sobota, 3 grudnia 2016

Epilog: Ona była księżniczką

Wierzę, że jeszcze spotkamy się, 
spotkamy się 
W kolejnym życiu odnajdę Cię, 
odnajdę Cię.... 



Stałem na plaży i wpatrywałem się w szumiące przede mną morze. Podszedłem bliżej a ciepła woda zaczęła moczyć moje bose stopy. Rozglądnąłem się dookoła a mój wzrok powędrował na niewielki most. Uśmiechnąłem się delikatnie widząc Ją...
Z wielkim uśmiechem na ustach poszedłem w tamtą stronę. Stała odwrócona do mnie plecami, a wiatr rozwiewał jej włosy na różne strony. Wpatrywała się przed siebie. Nawet nie zauważyła, że pojawiłem się tuż za nią.
- Znów się spotykamy - szepnąłem czule a ta wzdrygnęła się ze strachu.
- Marco? - zapytała zdziwiona.
- Tak mój najdroższy skarbie - uśmiechnąłem się - To ja we własnej osobie - dodałem.
- Jak? Co? Kiedy? - mówiła przez płacz. Wpatrywała się we mnie swoimi pięknymi, niebieskimi oczkami, które pod wpływem łez zaczęły błyszczeć.
- Odszedłem - wyjaśniłem - Nie potrafiłem znieść myśli, że mojego całego światu już nie ma - dodałem - Odszedłem, bym znów mógł być przy tobie. By być szczęśliwy przy twoim boku. Bo bez ciebie nie potrafiłem - mówiłem - Chodź, opowiem ci - rzekłem podając jej dłoń, którą pewnie chwyciła. Skierowałem się w stronę ławeczki, która stała niedaleko pomostu. Usiadłem na niej i pociągnąłem Sky na moje kolana - Co chwilę spoglądałem na trybuny, jednak was nie było i nie było. Usłyszałem od Nevena, że korek jest ogromny więc rozumiałem dlaczego. Jednak coś nie dawało mi spokoju, przez cały czas czułem jakąś dziwną pustkę w moim sercu. Wiesz, że wygraliśmy. Wygraliśmy dzięki moim trzem golom. Gdy tylko usłyszałem końcowy gwizdek od razu spojrzałem na trybuny po raz kolejny. Jednak was nadal nie było. Cieszyłem się i skakałem wraz z chłopakami do momentu rozdania medali. Ujrzałem ciocię na trybunach, która próbowała dostać się na dół. Jej oczy były całe czerwone, płakała. Przekazała mi, że mieliście wypadek. Ja, mówiąc tylko trenerowi o wypadku, popędziłem do wskazanego szpitala. Resztę pamiętam jak przez mgłę. Ty i Karl, w jednej sali, przykryci cali prześcieradłami. I nasze kolejne maleństwo w twoim brzuchu... A ja z tych całych emocji przed meczem zapomniałem nawet otworzyć koperty, którą mi dałaś. Nie wiedziałem o tym brzdącu... - mówiłem a łzy spływały po naszych policzkach. Blondynka wpatrywała się we mnie, nie mogąc nic powiedzieć - A wiesz kto to zrobił? Thom... ten psychol nie potrafił zostawić się w spokoju... Po tej wiadomości ruszyłem do samochodu i rozpędziłem się. Jedno uderzenie w mur. Nie czułem nawet bólu. Myślałem tylko o was... i tak tu jestem - powiedziałem kładąc dłoń na jej policzku - Nawet nie miałem okazji dotknąć medalu, który zdobi nasz pomnik. Chłopcy, zdecydowali, że ma się tam znaleźć. Za to jestem im wdzięczny. I za medal i za to, że zrozumieli, że tu jestem szczęśliwy, bo jestem z wami - zakończyłem.
Moja wspaniała blondyneczka rozpłakała się jeszcze bardziej i wpadła w moje ramiona. Objąłem ją szczelnie i zanurzyłem głowę w jej włosach.
- Teraz będziemy szczęśliwi już na zawsze - powiedziałem - Nikt i nic nie jest w stanie już nas rozdzielić - zapewniłem.
- Tatusiu! - usłyszałem i szybko odwróciłem się w tamtą stronę. Ujrzałem Karla, który wraz z malutką dziewczynką kierowali się w naszą stronę. Nie mogłem uwierzyć. Miałem córeczkę... Rozpłakałem się biorąc tę dwójkę na ręce.
- Już nikt nas nie rozdzieli...

_____________________________________________________

Jestem... spóźniona dlatego, że nie potrafiłam.
Nie mogłam wejść tutaj i opublikować tego epilogu.
Czeka on tutaj od prawie początku.. i od tego momentu nie było nic zmieniane.
Tak miało być... i tak będzie.
Całą noc myślałam nad tym wszystkim.
I mimo, że to opowiadanie nie było idealne, to... najbardziej skradło moje serce.
Gdy wpadłam na ten pomysł nie byłam do niego przekonana, jednak ciesze się, że zdecydowałam się tutaj publikować.
Teraz czas na was. Jestem wam tak bardzo wdzięczna, że jesteście ze mną. Kocham was bardzo mocniutko♥♥. Jesteście bardzo ważnymi osóbkami w moim życiu wiecie? :))
Nie ma słów by opisać to jak bardzo jestem wam wdzięczna. 
Dziękuje wam za to, że jesteście ♥
Dziękuje, że byłyście ♥
I dziękuje za to, że może będziecie :)) ♥
Mimo, że w moim życiu ostatnio dużo się dzieje, do tego dochodzi brak czasu, spełnianie swojej pasji i szkoła, która wymaga ode mnie znacznej większości tego czasu... (wtrącając nie polecam być maturzystką! XDDDD) to nie potrafię się z wami rozstać od tak :)
Zatem zapraszam na kolejną historię w moim wykonaniu :)

Mam jeszcze maleńką prośbę :) Chciałabym wiedzieć ile was tutaj było, więc każdy kto czytał da mi znać w komentarzu, może być nawet kropka? :))))
Dziękuje misie z całego serca ♥♥
Kocham was mocno ♥

piątek, 25 listopada 2016

Po czterdzieste drugie: On był księciem

Nie mogłam nacieszyć się momentem, gdy szczęśliwy Marco wsiadł do samochodu i odjechał w stronę hotelu by spełnić w końcu swoje największe marzenia. Z radością spojrzałam na Karla, który przed momentem wypowiedział swoje pierwsze słowo tata. Do moich oczu od razu napłynęły łzy. Byłam z niego tak strasznie dumna. Z uśmiechem na ustach ucałowałam go czule w główkę i schowałam się z powrotem do mieszkania. 
- Mój wspaniały miś - zaśmiałam się unosząc go do góry. Karl wydał z siebie piski zadowolenia - Oho, a kogo tutaj do nas niesie? - zapytałam, spoglądając na niego. Skierowałam się w stronę drzwi, które po chwili otworzyłam - Ciocia! - pisnęłam radośnie, widząc za nimi starszą kobietę. Od razu wpadłam w jej ramiona. Tak dawno się nie widziałyśmy.
- Cześć słoneczka - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha - Wróciłam z sanatorium i musiałam do was od razu wpaść. Stęskniłam się za wami bardzo - dodała ponownie nas do siebie tuląc - A co to za przystojniaczek? - zapytała biorąc ode mnie synka.
- My też tęskniliśmy co nie Karli? - skierowałam się do blondynka - Ciociu kawy, herbaty, wody? - zapytałam spoglądając na nią.
- Herbaty poproszę - uśmiechnęła się w moją stronę i usiadła na kanapie, by po chwili zacząć bawić się z chłopcem.
Ja w tym czasie skierowałam się do kuchni i wstawiłam wodę. Schwyciłam swój telefon i wystukałam do Marco szybką wiadomość. Twój synek właśnie powiedział tata :). Moje ciało oblało ciepło. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko urósł. Chwilę później wróciłam do cioci. Z radością patrzyłam, jak opowiadała uśmiechnięta o swoim pobycie w sanatorium. Poznała wielu cudownych ludzi, którzy chętnie pomogli jej w miłym spędzeniu tam trzech tygodni...
Dwa dni minęły w ekspresowym tempie. Do finałowego meczu Ligii Mistrzów zostały nam zaledwie cztery godziny. Kończyłam właśnie prasować koszulkę dla Karla. Mały, słodki trykocik Borussii Dortmund z wyraźną jedenastką na tyle i nazwiskiem Reus.
- To jak Karli, szykujemy się? - spojrzałam na synka. Ten uśmiechnął się tylko do mnie. Zwinnie przebrałam go w przyszykowaną koszulkę i włożyłam go do nosidełka. Sama szybko przebrałam się w meczowy trykot ukochanego i upewniając się, że wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy, ruszyłam w drogę. Zapięłam fotelik małego i zajęłam miejsce za kierownicą. Z radością przemierzałam drogi Dortmundu. Nie mogłam doczekać się spotkania. Chciałam by Marco spełnił swoje marzenia. Zwłaszcza teraz, gdy jest jednym z najlepszych. Jęknęłam podirytowana, gdy okazało się, że do stadionu jest czterokilometrowy korek.
- Halo? - usłyszałam głos Marco w telefonie.
- Natknęliśmy się na korek - westchnęłam - Nie dojedziemy na czas. Nie będziesz zły?
- Sky naprawdę? - zapytał - Mam być zły bo korki. Przestań. Wiesz, że nie będę - dodał - Najważniejsze byście przyjechali - rzekł.
- Tak bardzo cię kocham - powiedziałam - Obiecuje, że będziemy jak najszybciej.
- Będę czekać. Na was warto - odpowiedział radośnie - Muszę kończyć. Do zobaczenia!
Włożyłam telefon z powrotem do torebki i spojrzałam na synka, który pomalutku zasypiał. Uśmiechnęłam się i delikatnie poprawiłam mu kocyk. Cicha muzyka rozbrzmiewała z głośników, jednak Karlowi to nie przeszkadzało i chwilę później już smacznie spał..
Minuty mijały i mijały a my jak na złość nadal nie dotarliśmy na miejsce. Z radia dowiedziałam się, że był wypadek i służby starają się jak najszybciej opanować sprawę. Jednak ta szybkość nie była wystarczająca. Spotkanie trwało już od piętnastu minut jednak my nadal nie byliśmy na stadionie. Westchnęłam podirytowana, gdy kolejne dziesięć minut minęło.
Przy piłce Łukasz Piszczek, piękne prostopadłe podanie do Castro, pomocnik dośrodkowuje i goll!!! Goooooool! gooooool!. Marco Reus wyprowadza Dortmund na prowadzenie z pięknego woleja!
Moje serce przyspieszyło swoje bicie słysząc te słowa. Mój wspaniały mężczyzna. Jednak po chwili wróciło zdenerwowanie. Nie widziałam jego bramki. Nie mogłam skakać i krzyczeć na trybunach...
Mój cichy jęk radości rozniósł się po samochodzie, gdy w końcu korek ruszył. Spokojnie przemierzałam odległość dzielącą mnie do Stadionu, który był coraz bliżej...
Moją twarz rozjaśnił uśmiech, gdy do przemierzenia zostało mi już tylko ostatnie skrzyżowanie. Przystanęłam przed sygnalizatorem oczekując zielonego światła, gdy w końcu się ukazało ruszyłam do mojego celu. Jednak nie dojechałam do niego...
Czerwone audi, znajdujące się po mojej lewej stronie ruszyło wraz ze mną i z całej siły uderzyło w nasz samochód...
Ostatnie słowa, które usłyszałam należały do komentatora z radia który oznajmił, że mój narzeczony strzelił dla Borussii drugą bramkę. 
Kolejna bramka, kolejna dedykacja dla narzeczonej i synka piłkarza. Z uśmiechem ukazał zdjęcie tej dwójki oraz napis kocham was na koszulce pod trykotem.


________________________

Witam was moje skarby ❤
Został nam tylko epilog :((
Nie wiem jak to przeżyje :(
Do piątku ❤

piątek, 18 listopada 2016

Po czterdzieste pierwsze: To jest to

Sam nie potrafiłem uwierzyć w to, co działo się w moim życiu. Po narodzinach Karla miałem tyle chęci i motywacji, że mój poziom gry stał się jednym z najlepszych na całym świecie. Byłem porównywany do Messiego czy Ronaldo i wraz z nimi walczyłem o złotą piłkę. Zawsze walczyłem o swoje marzenia... a wtedy miałem do tego jeszcze większego kopa. Moment, gdy zawsze przypominałem sobie o dwóch najważniejszych osobach w moim życiu, które czekają na mnie w domu, sprawiał, że moje życie nabierało kolorów i motywacji... Już za tydzień miał odbyć się jeden z najważniejszych spotkań, które miałem okazję zagrać. Po raz drugi udało nam się dojść do finału Ligii Mistrzów. Po raz drugi będziemy walczyć o ten najważniejszy puchar na świecie...
- Przepraszam - powiedziałem smutno, wchodząc do głębi mieszkania - Trener znów nas przetrzymał - zacząłem tłumaczyć.
- Marco - odpowiedziała natychmiast - Ja rozumiem - dodała a jej uśmiech sprawił, że sam również to zrobiłem. Sky podeszła do mnie i mocno wtuliła się w moje ciało. Chwilę później skradła z moich ust słodkiego i krótkiego buziaka.
- Tak bardzo cię kocham - wyznałem, cmokając ją w czoło - Dziękuje, że nie jesteś na mnie zła...
- Przestań Reus! - rzekła stanowczo, choć jej twarz nadal zdobił ten piękny uśmiech - Przecież wiem, że za tydzień finał. Wiem też, że każdy was chce go wygrać i zdobyć tytuł - dodała - I wiem też, że by go zdobyć potrzeba wiele przygotowań, ćwiczeń, czasu - zakończyła siadając na kanapie. Poklepała miejsce obok siebie, na które momentalnie wskoczyłem. Ułożyłem głowę na jej nogach i wpatrywałem się w jej twarz. Sky delikatnie zaczęła bawić się moimi włosami. Pod wpływem jej dotyku, moje oczy pomalutku stawały się coraz cięższe. Blondynka zachichotała cicho.
- Chodźmy spać - rzekła dotykając mojego policzka.
- Dobrze, ale najpierw zajrzę jeszcze do Karla - wymruczałem uśmiechając się delikatnie. Wstałem ociężale i skierowałem się do pokoiku mojego synka. Wyszczerz nie schodził w ogóle z mojej twarzy. Spoglądałem na niego jak smacznie sobie spał. Moja maleńka kopia...
Po chwili spędzonej w jego pokoju w końcu skierowałem się do sypialni. Od razu rzuciłem się na łóżko.
- Będziesz spał w dresie? - usłyszałem nad uchem.
- Mhmmm - mruknąłem - Dobrze, że kąpałem się w klubie - zaśmiałem się.
- A ząbki? - zapytała śmiejąc się cicho.
- Jesteś okrutna - odparłem, podnosząc się.
- Po prostu nie chcę by śmierdziało mi w nocy z twojej paszczy - zaśmiała się - I weź piżamkę! - pisnęła, gdy zacząłem ją łaskotać - Idź już, bo jesteś zmęczony i czas spać - rozkazała.
- Tak jest mamo - odparłem kierując się w stronę drzwi.
Nie minęła dłuższa chwila a ja wróciłem do pokoju. Moja narzeczona już prawie zasypiała, lecz gdy usłyszała krzątaninę, otworzyła swoje oczka. Szybciutko znalazłem się obok niej i chwyciłem ją w ramiona...
Pięć dni minęło jak pstryknięcie palcem. Już jutro musiałem zjawić się na zbiórce przed główną odprawą. Ostatni raz sprawdziłem czy mam wszystko i po raz ostatni spojrzałem na moją kochaną dwójkę. Oboje uśmiechali się do mnie szeroko. Szybko przejąłem mojego brzdąca i ucałowałem go w policzek.
- Karli zajmij się mamusią przez te dwa dni. Zrozumiano - rzekłem. Zachichotałem cicho, gdy synek odpowiedział mi po swojemu - Kocham was - dodałem, skradając z ust Sky długiego buziaka.
- My ciebie też - odpowiedziała - A to - zaczęła dając mi białą kopertę - Otwórz tuż przed meczem i nie waż się wcześniej! - zarządziła - Powinno dodać ci trochę motywacji - uśmiechnęła się - Widzimy się na stadionie - powiedziała, ostatni raz składając na moich ustach długi pocałunek. Wzięła ode mnie synka i odprowadzili mnie do drzwi. Z uśmiechem na ustach pomachałem im ostatni raz...

_________________________________________________________

Hej moje robaczki <333 
Zostawiam was z kolejnym :)
Zbliżamy się już do końca :((
Nie wiem jak to zrobię, ale muszę :'(((((
Do piątku, prawdopodobnie przedostatniego na tym blogu :C
Kocham was ♥ :)))

piątek, 11 listopada 2016

Po czterdzieste: Chęć

To było pięknie. Cudownie poczuć w końcu szczęście. To upragnione i wymarzone szczęście, które nadeszło w końcu do nas. Codzienny płacz Karla dającego o sobie znać, uśmiech na twarzy Marco, śmiech przyjaciół i radość w oczach cioci Ann sprawiały, że miałam dla kogo żyć. W końcu...
Minęło zaledwie kilkanaście tygodni, a Karl rósł jak na drożdżach. Z ogromną miłością wspieraliśmy Marco w jego karierze, której poziom był bardzo wysoki. Narodziny naszego synka dały mu tyle motywacji i energii do pracy, że sam Łukasz nie poznawał go po tym co wyczyniał na murawie. Byłam z niego bardzo dumna i wiedziałam, że w przyszłości Karl również będzie. 
- Cudowny mecz! - pisnęłam radośnie wskakując w jego ramiona, gdy tylko przekroczył próg mieszkania. Zaśmiał się cicho by po chwili pocałować mnie czule. Postawił mnie na ziemi i założył  mi kosmyk włosów za ucho.
- Dziękuje - uśmiechnął się szeroko - Chłopcy powiedzieli, że mógłbym jeszcze strzelić gdzie indziej - zagadnął, idąc za mną do salonu.
- Chcieliby - zachichotałam cicho - W przyszłości, na pewno - uniosłam kąciki ust ku górze - Zwłaszcza z tobą - dodałam.
Blondyn ucałował mnie w czoło, by zaraz po tym trzymać mnie w swoich ramionach. Wtuliłam się w niego mocno, by rozkoszować się zapachem jego cudownych perfum. 
- Mam nadzieję - odparł.
Uniosłam na niego swój wzrok a moim oczom ukazał się widok jego wyszczerzonej mordki. Pogłaskałam go po policzku i skradłam z jego ust szybkiego buziaka...
Wczesnym rankiem Karl znów dał o sobie znać. Marco bez żadnego słowa pomaszerował do jego pokoiku by go uspokoić. Nie minęła dłuższa chwila a on zjawił się z powrotem.
- Jak? - zapytałam unosząc się na łokciach, blondyn w odpowiedzi zarechotał cicho.
- Męskie porozumiewanie się - odparł roześmiany wzruszając ramionami. Położył się na swoje miejsce i przykrył ponownie kołdrą. Zagarnął mnie do siebie i schował swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi - Śpij jeszcze - dodał cmokając mnie w tamto miejsce - Jest dopiero piąta - dodał.
- Mhm - wymruczałam rozkoszując się ciepłem jego ciała, które sprawiło, że sen nadszedł momentalnie...
Moje zdziwienie osiągnęło swoje apogeum, gdy budząc się w samochodzie zauważyłam wyszczerzoną twarz Marco. Kierował sobie spokojnie spoglądając na mnie co jakiś czas. W momencie, w którym całkowicie dotarło do mnie gdzie jestem, moje brwi momentalnie powędrowały ku górze.
- Marco? - zapytałam spoglądając wyczekująco na chłopaka.
- Mam dla ciebie niespodziankę - odpowiedział - Poprosiłem ciocię by zajęła się małym - dodał - Bo dzisiaj właśnie jest ten dzień w którym musisz się o niej dowiedzieć - wyjaśnił.
- Okeeeej? - przeciągnęłam patrząc na niego.
- Jejuuu, Sky dowiesz się na miejscu - jęknął ze śmiechem - Już niedaleko. Za jakieś dziesięć minut będziemy na miejscu - wytłumaczył.
Tak jak powiedział, tak też było. Dokładnie dziesięć minut później kazał mi zamknąć oczy. Posłuchałam go i zrobiłam to o co mnie prosił. Sekundę później usłyszałam jak drzwi otwierają się obok mnie.
- Nie podglądaj - zarządził.
Pomógł mi wysiąść z samochodu i poprowadził kawałek. Poczułam jego dłonie na swojej tali oraz jego oddech tuż przy moim uchu.
- Możesz otworzyć - powiedział. Szybciutko podniosłam swoje powieki a moim oczom ukazał się dom Piszczków - Odwróć się - zaśmiał się, gdy zauważył moją minę.
Okręciłam się za jego poleceniem a moja szczęka powędrowała na dół. Stałam przed naszym domem...
- Ale... jak?... Przecież mówiłeś, że nie prędzej niż za trzy miesiące - rzekłam patrząc na niego wyczekująco.
- Emm.. - zaczął drapiąc się po głowie - No... troszkę skłamałem - dodał uśmiechnięty - W sumie zamieniłem słowo dni na miesiące. Tylko tyle - zarechotał.
- Głupek! - pisnęłam radośnie. Blondyn z radością wziął mnie na ręce i przeniósł mnie przez próg naszego domu...
- Kochanie, chcę ci powiedzieć, że... - przerwał patrząc mi prosto w oczy i kładąc dłonie na mojej tali - Że teraz zaczynamy już całkowicie nowe życie. W nowym mieszkaniu, zapominając o przeszłości. Żyjąc teraźniejszością i przyszłością - zakończył wpijając się w moje usta. Tak bardzo go kochałam...

___________________________

Hej ❤
Dziękuje wam z całego serduszka za komentarze pod ostatnim ❤
Nawet nie wiecie jak jestem wdzięczna, że was mam ❤😘
Staram się poukładać wszystko jak należy, by wrócić do was z pełną głową pomysłów :)))
Do piątku ❤

piątek, 4 listopada 2016

Po trzydzieste dziewiąte: Serduszko

Byłem tak cholernie, strasznie, bardzo mocno szczęśliwy. Moment, w którym wziąłem na ręce mojego maleńkiego synka był jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Tak długo czekałem na tą chwilę... A Karlowi zbyt szybko śpieszyło się na ten świat. Mimo tego był zdrowy jak ryba i.. i był moją małą kopią. Z czego wcale bardzo się nie cieszyłem... Wcale! 
Po trzech dniach ciągłych badań i wszelkich spraw, w końcu mogłem zabrać moją dwójkę do domu. Z ogromną dumą kroczyłem przez szpital, trzymając Karla. Kierowaliśmy się w stronę parkingu, na którym czekał na nas Piszczu. Uśmiechnąłem się do przyjaciela, gdy ten szybko wyleciał z auta, by tylko zobaczyć naszą pociechę.
- Wujku Łukaszu poznaj Karla - rzekłem uśmiechnięty.
- Jaki piękny - rzekł oczarowany. Chwilę później już trzymał moją narzeczoną w objęciach i mocno ją do siebie tulił, mówiąc głośne gratulacje robaczki.
Będąc już w mieszkaniu obserwowałem moje dwa skarby. Dokładnie śledziłem każdy krok Sky, gdy próbowała uśpić chłopca. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, a serce? Serce przez cały czas biło szybko. Blondynka delikatnie odłożyła malca do łóżeczka, by po chwili z radością wpaść w moje ramiona. Zaśmiałem się cicho okręcając ją dookoła własnej osi. Z radością wpiłem się w jej usta. Zacząłem skradać z nich słodkie całusy, które ta z każdą chwilą oddawała coraz bardziej.
- Jest przepiękny - powiedziała, uśmiechając się uroczo.
- Wiem - odpowiedziałem - Ma po kim - dodałem, a dziewczyna wywróciła teatralnie oczami, po czym się zaśmiała.
- Idź ty - rzekła, przeczesując dłońmi moje włosy - Tak bardzo cię kocham - wyznała patrząc wprost w moje oczy.
- Ja ciebie też kaczuszko - zapewniłem kolejny raz skradając z jej ust pocałunek.
Cieszyłem się, ogromnie się cieszyłem. Od zniknięcia Thoma nasze życie nabrało kolorów. Nie było już strachu, który towarzyszył nam każdego dnia. Z każdym kolejnym nasze szczęście wzrastało i liczyłem, że będzie już tak do końca... Zasłużyliśmy na to...
Z samego rana przygotowywałem przepyszne śniadanie dla mojej ukochanej. Siekałem dokładnie szczypiorek by po chwili dodać go do sałatki. Pokroiłem jeszcze pomidorki na małe kosteczki i wszystko pomieszałem.
- Dzień dobry księżniczko - powiedziałem uśmiechnięty, podchodząc do niej i całując ją w usta.
- Dzień dobry - odpowiedziała zaspana. Momentalnie kąciki jej ust uniosły się ku górze. Przytuliła się do mnie mocno by po chwili usiąść przy stole. Z radością podałem jej przygotowane z miłością danie i życzyłem jej smacznego...
Południem trójką przygotowywaliśmy poczęstunek dla naszych gości. Ciocia Ann, moi rodzice, Mario, Łukasz... nie było mowy abyśmy odmówili im odwiedzin, by zobaczyli nasze maleństwo. Puściłem jej oczko, gdy kładłem na stół talerz z ciastem. Sky zaśmiała się cicho i cmoknęła w moją stronę.
- Dzieeeeeeeń doberek! - usłyszałem radosny pisk Piszczka, wchodzącego do naszego mieszkania - Zebrałem ekipę i jesteśmy! - oznajmił wskazując wszystkich zebranych.
- Gdzie jest mój wnuczek?! - wyrwała się mama, na co razem z resztą zareagowałem się śmiechem. Sky zabrała ze sobą dziewczyny i poszły do Karla, gdy ja zostałem z chłopakami i tatą, którzy momentalnie zaczęli mi ponownie gratulować.

__________________________________________________________

Dzień dobry słoneczka ♥
Należą wam się słowa wyjaśnienia. 
Zniknęłam na tydzień. Dosłownie, nie było mnie ani tutaj, ani u was. Przepraszam was z całego serduszka. Potrzebowałam tego, potrzebowałam tygodniowego odizolowania się od wszystkiego. Mam trochę problemów w swoim życiu do których dołącza szkoła i całkowity brak czasu na cokolwiek..
Przepraszam :(
Ale już wracam. Obiecuje, że do końca tego tygodnia zjawię się u was i nadrobię wszystko.
Mam nadzieję, że również moja wena szybciutko wróci :/
Za błędy przepraszam :)
I za tą cudowną długość też :CC
Do piątku ♥

piątek, 21 października 2016

Po trzydzieste ósme: Maleńki

Byłam najszczęśliwszą kobietą na całym świcie!. Dosłownie. Nie wiedziałam, czy w tamtym momencie był ktoś tak szczęśliwy jak ja... Miałam wszystko to czego od zawsze pragnęłam. Rodzinę, narzeczonego, synka... Miałam wszystko. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy przez kilka dobrych dni, a zawsze gdy tylko spojrzałam na moją dłoń, którą zdobił złoty pierścionek kąciki moich ust unosiły się jeszcze wyżej... 
- Chodź - usłyszałam tuż koło mojego ucha. Mój wzrok powędrował na blondyna, który przerwał moje myśli. Jego dłoń była wyciągnięta w moją stronę. Z zaufaniem ją chwyciłam a on splótł nasze dłonie razem. Prowadził mnie w znanym mi kierunku. Uśmiechnięta pomachałam w stronę wyszczerzonych Piszczków stojących w oknie. Odmachali mi momentalnie, jednak nie ich dom był naszym celem. Reus ciągnął mnie w stronę naszego, któremu brakowało dość dużo do wykończenia, jednak był bliżej końca niż dalej.
- A więc tak - powiedział odwracając się do mnie - Czas chyba pozwiedzać co? - zapytał uśmiechnięty kierując się tyłem w stronę jakiegoś pomieszczenia. Uniosłam zdziwiona brew ku górze - Bywam tutaj tak często, że znam już wszystko na pamięć. Spokojnie nie zabije się - zaśmiał się cicho. Gdy doszedł do głównego punktu, kontynuował - Tutaj, będzie kuchnia. Oczywiście połączona z jadalnią i salonem, tak jak ci się zawsze marzyło - rzekł wskazując dłonią największe pomieszczenie.
- Skąd?
- Ciocia - zarechotał, na co ja odpowiedziałam tym samym - Tutaj - powiedział ciągnąc mnie za sobą - Będzie nasza sypialnia - wytłumaczył - Nie za duża, nie za mała... Tam - wskazał drzwi naprzeciwko sypialni - Tam będzie łazienka. Obok niej pokój dla Karla, a ten kolejny zaraz obok, dla... naszego kolejnego brzdąca - wyszczerzył się.
- Ty to naprawdę jesteś niewyżyty - zachichotałam - Ale dobrze, ewentualnie się zgodzę - dodałam rozbawiona.
- Ewentualnie - prychnął roześmiany - Jeszcze zobaczymy - powiedział, na co w odpowiedzi wytknęłam mu tylko język - To jak? Podoba się? - zapytał obejmując mnie w pasie.
- Będzie idealnie, tak jak sobie wymarzyłam. Dziękuje - odparłam w jego usta, by po chwili skraść z nich cudowne pocałunki.
- Cieszę się bardzo - odpowiedział na moment odrywając się od moich warg.
Kolejny raz tego dnia przytuliłam się do niego. Wdychałam z radością zapach jego perfum. Te ramiona sprawiały, że zapominałam o całym otaczającym mnie świecie. Mruknęłam cicho z zadowolenia, co wywołało kolejną salwę śmiechu chłopaka. Sama nie pozostawałam dłużna, po chwili rechotałam razem z nim, aż do momentu...
- Oho... - jęknęłam łapiąc się za brzuch - Panie tatusiu, chyba się zaczyna - dodałam szybko.
- Ale.. Jak to?! Przecież to za wcześnie - pisnął przerażony.
- Marco, nie piszcz... zabierz mnie błagam do szpitala - odparłam.
Reus momentalnie wziął mnie na ręce i czym prędzej pobiegł w stronę samochodu. Nie chciałam wiedzieć ile mandatów niedługo przyjdzie, lecz w tym momencie liczyło się dla mnie tylko i wyłącznie urodzenie Karla. Łapałam powietrze co chwila, a ból był okropny. Na szczęście przewiezienie mnie na porodówkę zajęło mało czasu i zaczęło się...
Niespełna cztery i półgodziny później nasz Karl był już z nami. Wcześniak, ale zdrowy jak ryba. Moje serce z radością biło, gdy trzymałam go na rękach. Jego oczy... były identyczne jak Marco, nie wspominając o jego blond włoskach, które również odziedziczył po swoim tatusiu.
- Moje dwie miłości - szepnął oczarowany, siadając obok mnie. Delikatnie wziął ode mnie chłopca i uśmiechnął się szeroko w moją stronę - Tak bardzo was kocham - dodał szczęśliwy a po jego policzku spłynęła jedna samotna łezka, którą szybko otarłam... - Jestem taki szczęśliwy - dodał i ucałował mnie czule w usta. Przymknęłam z rozkoszą oczy. Teraz miałam naprawdę wszystko... I niczego więcej do szczęścia nie było mi trzeba... no może kolejnego małego Reusa do kolekcji... ale to z czasem...

________________________________________________________

Eheeee XDDD nie byłabym sobą, gdybym tego teraz nie zrobiła no XDD
Jest z nami młody Rojs XD
Do piątku <3
KC ♥

piątek, 14 października 2016

Po trzydzieste siódme: Aniołek

Jak zacząłem, tak się zaciąłem. Od wczoraj planowałem przebieg tego obiadu. Zadzwoniłem do rodziców, zaprosiłem ciocię. Chciałem, by wszystko było dopracowane na ostatni guzik. Spoglądałem na zdziwioną Sky. Denerwowałem się, lecz wiedziałem, że jeśli nie teraz to już nigdy.
- Sky - odchrząknąłem - Mogę cię o coś zapytać? - spojrzałem na nią. A gdy ta skinęła mi głową, kontynuowałem - Zaprosiłem tutaj rodziców, ciocię... ponieważ są najważniejszymi osobami w moim życiu tak jak ty i Karl. Chciałbym - przerwałem na moment, żeby wyciągnąć z kieszeni marynarki czerwone pudełeczko. Uśmiechnąłem się nerwowo, gdy zauważyłem jej zdziwiony wzrok. Nie minęła nawet chwila a jej oczy zaszkliły się od łez.
- Kocham cię, bardzo mocno. Nie wyobrażam sobie teraz mojego życia bez was... Zostaniesz moją żoną? - zapytałem, klęcząc przed nią.
- Tak - powiedziała cicho i od razu wpadła w moje ramiona. Zaśmiałem się cicho, mocno ją do siebie tuląc. Kątem oka spojrzałem na mamę i ciocię, których twarze zdobiły wielkie uśmiechy, podobnie było z tatą - Dziękuje, że cię mam - szepnęła mi na ucho. Przymknąłem z radością oczy, by chwilę później ucałować czule jej czoło i w końcu założyć pierścionek na palec.
- Kocham cię - wyznałem po raz kolejny i pocałowałem z radością usta mojej narzeczonej. 
- Ja też - odpowiedziała, uśmiechając się do mnie szczerze. Moje kąciki poczyniły to samo. Właśnie taką szczęśliwą chciałem oglądać ją już do końca naszego życia. 
- Ale mam coś jeszcze - zacząłem podchodząc do cioci - To dla ciebie za wszystko - oznajmiłem podając jej średniej wielkości pudełeczko - Jesteś naszym Aniołem stróżem ciociu. Dziękuje ci za wszystko - rzekłem przytulając ją z całych sił.
- Przesadziłeś chrześniaku! - powiedziała roześmiana, grożąc mi palcem.
- Na koniec - przerwałem jej - Wszystkiego najlepszego - powiedziałem cmokając ją w policzek.
- Dziękuje kochanie - odpowiedziała tuląc się do mnie. 
Nie minęła chwila, gdy rodzice z równie wielkimi uśmiechami zaczęli składać cioci życzenia, by następnie z radością uściskać Sky...
Natłok wrażej i emocji sprawił, że blondynka zasnęła w samochodzie. Raz po raz spoglądałem na nią delikatnie unosząc swoje kąciki ust ku górze. Tak bardzo ją kochałem... Gdy dojechaliśmy delikatnie wziąłem ją na ręce i skierowałem się do mieszkania. Wszystko wyszło by mi idealnie, gdyby nie to, że moja księżniczka obudziła się, gdy położyłem ją na łóżku.
- Śpij kochanie - szepnąłem całując ją w czoło.
- Chodź tutaj do mnie - powiedziała rozkładając ręce. Z radością podbiegłem do niej i szczelnie ją objąłem - Dziękuje ci za wszystko - zaczęła patrząc mi w oczy - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało - powiedziała - Wiem! - kontynuowała nagle, gdy już otwierałem usta, by coś powiedzieć - Powtarzałam ci to już wiele razy, ale wiedz, że będę to robiła często... bardzo - uśmiechnęła się, gładząc dłonią mój policzek - Jestem tak bardzo szczęśliwa... Ciocia nie jest tylko moim aniołem... Jesteś nim również ty - rzekła opierając swoje czoło o moje - Jesteś, byłeś i będziesz. Bo dzięki tobie mam teraz wszystko. Będę mamą, będę mieć rodzinę... Spełniłeś moje marzenia... Sprawiasz, że czuje się przy tobie bezpieczna, a co najważniejsze niczego się w twojej obecności nie boję - zakończyła całując mnie czule. Odwzajemniłem pieszczotę z wielką chęcią i miłością. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, lecz mój maleńki Karl, zbyt bardzo mi to uniemożliwiał, ale mimo wszystko... Oboje byli moim całym i największym światem. Moim życiem... moją miłością...

____________________

Chyba po malutku we na wraca :)
No ale jak zawsze z długością nie powala XD
Jak ja kocham na siebie narzekać XD 😂
Nie truje was już dłużej i lecę :D
Do piątku misie ❤✋
Dziękuje, że jesteście ❤