ją w usta.
- Dzień dobry - odpowiedziała zaspana. Momentalnie kąciki jej ust uniosły się ku górze. Przytuliła się do mnie mocno by po chwili usiąść przy stole. Z radością podałem jej przygotowane z miłością danie i życzyłem jej smacznego...
Południem trójką przygotowywaliśmy poczęstunek dla naszych gości. Ciocia Ann, moi rodzice, Mario, Łukasz... nie było mowy abyśmy odmówili im odwiedzin, by zobaczyli nasze maleństwo. Puściłem jej oczko, gdy kładłem na stół talerz z ciastem. Sky zaśmiała się cicho i cmoknęła w moją stronę.
- Dzieeeeeeeń doberek! - usłyszałem radosny pisk Piszczka, wchodzącego do naszego mieszkania - Zebrałem ekipę i jesteśmy! - oznajmił wskazując wszystkich zebranych.
- Gdzie jest mój wnuczek?! - wyrwała się mama, na co razem z resztą zareagowałem się śmiechem. Sky zabrała ze sobą dziewczyny i poszły do Karla, gdy ja zostałem z chłopakami i tatą, którzy momentalnie zaczęli mi ponownie gratulować.

__________________________________________________________

Dzień dobry słoneczka ♥
Należą wam się słowa wyjaśnienia. 
Zniknęłam na tydzień. Dosłownie, nie było mnie ani tutaj, ani u was. Przepraszam was z całego serduszka. Potrzebowałam tego, potrzebowałam tygodniowego odizolowania się od wszystkiego. Mam trochę problemów w swoim życiu do których dołącza szkoła i całkowity brak czasu na cokolwiek..
Przepraszam :(
Ale już wracam. Obiecuje, że do końca tego tygodnia zjawię się u was i nadrobię wszystko.
Mam nadzieję, że również moja wena szybciutko wróci :/
Za błędy przepraszam :)
I za tą cudowną długość też :CC
Do piątku ♥

piątek, 21 października 2016

Po trzydzieste ósme: Maleńki

Byłam najszczęśliwszą kobietą na całym świcie!. Dosłownie. Nie wiedziałam, czy w tamtym momencie był ktoś tak szczęśliwy jak ja... Miałam wszystko to czego od zawsze pragnęłam. Rodzinę, narzeczonego, synka... Miałam wszystko. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy przez kilka dobrych dni, a zawsze gdy tylko spojrzałam na moją dłoń, którą zdobił złoty pierścionek kąciki moich ust unosiły się jeszcze wyżej... 
- Chodź - usłyszałam tuż koło mojego ucha. Mój wzrok powędrował na blondyna, który przerwał moje myśli. Jego dłoń była wyciągnięta w moją stronę. Z zaufaniem ją chwyciłam a on splótł nasze dłonie razem. Prowadził mnie w znanym mi kierunku. Uśmiechnięta pomachałam w stronę wyszczerzonych Piszczków stojących w oknie. Odmachali mi momentalnie, jednak nie ich dom był naszym celem. Reus ciągnął mnie w stronę naszego, któremu brakowało dość dużo do wykończenia, jednak był bliżej końca niż dalej.
- A więc tak - powiedział odwracając się do mnie - Czas chyba pozwiedzać co? - zapytał uśmiechnięty kierując się tyłem w stronę jakiegoś pomieszczenia. Uniosłam zdziwiona brew ku górze - Bywam tutaj tak często, że znam już wszystko na pamięć. Spokojnie nie zabije się - zaśmiał się cicho. Gdy doszedł do głównego punktu, kontynuował - Tutaj, będzie kuchnia. Oczywiście połączona z jadalnią i salonem, tak jak ci się zawsze marzyło - rzekł wskazując dłonią największe pomieszczenie.
- Skąd?
- Ciocia - zarechotał, na co ja odpowiedziałam tym samym - Tutaj - powiedział ciągnąc mnie za sobą - Będzie nasza sypialnia - wytłumaczył - Nie za duża, nie za mała... Tam - wskazał drzwi naprzeciwko sypialni - Tam będzie łazienka. Obok niej pokój dla Karla, a ten kolejny zaraz obok, dla... naszego kolejnego brzdąca - wyszczerzył się.
- Ty to naprawdę jesteś niewyżyty - zachichotałam - Ale dobrze, ewentualnie się zgodzę - dodałam rozbawiona.
- Ewentualnie - prychnął roześmiany - Jeszcze zobaczymy - powiedział, na co w odpowiedzi wytknęłam mu tylko język - To jak? Podoba się? - zapytał obejmując mnie w pasie.
- Będzie idealnie, tak jak sobie wymarzyłam. Dziękuje - odparłam w jego usta, by po chwili skraść z nich cudowne pocałunki.
- Cieszę się bardzo - odpowiedział na moment odrywając się od moich warg.
Kolejny raz tego dnia przytuliłam się do niego. Wdychałam z radością zapach jego perfum. Te ramiona sprawiały, że zapominałam o całym otaczającym mnie świecie. Mruknęłam cicho z zadowolenia, co wywołało kolejną salwę śmiechu chłopaka. Sama nie pozostawałam dłużna, po chwili rechotałam razem z nim, aż do momentu...
- Oho... - jęknęłam łapiąc się za brzuch - Panie tatusiu, chyba się zaczyna - dodałam szybko.
- Ale.. Jak to?! Przecież to za wcześnie - pisnął przerażony.
- Marco, nie piszcz... zabierz mnie błagam do szpitala - odparłam.
Reus momentalnie wziął mnie na ręce i czym prędzej pobiegł w stronę samochodu. Nie chciałam wiedzieć ile mandatów niedługo przyjdzie, lecz w tym momencie liczyło się dla mnie tylko i wyłącznie urodzenie Karla. Łapałam powietrze co chwila, a ból był okropny. Na szczęście przewiezienie mnie na porodówkę zajęło mało czasu i zaczęło się...
Niespełna cztery i półgodziny później nasz Karl był już z nami. Wcześniak, ale zdrowy jak ryba. Moje serce z radością biło, gdy trzymałam go na rękach. Jego oczy... były identyczne jak Marco, nie wspominając o jego blond włoskach, które również odziedziczył po swoim tatusiu.
- Moje dwie miłości - szepnął oczarowany, siadając obok mnie. Delikatnie wziął ode mnie chłopca i uśmiechnął się szeroko w moją stronę - Tak bardzo was kocham - dodał szczęśliwy a po jego policzku spłynęła jedna samotna łezka, którą szybko otarłam... - Jestem taki szczęśliwy - dodał i ucałował mnie czule w usta. Przymknęłam z rozkoszą oczy. Teraz miałam naprawdę wszystko... I niczego więcej do szczęścia nie było mi trzeba... no może kolejnego małego Reusa do kolekcji... ale to z czasem...

________________________________________________________

Eheeee XDDD nie byłabym sobą, gdybym tego teraz nie zrobiła no XDD
Jest z nami młody Rojs XD
Do piątku <3
KC ♥

piątek, 14 października 2016

Po trzydzieste siódme: Aniołek

Jak zacząłem, tak się zaciąłem. Od wczoraj planowałem przebieg tego obiadu. Zadzwoniłem do rodziców, zaprosiłem ciocię. Chciałem, by wszystko było dopracowane na ostatni guzik. Spoglądałem na zdziwioną Sky. Denerwowałem się, lecz wiedziałem, że jeśli nie teraz to już nigdy.
- Sky - odchrząknąłem - Mogę cię o coś zapytać? - spojrzałem na nią. A gdy ta skinęła mi głową, kontynuowałem - Zaprosiłem tutaj rodziców, ciocię... ponieważ są najważniejszymi osobami w moim życiu tak jak ty i Karl. Chciałbym - przerwałem na moment, żeby wyciągnąć z kieszeni marynarki czerwone pudełeczko. Uśmiechnąłem się nerwowo, gdy zauważyłem jej zdziwiony wzrok. Nie minęła nawet chwila a jej oczy zaszkliły się od łez.
- Kocham cię, bardzo mocno. Nie wyobrażam sobie teraz mojego życia bez was... Zostaniesz moją żoną? - zapytałem, klęcząc przed nią.
- Tak - powiedziała cicho i od razu wpadła w moje ramiona. Zaśmiałem się cicho, mocno ją do siebie tuląc. Kątem oka spojrzałem na mamę i ciocię, których twarze zdobiły wielkie uśmiechy, podobnie było z tatą - Dziękuje, że cię mam - szepnęła mi na ucho. Przymknąłem z radością oczy, by chwilę później ucałować czule jej czoło i w końcu założyć pierścionek na palec.
- Kocham cię - wyznałem po raz kolejny i pocałowałem z radością usta mojej narzeczonej. 
- Ja też - odpowiedziała, uśmiechając się do mnie szczerze. Moje kąciki poczyniły to samo. Właśnie taką szczęśliwą chciałem oglądać ją już do końca naszego życia. 
- Ale mam coś jeszcze - zacząłem podchodząc do cioci - To dla ciebie za wszystko - oznajmiłem podając jej średniej wielkości pudełeczko - Jesteś naszym Aniołem stróżem ciociu. Dziękuje ci za wszystko - rzekłem przytulając ją z całych sił.
- Przesadziłeś chrześniaku! - powiedziała roześmiana, grożąc mi palcem.
- Na koniec - przerwałem jej - Wszystkiego najlepszego - powiedziałem cmokając ją w policzek.
- Dziękuje kochanie - odpowiedziała tuląc się do mnie. 
Nie minęła chwila, gdy rodzice z równie wielkimi uśmiechami zaczęli składać cioci życzenia, by następnie z radością uściskać Sky...
Natłok wrażej i emocji sprawił, że blondynka zasnęła w samochodzie. Raz po raz spoglądałem na nią delikatnie unosząc swoje kąciki ust ku górze. Tak bardzo ją kochałem... Gdy dojechaliśmy delikatnie wziąłem ją na ręce i skierowałem się do mieszkania. Wszystko wyszło by mi idealnie, gdyby nie to, że moja księżniczka obudziła się, gdy położyłem ją na łóżku.
- Śpij kochanie - szepnąłem całując ją w czoło.
- Chodź tutaj do mnie - powiedziała rozkładając ręce. Z radością podbiegłem do niej i szczelnie ją objąłem - Dziękuje ci za wszystko - zaczęła patrząc mi w oczy - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało - powiedziała - Wiem! - kontynuowała nagle, gdy już otwierałem usta, by coś powiedzieć - Powtarzałam ci to już wiele razy, ale wiedz, że będę to robiła często... bardzo - uśmiechnęła się, gładząc dłonią mój policzek - Jestem tak bardzo szczęśliwa... Ciocia nie jest tylko moim aniołem... Jesteś nim również ty - rzekła opierając swoje czoło o moje - Jesteś, byłeś i będziesz. Bo dzięki tobie mam teraz wszystko. Będę mamą, będę mieć rodzinę... Spełniłeś moje marzenia... Sprawiasz, że czuje się przy tobie bezpieczna, a co najważniejsze niczego się w twojej obecności nie boję - zakończyła całując mnie czule. Odwzajemniłem pieszczotę z wielką chęcią i miłością. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, lecz mój maleńki Karl, zbyt bardzo mi to uniemożliwiał, ale mimo wszystko... Oboje byli moim całym i największym światem. Moim życiem... moją miłością...

____________________

Chyba po malutku we na wraca :)
No ale jak zawsze z długością nie powala XD
Jak ja kocham na siebie narzekać XD 😂
Nie truje was już dłużej i lecę :D
Do piątku misie ❤✋
Dziękuje, że jesteście ❤

piątek, 7 października 2016

Po trzydzieste szóste: Szczęście

Stałam oparta o parapet okna w kuchni, z radością przyglądałam się blondynowi, który smacznie zajadał naleśniki. 
- Przepyszne - rzekł z pełną buzią, na co zareagowałam śmiechem. Marco uśmiechnął się do mnie promiennie i kontynuował to co przed chwilą przerwał.
- Jeśli Karl będzie taki sam to ja oszaleję - powiedziałam żartobliwie, siadając obok piłkarza.
- Spokojnie - odpowiedział - Karli będzie najlepszym synkiem na świecie. Już ja się o to postarałem... przekonasz się - rzekł roześmiany.
- Eheee - przeciągnęłam śmiejąc się pod nosem.
- Dzisiaj zabieram was na obiad. Będą moi rodzice i ciocia - rzekł w pewnym momencie a ja pokiwałam ze zrozumieniem głową - Bądź gotowa na czternastą trzydzieści.
- Będę - odpowiedziałam i ucałowałam go w policzek - Kończ i leć bo się spóźnisz - oznajmiłam.
Nie minęła chwila a Reus skradł z moich ust czułego buziaka i zniknął za drzwiami mieszkania. Ja w tym czasie zdążyłam już włączyć muzykę i zacząć sprzątać. Z uśmiechem na twarzy bujałam się delikatnie w rytm spokojnej muzyki płynącej z głośników. Moje kąciki uniosły się ku górze jeszcze bardziej, gdy poczułam jak Karl rusza się delikatnie w moim brzuchu. Usiadłam na moment i przyłożyłam do niego dłoń. 
- Moje maleństwo - powiedziałam przejeżdżając dłonią po miejscu w którym odznaczyła się przed chwilką jego rączka - Nie śpieszy ci się czasem na świat? - zapytałam - Bo mamusia i tatuś chcą cię już przy sobie - dodałam.
Ból pleców doskwierał mi niemiłosiernie, więc czym prędzej poszłam do sypialni i położyłam się do łóżka. Już wiedziałam jak spędzę te kilka godzin...
- Kochanie - usłyszałam nad swoim uchem - Wstawaj.
- Mhhhmm - powiedziałam przeciągając się na wszelkie strony - Która godzina? - zapytałam spoglądając na Marco.
- Trzynasta trzydzieści - uśmiechnął się i ucałował mnie w głowę - Przyszykuj się ze spokojem. Ja poczekam na dole - dodał i wyszedł z pokoju. Wstałam ostrożnie i powolnie skierowałam się do szafki. Wyciągnęłam z niej lekką sukienkę i baleriny. Zwinnie uwinęłam się pod prysznicem i półgodziny później wychodziłam z łazienki już odświeżona. Z makijażem poradziłam sobie równie szybciutko. Zgarnęłam torebkę z łóżka i skierowałam się do salonu.
- No proszę, proszę - zarechotał blondyn - Jestem dumny - dodał spoglądając na zegarek - Tyle przed czasem...
- Spadaj - uśmiechnęłam się, by po chwili wytknąć mu język.
Piłkarz szybko znalazł się obok mnie i chwytając moją dłoń obrócił mnie dookoła, by na sam koniec skraść z moich ust czułego i długiego buziaka.
- Teraaaaaaz to ja mogę iść - rzekł, rechocząc cicho. Skierował się po kluczyki i razem opuściliśmy mieszkanie.
Zdziwiona spoglądałam za okno, gdy jechaliśmy na miejsce. Mieszkałam w Dortmundzie już tyle lat, lecz nigdy nie jechałam tą drogą. Niecałe dwadzieścia minut później dojechaliśmy przed restaurację. Przed wejściem zauważyłam uradowaną twarz cioci Ann i rodziców Marco.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się, gdy podeszliśmy do nich.
- Witajcie dzieci - mama Reusa momentalnie odwzajemniła mój gest i mocno nas przytuliła.
Radośnie dyskutowaliśmy o wszystkim i o niczym. Marco z błyskiem w oku opowiadał im o Karlu. A ja? Ja uśmiechnięta wpatrywałam się w niego, jednocześnie mocno trzymając jego dłoń. Te iskierki w jego oczach sprawiały, że moje ciało ogarniało ciepło.
- No więc... - odchrząknął i spojrzał to na mnie, to na rodziców i ciocię...

__________________________________________________________

Ooooo mamo ;'(((((
Przepraszam za to coś. Jest okropny, wiem :C
Moja wena zniknęła, lecz nadal próbuję ją odnaleźć.
Spróbuje się poprawić, a teraz zostawiam was z tym czymś :C
Do piątku :*

piątek, 30 września 2016

Po trzydzieste piąte: Nadzieja

Nie wiedziałem co mam już robić. Sky nie dopuszczała do siebie w ogóle tej wiadomości, że mielibyśmy wyjechać z Dortmundu. Nie wyobrażała sobie, mnie w innym klubie niż Borussia. To miejsce było dla niej domem i dla mnie również. Nie chciała by nasze dziecko wychowywało się gdziekolwiek indziej niż tutaj, lecz te słowa, które wypowiedziała na samym końcu swojej wypowiedzi sprawiły, że tym razem to mnie zamurowało. Minęła chwila zanim jej słowa dotarły do mnie ostatecznie, a moje całe ciało oblało ciepło jak i niesamowicie ogromna radość. Będziemy mogli zostać, będziemy mogli być szczęśliwi.... Tutaj.
- Thom siedzi w więzieniu. Ciocia wniosła o zakaz zbliżania się do naszej rodziny. Sąd po wszystkich zebranych zeznaniach. Moich, cioci... moich byłych sąsiadów... postanowił, że dla bezpieczeństwa zostanie on przewieziony do więzienia w Dublinie - mówiła z ulgą w głosie - Będziemy bezpieczni Marco - dodała przez płacz - A to wszystko dzięki cioci - zakończyła wtulając się z całej siły w moje ciało. Objąłem ją swoimi ramionami z całych sił i nie szczędziłem sobie łez. Przez tyle czasu, gdy się z nim trudziliśmy w końcu będziemy mieli nasz wymarzony spokój. Zwinnym ruchem odnalazłem jej usta i z ogromną radością wpiłem się w jej cudowne usta.
- Zaraz... co? - zapytałem zdziwiony - Ciocia?
- Ciocia - przytaknęła - Gdy spytałam się jakim cudem.. odpowiedziała mi, że ma swoje wtyki - wyjaśniła po czym oboje się zaśmialiśmy.
- W takim razie.. wracajmy do domu - uśmiechnąłem się szeroko i podałem jej dłoń. Z moją pomocą wstała z miejsca i skierowaliśmy się w stronę auta. Nie potrafiłem myśleć o czymkolwiek innym. Jedyne co siedziało w mojej głowie to to, że zostanę w Borussii, zostanę w domu... W moim domu wychowam mojego wspaniałego syna. W moim jedynym miejscu na ziemi. W moim Dortmundzie. Ze Sky przy boku...
- Tak bardzo cię kocham - powiedziałem w jej usta, gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania - Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo - mówiłem skradając z jej ust czułe pocałunki.
- Ja też - powiedziała uśmiechnięta kładąc dłonie na moich policzkach. Spoglądała w moje oczy z ogromną czułością i radością. Na dodatek ponownie ujrzałem w nich jej cudowne ogniki. Ponownie przytuliłem ją mocno do siebie i przez dłuższy czas w ogóle nie chciałem jej puścić - Pójdę się położyć - ucałowała mnie w policzek i skierowała się w stronę sypialni. Obserwowałem dokładnie każdy jej ruch, aż do momentu, gdy nie zniknęła za drzwiami.
- W końcu - mruknąłem radośnie sam do siebie.
Ruszyłem w stronę kuchni, gdzie wstawiłem wodę na herbatę. Zwinnym ruchem wybrałem numer do cioci i czekałem aż odbierze połączenie.
- Witaj słońce - usłyszałem jej uradowany głos w słuchawce.
- Dziękuje ciociu - wypaliłem na starcie - Dziękuje - powtórzyłem - Będę ci wdzięczny do końca życia - zakończyłem.
- Nie dziękuj mi Marco - odpowiedziała natychmiast - Już od dłuższego czasu maczałam w tym palce. Powinnam was przeprosić, że to tak długo trwało, ale policja chciała konkretne dowody, które dostała dopiero po nieszczęśliwym wypadku z ochroniarzem - wyjaśniła.
- Mimo wszystko będę ci wdzięczny - powtórzyłem po raz kolejny - Zawsze.
- No dobrze, już dobrze - mruknęła - Jak Karl? - usłyszałem.
- W porządku - odpowiedziałem uśmiechając się na samą myśl o moim małym brzdącu - Bardzo grzeczny chłopiec z niego. Nie kopie swojej mamy, nie kręci się - dodałem.
- To wspaniale! Zuch chłopiec - odparła.
- Ciociu.. zapraszam cię na obiad. Jutro o piętnastej pasuje? - zapytałem.
- Dla was zawsze i wszędzie znajdę czas - odpowiedziała - Dziękuje za zaproszenie.
- Kocham cię - rzekłem podchodząc do okna i wpatrując się w panoramę Dortmundu - I dziękuje...
- Marco... - jęknęła na co się zaśmiałem - Też cię kocham maleńki - odparła - Do jutra.
- Do zobaczenia - rzekłem by po chwili się rozłączyć.
Kolejny raz tego dnia na moją twarz wkradł się uśmiech, gdy poczułem jak zgrabne dłonie Sky oplatają mój brzuch a ona sama wtula się w moje plecy. Obróciłem się w jej stronę i przyciągnąłem do siebie. Złożyłem na jej czole czuły pocałunek by po chwili skraść kolejnego z jej ust...
- Od teraz... będziesz najszczęśliwszą kobietą na ziemi kochanie - szepnąłem na jej ucho, lekko je przygryzając.Usłyszałem jej cichy jęk na co zachichotałem cicho za co dostało mi się lekko przez głowę - No co? - poruszyłem zabawnie brwiami.
- Jak ja cię kiedyś uduszę - powiedziała roześmiana - To już ci nie będzie tak radośnie - dodała.

________________________

Hej, hej ❤
Ja tutaj tylko na chwilkę :(
Przepraszam za to, że zjawię się u was dopiero w następnym tygodniu, jak i za błędy :((
Do piątku ❤

piątek, 23 września 2016

Po trzydzieste czwarte: Ucieczka

Z radością czekałam na jednej z ławeczek na lotnisku. Moja noga nie potrafiła się uspokoić, a ja już nie mogłam wytrzymać. Gdy tylko ujrzałam grupkę w żółtych koszulkach od razu ruszyłam w ich stronę. Moją twarz ozdobił ogromny wyszczerz w momencie kiedy ujrzałam moją blond lamę. Marco momentalnie objął mnie swoimi ramionami i czule wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pieszczotę z tęsknotą. 
- Moje kochane maleństwo - powiedział czule całując mnie w czoło.
- Kocham cię - odparłam.
- Ja też - uśmiechnął się - Idziemy? - zapytał, na co pokiwałam mu twierdząco głową. Jego dłoń momentalnie chwyciła moją i splotła nasze palce razem - Jak Karl?
- Był grzeczny - odpowiedziałam uśmiechnięta kładąc swoją drugą dłoń na brzuchu - Bardzo grzeczny - dodałam szczerząc się w stronę piłkarza, który nie pozostał mi dłużny i sekundę później już ukazywał swoje zęby w szerokim uśmiechu.
- Posłuchał tatusia - odparł dumnie.
Kierowaliśmy się wprost na parking, gdzie stał zostawiony przeze mnie samochód. Marco od razu zauważył swoją kolejną miłość i gdy tylko otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, szybko znalazł się za jej kierownicą.
- Powiesz mi w domu? - spojrzałam na niego, gdy tylko przypomniało mi się o tym, że miał mi coś powiedzieć, gdy wróci.
- Tak - rzekł natychmiastowo - Lecz będziesz musiała jeszcze chwilę poczekać, ponieważ najpierw zabieram cię na pyszną kolację, a później spacer - wyjaśnił.
- Noooo dobra - zgodziłam się, chociaż ciekawość zżerała mnie od środka. Nie mogłam już doczekać się aż słowa, które chciał mi przekazać w końcu wypłyną z jego ust.
Droga do restauracji nie trwała nam zbyt długo. Niecałe dwadzieścia minut później znaleźliśmy się pod ulubioną knajpką Reusa.
- Jak było na zgrupowaniu? - zapytałam, gdy siedzieliśmy już przy wolnym stoliku w rogu sali. Delikatny, czerwony kolor ścian idealnie łączył się z tego samego koloru dodatkami i serwetkami jak i białym obrusem.
- Męcząco, ale fajnie - uśmiechnął się w moją stronę - Choć bardzo za wami tęskniłem i nie było nawet chwili bym o was nie myślał - dodał nachylając się by być bliżej i bliżej moich ust. Ułatwiłam mu zadanie i ucałowałem jego wspaniałe usta.
- Jesteś kochany - powiedziałam chwytając jego dłoń leżącą na stole.
- Dla ciebie zawsze - odpowiedział radośnie - Dla was - poprawił się szybko i wyszczerzył się jeszcze bardziej. Zachichotałam cicho - Smacznego słoneczko - rzekł zabierając do dłoni sztućce.
- Wzajemnie - odparłam zabierając się za jedzenie. Byłam głodna jak wilk. Karl był coraz większy i domagał się bym i również ja była większa.
- Smakuje ci - zaśmiał się blondyn widząc jak wcinam,
- To przez Karla - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Nie ładnie zganiać na naszego grzecznego synka - zarechotał. Wytknęłam mu w odpowiedzi język i wróciłam do pałaszowania jedzenia. Roześmiany wzrok piłkarza przez cały czas spoczywał na mojej osobie - Jesteś taka piękna - rzekł oczarowany - Chyba będę musiał się starać przez cały czas byś chodziła z tym cudownym brzuszkiem - dodał.
- Rozumiem, że chcesz otworzyć przedszkole - zaśmiałam się.
- Nie - odparł krótko - Jedynie chcę mieć czwórkę dzieci.
- W sumie... z tobą mogę mieć to przedszkole - uśmiechnęłam się uroczo i patrząc wprost w jego oczy, posłałam mu buziaka.
Po mile spędzonym obiedzie Marco wziął mnie na spacer tak, jak zarządził po przyjeździe. Jego dłoń kurczowo trzymała moja, a jego buzia nie zamykała się nawet na chwilę. Zdawał mi całkowitą relację z obozu, nie pomijając ani momentu. Nawet tego, że trener powierzył mu opaskę kapitana na ten rok. Byłam z niego niesamowicie dumna.
- Ale odmówiłem - rzekł a stanęłam jak wryta. Nie ruszałam się przez bardzo długi moment i patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć w jego słowa.
- Jak to? - zapytałam.
- Miałem ci to powiedzieć w domu.. ale nie mogę już tego trzymać w sobie.
- Marco? - ponagliłam go, gdy przed dłuższą chwilę nic nie mówił.
- Może usiądziemy? - wskazał na ławkę, gdzie po chwili siedzieliśmy - Odmówiłem, dlatego... dlatego, że postanowiłem odejść z Borussii - rzekł łamiącym się tonem. Bawił się nerwowo moją dłonią - Uciekniemy stąd i będziemy bezpieczni - wyjaśnił - Tam gdzie pojedziemy nie będzie wam nic groziło. Może tam nas nie znajdzie - mówił a po moich policzkach spływały łzy. Nie potrafiłam w to uwierzyć. Jego wypowiedź nadal odbijała się echem w mojej głowie. Chciał zmienić swój ukochany klub, byśmy byli bezpieczni. Dla mnie, dla Karla... Nie mogłam do tego dopuścić...
- Proszę powiedz, że jeszcze wszystko idzie odkręcić - szepnęłam.
- Jestem już po rozmowie wstępnej. Za dwa dni mam poznać ostateczne warunki i podpisać kontrakt...
Westchnęłam cicho spoglądając na niego. Chciałam w jego oczach ujrzeć, że to żart, że dziś pierwszy kwietnia a on chciał zrobić sobie ze mnie jaja... jednak jego oczy wyrażały tylko i wyłącznie dwie rzeczy. Prawdę i ból...

__________________________

Dobry wieczór 😘 <3
Przepraszam, że dziś tak późno :( i za błędy również :/ 
Czekam na wasze opinie ;))
Do piątku ❤

piątek, 16 września 2016

Po trzydzieste trzecie: Decyzja podjęta

Kolejne dni mijały bez żadnych zaskoczeń. Wszystko było spokojnie. Sky nic nie groziło.. Thom nagle zniknął. Na nasze szczęście. Za dwa dni wracamy do Dortmundu. Już nie mogłem się doczekać, aż będę przy nich. Wtedy będę na sto procent pewien, że są bezpieczni. Przez cały czas zgrupowania miałem do przemyślenia pewną sprawę, więc gdy tylko znalazła się chwila wolnego czasu, zaraz po telefonie do mojej kaczuszki, od razu główkowałem każde plusy i minusy mojej decyzji. No i tak w końcu przyszedł dzień i godzina w której się zdecydowałem. 
- Wstawaj blondi - zarechotał Auba wchodząc do naszego pokoju - Za dwie minuty mamy być na dole - dodał uderzając lekko palcem w tarczę swojego zegarka.
- Cholera - mruknąłem i zerwałem się szybko by przyszykować się do treningu - Straciłem rachubę czasu - dodałem kierując się szybko do łazienki. Ogarnąłem się w miarę i ruszyłem w stronę drzwi - A ty co? - zapytałem spoglądając na Gabończyka, który leżał na swoim łóżku i czekał na mnie. 
- Miałeś jeszcze dziesięć minut - rzekł roześmiany - Chciałem tylko sprawdzić jaki jesteś szybki - dodał śmiejąc się głośno, gdy rzuciłem w niego poduszką.
- To idziemy? - zapytałem spoglądając na niego wyczekująco.
- Ehe - mruknął podnosząc swoje cztery litery z materaca. Ruszyłem przed nim, lecz po chwili napastnik dorównał mi kroku. 
- Witam panowie! - usłyszałem za swoimi plecami głos Łukasza, który po chwili również szedł obok mnie.
- Siema Piszczu - powiedziałem przybijając przyjacielowi piątkę.
- Jak tam? - zagadnął Pierre.
- W porządeczku moje mordki - odpowiedział radośnie - A u was? 
- Okej - odpowiedziałem uśmiechając się porozumiewawczo do przyjaciela.
- Cudownie - odparł napastnik - Tylko mógłbym jeszcze troszkę pospać - dodał przeciągając się na różne strony.
Gdy tylko dołączył do nas Papa, całą czwórką skierowaliśmy się do hotelowego holu. Wszyscy już byli oprócz spóźnialskiej dwójki jaką byli Durm i Pulisic.
- Jesteśmy! - pisnął siedemnastolatek wybiegając razem z Erikiem ze schodów.
- Ta cholerna winda nie chciała przyjechać - zaczął się tłumaczyć Durm a trener machnął tylko z rozbawieniem dłonią. Wszyscy wsiedliśmy do autobusu, który ruszył w stronę naszego boiska treningowego..
Po trzech godzinach w końcu nastał koniec. Słońce grzało niesamowicie, a z naszych ciał pot lał się strumieniem ale gdy tylko zimna prysznicowa woda zaczęła spływać po moim ciele odetchnąłem z ulgą. Odświeżony kierowałem się z powrotem do autobusu i zająłem jedno z miejsc na samym końcu. Rozłożyłem się wygodnie i czekałem na resztę.
- Ten znowu śpi - usłyszałem głos wielkiego pana Aubameyanga.
- Nie śpię pacanie! - odparłem spoglądając na niego - Lepiej patrz na siebie. Ledwo wrócimy do hotelu ty już będziesz robił nynu - odgryzłem się. 
Mój śmiech przybrał na sile jeszcze bardziej, gdy napastnikowi zabrakło argumentów i ze śmiechem pokazał mi środkowy palec. Usiadł koło mnie i zaczął coś mruczeć w moją stronę. Wiedziałem, że robi to specjalnie więc spojrzałem na niego wzrokiem, którego nienawidził. Momentalnie zaczął rozmawiać głośniej.
- Ładnie go wytresowałeś rudy - zaśmiał się Łukasz.
- Zdam ci kiedyś moje triki - odparłem śmiejąc się z obrońcą.
- Haha hihi - zaczął Auba - Żebyś ty czasem jutro nie obudził się z jedną brwią - zagroził mi palcem.
- Tylko byś spróbował padalcu - rzekłem.
- Chcesz się przekonać? - zapytał poruszając brwiami.
- Teraz, to muszę porozmawiać z moją ukochaną kaczuszką - odparłem widząc zdjęcie Sky na moim telefonie.
- Leć kaczorku - zakończył śmiejąc się wraz z chłopakami.
Wieczorem, gdy Pierre poszedł pograć z chłopakami w fifę, miałem chwilę by po raz ostatni przemyśleć wszystko dokładnie. Dziś nadszedł ten dzień w którym musiałem podać wstępną decyzję, a ona już została podjęta...
Odchodzę... odchodzę z Borussii do Arsenalu... Dla naszego bezpieczeństwa...

______________________________________________________

Hej, hej :)
Jak tam u was? :))
Ja wiem, że znów krótki :/ przepraszam bardzo :/
Obiecuje poprawę :C
Za błędy również przepraszam :)
Do piątku ♥

piątek, 9 września 2016

Po trzydzieste drugie: Kończę ze sobą

Miałam dość... Nie miałam już siły na nic. Jedyną myślą, która trzymała mnie przy życiu było to, że mam dla kogo żyć. Był Marco i jeszcze Karl. Dla tej dwójki musiałam przeżyć wszystko. Bo strasznie ich kochałam. Nie mogłam się poddać. Nie mogłam pokazać temu dupkowi, że jestem słaba i się go boje. Pokaże mu na co mnie stać. Pokaże mu, że już nie należę do niego i nie może mną rządzić. Pokaże mu, że on już nie należy do mojego życia i może zniknąć...
- Proszę - powiedziałam starając się aby mój głos był normalny - Ciocia - powiedziałam cicho.
Chwilę później tonęłam już w uścisku cioci Ann. Wtuliłam się w nią mocno, a ona objęła mnie szczelnie swoimi ramionami.
- Już dobrze kochanie - szepnęła całując mnie czule w głowę - Nie pozwolę was skrzywdzić - zapewniła - Zajmę się tym...
- Ciociu..
- Już nic nie mów Sky - odpowiedziała uśmiechając się delikatnie - Wiem co robić - dodała spoglądając z pewnością wprost w moje oczy. Westchnęłam cicho, kiwając bezradnie głową - Wiesz, że nie możesz się denerwować - rzekła.
Ponownie skinęłam jej głową i ponownie zatonęłam w jej ramionach. Przymknęłam na moment swoje oczy, by choć na chwilę uciec od tego świata, od wszystkich problemów.
- Prześpi się - usłyszałam koło ucha - Dobrze ci to zrobi - dodała uśmiechając się lekko.
Ułożyłam się wygodnie, a ta okryła mnie szczelnie kołdrą. Oznajmiła mi, że będzie w salonie i zniknęła za drzwiami sypialni. Spoglądałam na okno starając się odpłynąć...
Obudziłam się, gdy na niebie słońce grzało już dosyć mocno. Spojrzałam na zegarek, a moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy ujrzałam godzinę dwunastą.
- Dzień dobry - powiedziałam do wszystkich siedzących w jadalni. Mason i Erwin zajadali kanapki przygotowane przez ciocię tak, aż im się uszy trzęsły. Natomiast ona sama stała oparta o szafkę kuchenną i z uśmiechem wypisanym na twarzy wpatrywała się w ten obrazek.
- Witaj kochanie - odpowiedziała zadowolona.
Posłałam chłopakom uśmiech, gdy również oni mi odpowiedzieli. Zakosiłam im trzy kanapki i usiadłam blisko cioci.
- Karl i ja mówimy, że przepyszne - rzekłam oczarowana z pełną buzią, co wywołało u cioci głośny śmiech. Sama po chwili dołączyłam do niej.
- Pani Sky ma racje - odezwał się brunet.
- Sky Erwin, Sky - poprawiłam go uśmiechając się do niego ciepło.
- Tak jest pani kapitan - zaśmiał się.
- Wy tak wszyscy? - zapytałam roześmiana.
- Raczej tak - rzekł Mason.
Pokręciłam rozbawiona głową i upiłam łyk ciepłej herbaty, którą przygotowała mi ciocia...
Dziś zmieniam swoje życie. Życie, w którym nie będzie Thoma. Szczęśliwe życie...
- Dzień dobry kaczuszko - usłyszałam głos Marco w słuchawce - Wszystko dobrze? - zapytał.
- Cześć - odparłam uśmiechnięta - W porządku. Tęsknimy za tobą - dodałam.
- Ja też.. ale już niedługo wracam... - rzekł - No dobra... to niedługo to raczej źle powiedziane, ale uwierz.. gdy tylko wrócę mam do ciebie pewną wiadomość - oznajmił.
- Więc wiedz, że czekam z niecierpliwością - odpowiedziałam.
- Ciocia dzwoniła, że przyjedzie.
- Tak, jest już - odparłam - Ciesze się, że przyjechała - dodałam.
- Humor lepszy słyszę - stwierdził, a ja wiedziałam, że się uśmiecha.
- Dzięki niej i tobie - wyznałam zgodnie z prawdą. Swoje kroki skierowałam do sypialni, gdzie chwilę później położyłam się na łóżku. Karl był coraz cięższy, a moje plecy dawały się we znaki. Uśmiech podczas rozmowy z Marco nie schodził mi w ogóle z twarzy. Mój wzrok cały czas spoczywał na naszym wspólnym zdjęciu, które powieszone było na ścianie naprzeciwko łóżka. Tak bardzo go kochałam... I to dla niego chciałam dalej żyć...

____________________________

Hej, hej :))
Za błędy przepraszam :/
Do piątku ❤

piątek, 2 września 2016

Po trzydzieste pierwsze: Załamanie

Wracaliśmy właśnie w kierunku hotelu z treningu. Wszystkim dopisywały wyśmienite humory. Śpiewaliśmy różne piosenki zarazem sprawdzając media społecznościowe. Gdy już przeglądnąłem wszystko z uśmiechem zacząłem przyglądać się mojej pięknej tapecie, na której byliśmy we dwójkę. Ja trzymający dłonie na brzuchu Sky, które ułożyłem w kształcie serca. Z każdym momentem przekonywałem się, że ten nasz wspaniały Piszczu to całkiem niezły fotograf był. Chyba pomylił się z powołaniem. Moje przemyślenia przerwał telefon. Przeciągnąłem palcem po ekranie i przyłożyłem aparat do ucha,
- Co tam Andre? - zapytałem, uśmiechając się w stronę Auby, który gestykulował coś w moją stronę. Jednak mój uśmiech zszedł momentalnie, gdy usłyszałem powód, przez który ochroniarz do mnie zadzwonił.
- On tutaj był Marco - westchnął - Goniliśmy go... Aż do momentu, gdy rzucił się na Luke. Nawet nie wiedzieliśmy, gdy wyciągnął nóż i dźgnął go w brzuch - przerwał na moment, by zaczerpnąć ociężale powietrza - Uciekł nam... - zakończył.
- Co z nim?
- Żyje, wszystko w porządku - wyjaśnił - Jesteśmy obecnie w szpitalu. Zadzwoniłem do dwóch kumpli, którzy na czas naszego pobytu tutaj zajmą się ochroną Sky - dodał.
- Dzięki Bogu, że nic wam wszystkim nie jest - odetchnąłem z ulgą, lecz moje dłonie nadal drżały - Sky... Sky wie? Nie powinna się teraz denerwować - powiedziałem przejęty.
- Spokojnie - odpowiedział - Wie, nie chciała się uspokoić. Rozkazała zawieźć mi się do szpitala, by dowiedzieć się co z Lukiem, ale zadzwoniłem do twojej cioci i ona się nią zajęła - rzekł.
- Dobrze... - westchnąłem zrezygnowany - W takim razie... Dziękuje chłopaki - mruknąłem smutno.
- To nasza praca Marco - powiedział.
- Gdybym mógł coś zrobić.. gdybym mógł pomóc finansowo jakkolwiek... To dzwoń - rzekłem pewnie.
- Będę pamiętać - odpowiedział - Do zobaczenia...
Chwilę później brunet się rozłączył a ja... Ja momentalnie straciłem chęci i ochotę na wszystko, ale i również humor. Miałem ogromną nadzieję, że z Lukiem będzie wszystko w porządku. Nie chciałbym, aby stało mu się cokolwiek złego. Ani jemu, ani Andre a przede wszystkim cioci i Sky. Gdybym mógł, już dzisiaj wracałbym z powrotem do Dortmundu... ale jak zawsze nie mogę. Muszę tutaj siedzieć i martwić się na odległość. Gdy życie moich bliskich i znajomych jest zagrożone przez jednego popieprzonego typa, który nie potrafi zostawić nas w spokoju.
Gdy tylko dotarliśmy do hotelu, momentalnie pognałem do ogrodu, gdzie wybrałem numer ukochanej.
- Sky, kochanie - szepnąłem.
- Marco... tak się bałam - powiedziała łkając - On znajdzie nas wszędzie... Nie da nam spokoju do końca życia - dodała płacząc - Nie chcę nikogo narażać więcej....
- Kaczuszko - mruknąłem smutno - Nie rób nic głupiego błagam - dodałem przestraszony - Nie pozwolę byś odeszła z mojego życia słyszysz? Nie teraz, gdy skradłaś cały mój świat - wyjawiłem - Wymyślimy coś, gdy wrócę. Obiecuje - zapewniłem - Wiesz, że nie możesz się denerwować. Jeśli nie chcesz tego zrobić dla siebie... to zrób to dla Karla - poprosiłem.
- Spróbuje - szepnęła - Ciocia jest - dodała cicho.
- Wiem słońce. Andre do mnie dzwonił - wyjaśniłem - Tak bardzo cię kocham - rzekłem - I tak bardzo się bałem...
- Powinieneś odpoczywać - zauważyła zmieniając temat.
- Odpoczywam - odparłem.
- Przebywając na dworze?
- Nie chciałem, by ktokolwiek mnie słyszał - powiedziałem - Już późno. Spróbuj zasnąć kochanie.
- Dobrze, dobranoc. Kocham cię.
Rozłączyła się zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć. Westchnąłem załamany chowając twarz w dłoniach. Dlaczego cały czas spada na nas cierpienie?... Co ta dziewczyna zrobiła, że cały czas jest skazana na nieszczęście?...
Miałem ogromną ochotę coś rozwalić. Wykrzyczeć całemu światu jak to wszystko mnie boli. Przymknąłem swoje oczy, oddychając głęboko. Zacisnąłem dłonie w pięści powstrzymując się ostatkami sił by niczego nie zrobić. Ruszyłem wgłąb ogrodu, by tylko ostudzić swoje nerwy.
- Rudy co jest? - usłyszałem głos Piszczka za swoimi plecami...
W tamtym momencie nie wytrzymałem. Z łzami płynącymi po moich policzkach ruszyłem w stronę przyjaciela, by po chwili wtulić się w jego ramiona. Łukasz objął mnie przyjacielsko, zarazem pozwalając mi wypłakać się w jego ramię.
- Marco? - zaczął po chwili, gdy pomału się uspakajałem - Wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć?
- Wiem Piszczu, wiem - odpowiedziałem - Przepraszam, za to co przed chwilą miało miejsce - mruknąłem ocierając swoje policzki, po których spływały przed chwilą słone krople cieczy.
- Nie masz za co przepraszać - warknął - Przecież... a zresztą - machnął ręką - Powiesz mi? Może zrobi ci się lżej - spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie by dodać mi otuchy.
- Nie może - rzekłem - Na pewno - dodałem, wzdychając cicho. Gdy uspokoiłem się calkowicie zacząłem mu wszystko opowiadać...

______________________________

Przepraszam, że dziś jestem tak późno :((
Opowiadajcie jak tam po pierwszym dniu? :))
Która klasa na was czeka w tym roku? 
Mnie 3lo co się z tym liczy... Maturka ❤ o której mówili nam wszystko i zapisywaliśmy przebieg egzaminów nawet w pierwszym dniu a co! XD 
Lecę <3
Do piątku ❤

piątek, 26 sierpnia 2016

Po trzydzieste: Chwila grozy


Na początku miesiąca Marco tak jak powiedział, tak też zrobił. Załatwił nam ochronę w czasie, gdy on jest na treningu. Andre i Luke są dwoma, młodymi, miłymi i wspaniałymi chłopakami. Zaprzyjaźniliśmy się od razu. Nadal nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego oboje wybrali taki zawód. By, gdy dojdzie co do czego, będą musieli poświęcić swoje życie. Był spokój.. Ten o którym często marzyłam. Byliśmy szczęśliwi... Można było tak powiedzieć...
- Do zobaczenia kochanie - blondyn obdarował mnie tym swoim najpiękniejszym uśmiechem na świecie, który był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla mnie. Ucałowałam jego cudowne usta, a on zniżył się jeszcze na moment - Nie dawaj zbytnio mamie popalić Karl - dodał uradowany cmokając mój brzuch na pożegnanie - Widzimy się po obozie - westchnął całując mnie czule. Z każdą chwilą pogłębiał naszą pieszczotę i z każdą chwilą czas mijał - Będę tęsknić - cmoknął mnie czule w czoło.
- Ja też - powiedziałam cicho.
Ostatni raz ucałował mnie w usta i zanim zniknął za drzwiami porozmawiał jeszcze chwilę z chłopakami...
- Więc zostaliśmy sami na dwa tygodnie - uśmiechnęłam się delikatnie gładząc swój brzuch - Tatuś pojechał się przygotować do sezonu - dodałam - By być jeszcze lepszym.. Choć dla mnie i tak jest najlepszy na świecie - zakończyłam kierując swoje kroki w stronę kuchni. Wyjęłam z szafki torebkę herbaty i włożyłam ją do kubka. Wstawiłam wodę i ruszyłam do jednego z pokoi, w którym byli chłopcy.
- Panowie kawy? herbaty? coś do picia? - zapytałam uchylając drzwi. Od razu moim oczom ukazał się obraz wyszczerzonych ochroniarzy,
- Nie szefowo - odparł Luke - Jak coś weźmiemy sobie - dodał uśmiechnięty.
- To w takim razie zrobię sobie herbatę i pójdę do sypialni poczytać książkę - oznajmiłam.
- Zrozumiano generale Sky - zaśmiał się Andre.
- Ja z wami oszaleję - zachichotałam i wycofałam się z pokoju chłopaków.
W kuchni zalałam sobie kubek i chwilę później znalazłam się w sypialni. Wciągnęłam z rozkoszą powietrze, w którym nadal unosił się zapach perfum Marco. Uśmiech momentalnie wkradł się na moją twarz. Odstawiłam naczynie na stolik a ja sama, biorąc wcześniej książkę z półki, usiadłam na fotelu...
Czytając odpłynęłam w zupełnie inną krainę. Tak jak to było zawsze. Z radością przekładałam kartkę po kartce. W międzyczasie popijając napój, bądź głaskając swój brzuch. Jęknęłam cicho, gdy musiałam przerwać, gdyż zadzwonił mój telefon, lecz widząc zdjęcie blondyna na ekranie od razu na moją twarz zagościł szeroki uśmiech.
- Doleciałem bezpiecznie. Auba już mi się wepchnął do pokoju. Teraz siedzi i się szczerzy jak debil. No ale co zrobisz. A później, że mój mózg coraz bardziej szwankuje - mówił na jednym wdechu. Zaśmiałam się cicho a ten kontynuował - Tak w ogóle to dobry wieczór kochanie.
- Hej - odpowiedziałam roześmiana - Pozdrów go! - dodałam.
- Nie wiem, bo on nie zasługuje na pozdrowienia od tak pięknej kobiety - rzekł roześmiany - Jak Karl? - zapytał.
- Spokojny - uśmiechnęłam się momentalnie spoglądając na brzuch - Nawet nie kopie - dodałam.
- Mój miś wspaniały posłuchał taty - powiedział a dumę w jego głosie potrafiłby wyczuć każdy - A ty? co robisz? - dopytywał.
- Czytałam - odpowiedziałam - Skorzystałam z tego, że są tutaj inne książki - zaśmiałam się.
- Gdy już będzie stał nasz dom. Kupię ci całą ogromną biblioteczkę - oznajmił pewnie.
- Marco - westchnęłam.
- Sky... nie zaczynaj - mruknął - Wiesz, że dla ciebie wszystko - dodał - Muszę lecieć - westchnął - Tuchel woła...
- Baw się dobrze. Ćwicz ładnie i wracaj mi szybko - powiedziałam - Już tęsknię - oznajmiłam.
- Ja też kochanie - odparł - Kocham cię. Papaśki - oznajmił.
- Do zobaczenia - rzekłam kończąc połączenie.
Uśmiech kolejny raz nie schodził z mojej twarzy. Słysząc jego głos od razu czułam się lepiej...
Już miałam po raz kolejny sięgać po książkę, gdy ktoś zaczął rzucać kamyszkami w okno. Podeszłam do niego zdenerwowana i kuknęłam. Widząc osobę za oknem gęsia skórka pojawiła się na moim ciele. Machał do mnie bezczelnie z tym swoim okropnym uśmiechem. Szybko odsunęłam się od okna, a gdy spojrzałam jeszcze raz nadal tam stał.
- Andre, Luke! - zawołałam.
Chłopcy wpadli do pokoju w mgnieniu oka. Widząc mnie przy oknie od razu się do niego skierowali. Luke ze względu, że był troszkę mniejszy od drugiego, wyjrzał przez szybę.
- Zostań tutaj Sky - poprosił i oboje biegiem ruszyli w stronę wyjścia.

______________________________

Hej, hej :)))
Dziękuje za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jesteście wspaniałe ❤
Do piątku, już szkolnego :'((( 😫

piątek, 19 sierpnia 2016

Po dwudzieste dziewiąte: Będziemy szczęśliwi

- Obiecuje ci Sky, że nie pozwolę aby stała wam się krzywda - powiedziałem na chwilę obracając głowę w jej stronę - Zrobię wszystko abyście byli bezpieczni - zapewniłem chwytając jej dłoń - Jeszcze zwiedzimy Innsbruck i pokażę ci widok ze skoczni - dodałem.
- Kocham cię - wyznała ściskając mocniej moją dłoń.
- Ja ciebie też słoneczko, najbardziej na świecie - odpowiedziałem, gdy zjechałem na pobocze - Jesteście dla mnie najważniejsi. Dzięki wam jestem szczęśliwy. Twoje pojawienie się zmieniło całe moje życie. Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczny kaczuszko.
Skradłem z jej ust czułego buziaka, potem kolejnego i następnego. Nie potrafiłbym znieść myśli, że mogłoby jej zabraknąć w moim życiu.
- Jedźmy już, nie chcę byś jechał po nocach - uśmiechnęła się delikatnie gładząc mój policzek. Odwzajemniłem lekko jej gest i skradłem ostatni pocałunek z jej ust. Chwilę później byliśmy już w drodze do Dortmundu. 
- Jak wrócimy, na czas budowy, zamieszkamy w wynajętym mieszkaniu. Dla bezpieczeństwa sprzedam ten samochód i kupię nowy. Zmienię tablicę i numer - rzekłem w pewnym momencie.
- Marco nie musisz tego robić - odpowiedziała.
- Muszę i chcę - odparłem momentalnie - Dla waszego i mojego bezpieczeństwa - dodałem - Tak będzie lepiej Sky.
W odpowiedzi poczułem tylko jak delikatnie ściska moją dłoń i ujrzałem blady uśmiech. Szybko cmoknąłem jej wierzch...
Dojechaliśmy do mieszkania dopiero późnym wieczorem. W międzyczasie pożyczyłem od Robina auto a on wziął moje. Wolałem nie ryzykować...
- Mam nadzieję, że będzie ci tu dobrze - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Wszędzie będzie cudownie, gdy ty będziesz obok - odpowiedziała wtulając się w moje ciało.
- Będzie dobrze słoneczko - powiedziałem cicho całując ją w głowę.
- Musi być - odpowiedziała kładąc głowę na moim ramieniu.
Wpatrywałem się w jej spokojną twarz, lecz oczy zdradzały ból i przerażenie. Nie wiedziałem jak jej pomóc. A chciałbym zrobić wszystko aby wszelkie jej kłopoty, cierpienia i bóle spadły na mnie. Ucałowałem ją czule w czoło i mocno przytuliłem jej drobne ciało do swojego.
Ujrzałem na jej twarzy szczery ale zmęczony uśmiech. Kolejny raz skradłem buziaka z jej ust i wziąłem ją na ręce. Swoje kroki skierowałem wprost do sypialni. Delikatnie ułożyłem ją na łóżku by po chwili położyć się obok niej.
- Mogę zrobić jedną rzecz? - zapytałem spoglądając na nią.
- Możesz - uśmiechnęła się.
Wyciągnąłem z kieszeni swój telefon i podniosłem koszulkę Sky ku górze. Położyłem dłoń na jej brzuszku i poprosiłem, by ona położyła swoją na mojej. Pstryknąłem zdjęcie i zwinnie dodałem na swoje portale społecznościowe z dopiskiem "My whole world, my everything ♥"
- Przepiękne - powiedziała wpatrując się w mój telefon.
- Kocham cię - oznajmiłem składając na jej ustach pocałunek - Niedługo zaczyna się sezon - westchnąłem - Wynająłem ochronę... - zacząłem pomalutku, lecz gdy zauważyłem jej minę od razu kontynuowałem - Chcę mieć pewność, że będziecie bezpieczni - ucałowałem ją w głowę.
- Dziękuje, że się tak o mnie troszczysz - uśmiechnęła się delikatnie i ucałowała mnie w usta - Dziękuje za wszystko Marco - dodała - Tak bardzo cię kocham - rzekła kolejny raz wtulając się w moje ciało...
Leżeliśmy tak dłuższą chwilę. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy zorientowałem się, że moja blondyneczka usnęła. Delikatnie wyswobodziłem się z jej uścisku i kolejny raz tego dnia cmoknąłem ją czule w czoło. Okryłem ją jeszcze kocem i zgasiłem światło. Skierowałem się do kuchni, gdzie zaparzyłem sobie herbatę. Westchnąłem cicho stojąc koło okna i wpatrując się w śpiący Dortmund. Wiele pytań krążyło po mojej głowie, a ja nie potrafiłem znaleźć na nie odpowiedzi. Dlaczego on nie chce dać jej i nam spokoju...

__________________________

Hej ❤
Przybywam do was z kolejnym :)
Zauważyłam ostatnio, że jest was tutaj coraz mniej :/ 
Więc mam ogromną prośbę. Każdy, kto to czyta zostawiłby dla mnie chociaż kropkę w komentarzu? :)
To co? Do następnego <3

piątek, 12 sierpnia 2016

Po dwudzieste ósme: Nie mogę dłużej...

Czy to była prawda? Kolejny raz, długo zastanawiałam się w myślach... ale gdy tylko obudziłam się tuż obok niego, mogłam z ręką na sercu przyznać, że to właśnie Marco Reus jest moim ideałem. Moje serce na jego widok wariowało a on sprawiał, że każdego dnia czułam się kochana. To właśnie Marco Reus jest moim aniołem, którego zesłał mi Bóg. Jest moim rycerzem na białym koniu, jest moim kochankiem a zarazem ukochanym. To on był ojcem naszego synka, który będzie moim drugim, ale małym ideałem...
- O czym tak znów myślisz po nocach? - zapytał a po chwili poczułam jego ciepłe wargi na swoim czole.
- O tobie - odparłam.
- Oooo - powiedział uradowany - A więc słucham, co takiego?
- Jesteś najcudowniejszym, najwspanialszym, najpiękniejszym i najukochańszym człowiekiem jakiegokolwiek poznałam - wyznałam.
- Jeeej - pisnął - Dziękuje, też tak twierdzę - zaśmiał się w moje usta, na których złożył czuły pocałunek.
- No i oczywiście skromnym - zachichotałam.
- To też - zaśmiał się.
- Oj Marco...
- Słucham słoneczko? - zapytał okręcając się w moją stronę. Wpatrywał się w mnie jak w jakiś obrazek. Coś kombinował...
- Przestań - jęknęłam zakrywając mu twarz poduszką - Nie lubię jak ktoś się tak na mnie patrzy - dodałam.
Zamiast odpowiedzi, zabrał się do pracy. Chwilę później poczułam jego ręce na moich bokach... Nie minęła sekunda, a z moich ust wydobył się roześmiany pisk spowodowany łaskotkami.
- Przestań błagam - powiedziałam radośnie.
- Masz szczęście - rzekł - Mam dzień dobroci dla zwierząt - zaśmiał się, całując mnie czule. Zachichotałam cicho i odwzajemniłam jego czułość.
- Ja ci dam dzień dobroci dla zwierząt - mruknęłam szczypiąc go w ten jego umięśniony tyłek. Nie minęła chwila, a z ust blondyna wydobył się cichy pisk a on sam wylądował na ziemi. Roześmiałam się głośno, a z moich oczy wydostały się nawet łzy. Nie potrafiłam przestać, a widok chłopaka stojącego i masującego pośladek z grymasem na twarzy, nie pomagał.
- Bolało - powiedział.
- Miało - wytknęłam mu język - Idź się jeszcze połóż, ja pójdę pod prysznic...
- Nie chce mi się - odparł - Poleżę i poczekam na ciebie - dodał cmokając mnie w policzek.
Gdy tylko znalazłam się w łazience a zimne strumyki wody obmywały moje ciało dosłownie zapomniałam o wszystkim. Moja głowa była pusta, choć przez moment. Nie było w niej tego wszystkiego co dzieje się dookoła, nie było w niej Thoma... aż do momentu...
- Marco - pisnęłam przerażona spoglądając na twarz tego tyrana, który stał za drzwiami balkonowymi, a jego usta wykrzywiały się w głupi uśmieszek - Marco! - krzyknęłam a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Blondyn zerwał się z łóżka i momentalnie do mnie podbiegł. Szybko spojrzał w kierunku w którym pokazywała moja ręka. Stanął jak wryty widząc go za szybą. Momentalnie zacisnął pięści.
- Zadzwoń po policję - mruknął cicho.
- Zostań - powiedziałam chwytając go za dłoń.
- Zadzwoń na policję Sky. Nic mi nie będzie - powiedział odwracając się na chwilę w moją stronę - Pieprzony gnój - dodał, gdy zorientował się, że Thom wykorzystał moment i uciekł - Już cicho - szepnął mocno mnie do siebie tuląc - Wyjeżdżamy stąd, spakuj się - rzekł całując mnie w czoło.
Zrobiłam tak jak powiedział, już po trzydziestu minutach moje rzeczy były zapakowane i gotowe do drogi, lecz ja nie... Usiadłam bezradnie na łóżku i schowałam swoją twarz w dłoniach.
- Co jest skarbie? - zapytał czule siadając obok mnie.
- Gdziekolwiek jesteśmy on to wie - mruknęłam bezradnie - Przez cały czas boje się, że ci coś zrobi - dodałam - Boje się, każdego dnia coraz bardziej - pisnęłam - Mam tego dość...

_________________________

Hej,  cześć, czołem! :D
Mam mały komunikat :)
Na początku przepraszam za błędy, ale po prostu nie mam czasu ich sprawdzić, ponieważ od samego rana siedze na sali :/
Chciałam was również przeprosić, ale u was pojawie się kolo poniedziałku.
Jutro mam moją imprezę osiemnastkową, więc przygotowaniania pełną parą :))
Mam nadzieję, że wybaczycie ;))
Buziaki :***

piątek, 5 sierpnia 2016

Po dwudzieste siódme: Będziesz moją na zawsze

Uśmiech cały czas gościł na jej twarzy od naszego przyjazdu tutaj. Jeden gest, a sprawiał, że moje kąciki ust same unosiły się ku górze. Uwielbiałem go widzieć, zwłaszcza ten szczery...
- Jak ci się podoba? - zapytałem spoglądając na nią kontem oka.
- Przepięknie - odparła radośnie - Nigdy nie widziałam tak pięknego miasta - dodała.
- Poczekaj aż zwiedzimy Innsbruck - odparłem uradowany - Skocznia... z góry to dopiero piękny widok - odparłem cmokając ją czule w policzek.
Kolejny raz uśmiechnęła się do mnie i mocno wtuliła się w moje ramiona. Od razu przygarnąłem ją do siebie i ucałowałem w czoło. Wyszedłem z samochodu i momentalnie pognałem otworzyć jej drzwi. To był ten dzień... Ten wieczór, gdzie będę chciał pokazać jak bardzo ją kocham. Nie wytrzymałem długo i wpiłem się w jej usta. Chwilę później chwyciłem jej drobniutką dłoń i skierowałem się w jedno miejsce, które dzisiejszego wieczora było nasze.
- Marco? - zapytała rozglądając się dookoła.
- Słucham słoneczko?
- To.. to wszystko dla nas?
- Tylko i wyłącznie dla nas kaczuszko - uśmiechnąłem się uroczo.
Sky nie mogła spuścić wzroku z rozwieszonych na drzewach żółtych lampek i okrągłego, średniej wielkości stołu, na którym leżał bielutki obrus a na nim czerwone jak wino serwetki, róże i świeczki... Widziałem iskierki w jej oczach. Uśmiech znów nie schodził z jej pięknej buźki. A ja? Ja byłem szczęśliwy...
- Jest pięknie - powiedziała zahipnotyzowana magią, która była wokół nas.
- Cieszę się, że ci się podoba - odpowiedziałem całując ją w policzek. Po chwili odsunąłem jej krzesło jak na dżentelmena przystało i zająłem miejsce naprzeciwko niej.
- Ale.. ale dlaczego? - dopytywała spoglądając w moje oczy.
- Chciałbym.. chciałbym abyś dzisiejszego dnia... byś zapomniała o wszystkim.. o wszystkich przykrościach, cierpieniu.. A zapamiętała to jak jesteś szczęśliwa, radosna i kochana - uśmiechnąłem się chwytając jej dłoń - Chciałbym też, by dziś był ten dzień, w którym definitywnie dopuścisz do siebie tę myśl jak cholernie bardzo mocno jestem w tobie zakochany - zakończyłem wyszczerzony jak głupi do sera.
- Ja już się o tym przekonałam Marco - odparła uśmiechnięta, by po chwili wstać i zwinnym ruchem znaleźć się na moich kolanach. Wpatrywałem się w jej promienną twarz a serce zabiło mi mocniej. Sky delikatnie złożyła na moich ustach czuły pocałunek a ja z radością go odwzajemniłem. Moja dłoń powędrowała na jej brzuszek. Leciutko go gładziłem a w środku już nie mogłem doczekać się momentu, gdy będzie tutaj z nami.
- Za dwa miesiące.
- Wiem kochanie - powiedziałem podnosząc swoje kąciki ust ku górze - Ale wiedz, że nie mogę się doczekać - dodałem całując ją delikatnie.
- Ja też - szepnęła by ostatni raz skraść z moich ust czułego buziaka. Po chwili wróciła na swoje miejsce.
Magia, która nas oczarowała sprawiła, że siedzieliśmy tam aż do świtu. Gdy tylko słońce zaczęło wspinać się na niebo, my dopiero wracaliśmy do naszego hotelu...
Ja. Najszczęśliwszy mężczyzna na Ziemi i Ona. Moja ukochana, która jest tego sprawcą.
Uśmiechnięty od ucha do ucha trzymałem kurczowo jej drobniutką dłoń, gdy szliśmy po  hotelowym parkingu. Żywo dyskutowaliśmy o przeróżnych rzeczach, które naszły nam tylko na język...
- Chodź ze mną - powiedziała uśmiechnięta wyciągając w moją stronę dłoń. Chwyciłem ją leciutko i razem poszliśmy do łazienki - Kocham cię - rzekła wtulając się we mnie, lecz chwilę później odsunęła się ode mnie i odwróciła się bym pomógł jej odpiąć suwak sukienki.
- Ja ciebie też Sky - zapewniłem - Najbardziej na świecie - dodałem całując ją w kark...

____________________________

Hej, cześć, dzień dobry ❤
Jak tam u was? :))
Widzimy się w piątek :))

piątek, 29 lipca 2016

Po dwudzieste szóste: Jesteś moim szczęściem

To wszystko dzieję się naprawdę Sky...
Tylko ta myśl krążyła mi w głowie przez całą noc. Nie potrafiłam zasnąć. Za to mogłam wpatrywać się w śpiącą postać blondyna. Chrapał sobie cicho, lecz cały czas kurczowo trzymał moją dłoń. Jakby bał się, że mogłabym mu znów uciec, lecz nie miałam takiego zamiaru. Drugą natomiast delikatnie głaskałam jego policzek. Leciutki uśmiech spoczywał na jego twarzy, a dzięki temu moje serce biło radośnie i szybciej. Dla niego... Dla nich... 
Przymknęłam delikatnie swoje powieki i od razu przed oczami stanęła mi chwila z wieczoru. Nigdy w świecie nie pomyślałabym, że ktoś może mnie tak kochać. Thom.. on nigdy nie byłby w stanie wyczarować takiej chwili, on nigdy nie potrafiłby pokochać kogokolwiek oprócz siebie. A Marco.. on jest ideałem. Sprawia, że moje serce ma dla kogo bić. Sprawił, że teraz mam to, czego zawsze pragnęłam. Mam rodzinę...
Rankiem obudził mnie słodki całus. Uśmiechnęłam się przez sen i przeciągnęłam lekko. Podniosłam delikatnie swoje powieki i ujrzałam szczęśliwą twarz blondyna tuż przed moją. Szybko pociągnęłam go w swoją stronę i mocno się w niego wtuliłam.
- Dzień dobry - szepnął czule i pocałował mnie w skroń.
- Hej - odpowiedziałam spoglądając na niego. Z jego oczu bił ogromny blask. Ten blask, który chciałam oglądać za każdym razem, o każdej porze dnia i nocy. Ten blask, który był zarezerwowany tylko dla nas. Z radością położyłam dłoń na jego policzku. Kciukiem zaczęłam gładzić jego skórę. Przez cały czas spoglądałam w jego tęczówki, aż do momentu, gdy nie przerwał mi kolejnym pocałunkiem. Z szybciej bijącym sercem oddawałam każdy.
- Musimy wstawać - zamruczał coraz mocniej pogłębiając pieszczotę.
- Ty nie kończysz - zagryzłam jego wargę, co wywołało cichy jęk z jego strony. Zaśmiałam się zwycięsko, za co zostałam obdarzona nie miłymi łaskotkami przez blondyna - Przestań - pisnęłam śmiejąc się głośno. Marco szybko zawisł nade mną i z ogromną czułością spojrzał w moje oczy,
- Kocham, gdy jesteś taka, kocham to jak się śmiejesz, kocham jak jesteś szczęśliwa. Kocham cię całą. Najbardziej na świecie i mam nadzieję, że będziesz taka i ze mną już na zawsze - wyznał a ja słuchałam go jak oczarowana. Obserwowałam każdy ruch jego warg, co chwilę przenosząc wzrok ponownie na jego oczy, z których biła ogromna miłość.
- Jesteś dla mnie wszystkim - odpowiedziałam natychmiastowo - Będę z tobą, jeśli ty obiecasz, że będziesz ze mną już na zawsze - uśmiechnęłam się. Co udzieliło się również jemu. Jego kąciki ust unosiły się ku górze a ja wiedziałam co za chwile wypłynie z jego ust.
- Obiecuje - rzekł składając na moim czole krótkiego całusa - Obiecuje - powtórzył tym razem całując mój policzek - Obiecuje - dodał zostawiając ślad po swoich wargach na drugim - Obiecuje - szepnął w moje usta i ponownie je pocałował. Zarzuciłam swoje dłonie na jego szyję i mocno je splotłam. Ten ze śmiechem chwycił mnie pod udami i wyciągnął mnie z łóżka. Postawił mnie dopiero w łazience i szepcząc ciche czekam, zamknął drzwi.
Z radością spojrzałam na napełnioną wannę w której pływały płatki róż, a zapach bzu roznosił się po całym pomieszczeniu.
- Daj mi godzinkę - powiedziałam uchylając drzwi - Najwyżej dwie - odparłam a w odpowiedzi usłyszałam jego głośny śmiech.
Zniknęłam ponownie do wnętrza łazienki i tuż przed wejściem do wanny podniosłam swoją koszulkę. Mój wzrok powędrował na brzuch. Uśmiechnęłam się do mojego odbicia w lustrze i zaczęłam delikatnie okręcać się w różne strony. Jedna samotna łezka spłynęła po moim policzku, gdy położyłam na nim dłoń.
- Nigdy nie pozwolę by stała ci się krzywda maleństwo - szepnęłam gładząc go delikatnie - Twój tatuś, jest najwspanialszym mężczyzną na świecie i nigdy nas nie skrzywdzi - dodałam - Jest naszym aniołkiem...
Moje kąciki ust unosiły się ku górze, gdy tylko wdychałam zapach olejku. Oddychałam delikatnie, a moje oczy nie chciały się podnieść. Zrobiły się zbyt ciężkie a chęć spędzenia w wannie całego dnia była jak najbardziej kusząca.
- Kochanie - usłyszałam głos Marco za drzwiami, gdy tylko delikatnie w nie zapukał. Po chwili jednak wgramolił się do środka i usiadł na krawędzi szafki.
- Hmm? - mruknęłam
- Siedzisz już tutaj ponad dwie godziny - powiedział rozbawiony - A czas nam mija - dodał stukając palcem o swój zegarek.
- Już wychodzę, daj mi ostatnie dziesięć minut - spojrzałam na niego.
- Ostatnie - podkreślił cmokając mnie w usta i zniknął za drzwiami.
Leniwie wyszłam z cieplutkiej wody i okryłam się szczelnie bielusieńkim ręcznikiem. Założyłam na nogi klapki i pognałam do pokoju by zgarnąć z szafki uszykowane przez piłkarza rzeczy.
- Sukienka? - uniosłam swoją brew.
- Uwielbiam gdy je nosisz - wyszczerzył się promiennie.
- Gdzie mnie zabierasz tak w ogóle? - zapytałam.
- Gdzieś, gdzie przeżyjesz najpiękniejszą chwilę w swoim życiu...

__________________________________

Dzień dobry misiaczki ❤
Nie znudziła wam się ta sielanka? :DD
Ale znacie mnie dobrze heheh XD
Nic więcej nie mowie XDD
U was pojawie się kolo poniedziałku/wtorku. Mam nadzieje, że wybaczycie mi ten mały poślizg :)
Do piątku ❤