piątek, 25 listopada 2016

Po czterdzieste drugie: On był księciem

Nie mogłam nacieszyć się momentem, gdy szczęśliwy Marco wsiadł do samochodu i odjechał w stronę hotelu by spełnić w końcu swoje największe marzenia. Z radością spojrzałam na Karla, który przed momentem wypowiedział swoje pierwsze słowo tata. Do moich oczu od razu napłynęły łzy. Byłam z niego tak strasznie dumna. Z uśmiechem na ustach ucałowałam go czule w główkę i schowałam się z powrotem do mieszkania. 
- Mój wspaniały miś - zaśmiałam się unosząc go do góry. Karl wydał z siebie piski zadowolenia - Oho, a kogo tutaj do nas niesie? - zapytałam, spoglądając na niego. Skierowałam się w stronę drzwi, które po chwili otworzyłam - Ciocia! - pisnęłam radośnie, widząc za nimi starszą kobietę. Od razu wpadłam w jej ramiona. Tak dawno się nie widziałyśmy.
- Cześć słoneczka - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha - Wróciłam z sanatorium i musiałam do was od razu wpaść. Stęskniłam się za wami bardzo - dodała ponownie nas do siebie tuląc - A co to za przystojniaczek? - zapytała biorąc ode mnie synka.
- My też tęskniliśmy co nie Karli? - skierowałam się do blondynka - Ciociu kawy, herbaty, wody? - zapytałam spoglądając na nią.
- Herbaty poproszę - uśmiechnęła się w moją stronę i usiadła na kanapie, by po chwili zacząć bawić się z chłopcem.
Ja w tym czasie skierowałam się do kuchni i wstawiłam wodę. Schwyciłam swój telefon i wystukałam do Marco szybką wiadomość. Twój synek właśnie powiedział tata :). Moje ciało oblało ciepło. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko urósł. Chwilę później wróciłam do cioci. Z radością patrzyłam, jak opowiadała uśmiechnięta o swoim pobycie w sanatorium. Poznała wielu cudownych ludzi, którzy chętnie pomogli jej w miłym spędzeniu tam trzech tygodni...
Dwa dni minęły w ekspresowym tempie. Do finałowego meczu Ligii Mistrzów zostały nam zaledwie cztery godziny. Kończyłam właśnie prasować koszulkę dla Karla. Mały, słodki trykocik Borussii Dortmund z wyraźną jedenastką na tyle i nazwiskiem Reus.
- To jak Karli, szykujemy się? - spojrzałam na synka. Ten uśmiechnął się tylko do mnie. Zwinnie przebrałam go w przyszykowaną koszulkę i włożyłam go do nosidełka. Sama szybko przebrałam się w meczowy trykot ukochanego i upewniając się, że wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy, ruszyłam w drogę. Zapięłam fotelik małego i zajęłam miejsce za kierownicą. Z radością przemierzałam drogi Dortmundu. Nie mogłam doczekać się spotkania. Chciałam by Marco spełnił swoje marzenia. Zwłaszcza teraz, gdy jest jednym z najlepszych. Jęknęłam podirytowana, gdy okazało się, że do stadionu jest czterokilometrowy korek.
- Halo? - usłyszałam głos Marco w telefonie.
- Natknęliśmy się na korek - westchnęłam - Nie dojedziemy na czas. Nie będziesz zły?
- Sky naprawdę? - zapytał - Mam być zły bo korki. Przestań. Wiesz, że nie będę - dodał - Najważniejsze byście przyjechali - rzekł.
- Tak bardzo cię kocham - powiedziałam - Obiecuje, że będziemy jak najszybciej.
- Będę czekać. Na was warto - odpowiedział radośnie - Muszę kończyć. Do zobaczenia!
Włożyłam telefon z powrotem do torebki i spojrzałam na synka, który pomalutku zasypiał. Uśmiechnęłam się i delikatnie poprawiłam mu kocyk. Cicha muzyka rozbrzmiewała z głośników, jednak Karlowi to nie przeszkadzało i chwilę później już smacznie spał..
Minuty mijały i mijały a my jak na złość nadal nie dotarliśmy na miejsce. Z radia dowiedziałam się, że był wypadek i służby starają się jak najszybciej opanować sprawę. Jednak ta szybkość nie była wystarczająca. Spotkanie trwało już od piętnastu minut jednak my nadal nie byliśmy na stadionie. Westchnęłam podirytowana, gdy kolejne dziesięć minut minęło.
Przy piłce Łukasz Piszczek, piękne prostopadłe podanie do Castro, pomocnik dośrodkowuje i goll!!! Goooooool! gooooool!. Marco Reus wyprowadza Dortmund na prowadzenie z pięknego woleja!
Moje serce przyspieszyło swoje bicie słysząc te słowa. Mój wspaniały mężczyzna. Jednak po chwili wróciło zdenerwowanie. Nie widziałam jego bramki. Nie mogłam skakać i krzyczeć na trybunach...
Mój cichy jęk radości rozniósł się po samochodzie, gdy w końcu korek ruszył. Spokojnie przemierzałam odległość dzielącą mnie do Stadionu, który był coraz bliżej...
Moją twarz rozjaśnił uśmiech, gdy do przemierzenia zostało mi już tylko ostatnie skrzyżowanie. Przystanęłam przed sygnalizatorem oczekując zielonego światła, gdy w końcu się ukazało ruszyłam do mojego celu. Jednak nie dojechałam do niego...
Czerwone audi, znajdujące się po mojej lewej stronie ruszyło wraz ze mną i z całej siły uderzyło w nasz samochód...
Ostatnie słowa, które usłyszałam należały do komentatora z radia który oznajmił, że mój narzeczony strzelił dla Borussii drugą bramkę. 
Kolejna bramka, kolejna dedykacja dla narzeczonej i synka piłkarza. Z uśmiechem ukazał zdjęcie tej dwójki oraz napis kocham was na koszulce pod trykotem.


________________________

Witam was moje skarby ❤
Został nam tylko epilog :((
Nie wiem jak to przeżyje :(
Do piątku ❤

piątek, 18 listopada 2016

Po czterdzieste pierwsze: To jest to

Sam nie potrafiłem uwierzyć w to, co działo się w moim życiu. Po narodzinach Karla miałem tyle chęci i motywacji, że mój poziom gry stał się jednym z najlepszych na całym świecie. Byłem porównywany do Messiego czy Ronaldo i wraz z nimi walczyłem o złotą piłkę. Zawsze walczyłem o swoje marzenia... a wtedy miałem do tego jeszcze większego kopa. Moment, gdy zawsze przypominałem sobie o dwóch najważniejszych osobach w moim życiu, które czekają na mnie w domu, sprawiał, że moje życie nabierało kolorów i motywacji... Już za tydzień miał odbyć się jeden z najważniejszych spotkań, które miałem okazję zagrać. Po raz drugi udało nam się dojść do finału Ligii Mistrzów. Po raz drugi będziemy walczyć o ten najważniejszy puchar na świecie...
- Przepraszam - powiedziałem smutno, wchodząc do głębi mieszkania - Trener znów nas przetrzymał - zacząłem tłumaczyć.
- Marco - odpowiedziała natychmiast - Ja rozumiem - dodała a jej uśmiech sprawił, że sam również to zrobiłem. Sky podeszła do mnie i mocno wtuliła się w moje ciało. Chwilę później skradła z moich ust słodkiego i krótkiego buziaka.
- Tak bardzo cię kocham - wyznałem, cmokając ją w czoło - Dziękuje, że nie jesteś na mnie zła...
- Przestań Reus! - rzekła stanowczo, choć jej twarz nadal zdobił ten piękny uśmiech - Przecież wiem, że za tydzień finał. Wiem też, że każdy was chce go wygrać i zdobyć tytuł - dodała - I wiem też, że by go zdobyć potrzeba wiele przygotowań, ćwiczeń, czasu - zakończyła siadając na kanapie. Poklepała miejsce obok siebie, na które momentalnie wskoczyłem. Ułożyłem głowę na jej nogach i wpatrywałem się w jej twarz. Sky delikatnie zaczęła bawić się moimi włosami. Pod wpływem jej dotyku, moje oczy pomalutku stawały się coraz cięższe. Blondynka zachichotała cicho.
- Chodźmy spać - rzekła dotykając mojego policzka.
- Dobrze, ale najpierw zajrzę jeszcze do Karla - wymruczałem uśmiechając się delikatnie. Wstałem ociężale i skierowałem się do pokoiku mojego synka. Wyszczerz nie schodził w ogóle z mojej twarzy. Spoglądałem na niego jak smacznie sobie spał. Moja maleńka kopia...
Po chwili spędzonej w jego pokoju w końcu skierowałem się do sypialni. Od razu rzuciłem się na łóżko.
- Będziesz spał w dresie? - usłyszałem nad uchem.
- Mhmmm - mruknąłem - Dobrze, że kąpałem się w klubie - zaśmiałem się.
- A ząbki? - zapytała śmiejąc się cicho.
- Jesteś okrutna - odparłem, podnosząc się.
- Po prostu nie chcę by śmierdziało mi w nocy z twojej paszczy - zaśmiała się - I weź piżamkę! - pisnęła, gdy zacząłem ją łaskotać - Idź już, bo jesteś zmęczony i czas spać - rozkazała.
- Tak jest mamo - odparłem kierując się w stronę drzwi.
Nie minęła dłuższa chwila a ja wróciłem do pokoju. Moja narzeczona już prawie zasypiała, lecz gdy usłyszała krzątaninę, otworzyła swoje oczka. Szybciutko znalazłem się obok niej i chwyciłem ją w ramiona...
Pięć dni minęło jak pstryknięcie palcem. Już jutro musiałem zjawić się na zbiórce przed główną odprawą. Ostatni raz sprawdziłem czy mam wszystko i po raz ostatni spojrzałem na moją kochaną dwójkę. Oboje uśmiechali się do mnie szeroko. Szybko przejąłem mojego brzdąca i ucałowałem go w policzek.
- Karli zajmij się mamusią przez te dwa dni. Zrozumiano - rzekłem. Zachichotałem cicho, gdy synek odpowiedział mi po swojemu - Kocham was - dodałem, skradając z ust Sky długiego buziaka.
- My ciebie też - odpowiedziała - A to - zaczęła dając mi białą kopertę - Otwórz tuż przed meczem i nie waż się wcześniej! - zarządziła - Powinno dodać ci trochę motywacji - uśmiechnęła się - Widzimy się na stadionie - powiedziała, ostatni raz składając na moich ustach długi pocałunek. Wzięła ode mnie synka i odprowadzili mnie do drzwi. Z uśmiechem na ustach pomachałem im ostatni raz...

_________________________________________________________

Hej moje robaczki <333 
Zostawiam was z kolejnym :)
Zbliżamy się już do końca :((
Nie wiem jak to zrobię, ale muszę :'(((((
Do piątku, prawdopodobnie przedostatniego na tym blogu :C
Kocham was ♥ :)))

piątek, 11 listopada 2016

Po czterdzieste: Chęć

To było pięknie. Cudownie poczuć w końcu szczęście. To upragnione i wymarzone szczęście, które nadeszło w końcu do nas. Codzienny płacz Karla dającego o sobie znać, uśmiech na twarzy Marco, śmiech przyjaciół i radość w oczach cioci Ann sprawiały, że miałam dla kogo żyć. W końcu...
Minęło zaledwie kilkanaście tygodni, a Karl rósł jak na drożdżach. Z ogromną miłością wspieraliśmy Marco w jego karierze, której poziom był bardzo wysoki. Narodziny naszego synka dały mu tyle motywacji i energii do pracy, że sam Łukasz nie poznawał go po tym co wyczyniał na murawie. Byłam z niego bardzo dumna i wiedziałam, że w przyszłości Karl również będzie. 
- Cudowny mecz! - pisnęłam radośnie wskakując w jego ramiona, gdy tylko przekroczył próg mieszkania. Zaśmiał się cicho by po chwili pocałować mnie czule. Postawił mnie na ziemi i założył  mi kosmyk włosów za ucho.
- Dziękuje - uśmiechnął się szeroko - Chłopcy powiedzieli, że mógłbym jeszcze strzelić gdzie indziej - zagadnął, idąc za mną do salonu.
- Chcieliby - zachichotałam cicho - W przyszłości, na pewno - uniosłam kąciki ust ku górze - Zwłaszcza z tobą - dodałam.
Blondyn ucałował mnie w czoło, by zaraz po tym trzymać mnie w swoich ramionach. Wtuliłam się w niego mocno, by rozkoszować się zapachem jego cudownych perfum. 
- Mam nadzieję - odparł.
Uniosłam na niego swój wzrok a moim oczom ukazał się widok jego wyszczerzonej mordki. Pogłaskałam go po policzku i skradłam z jego ust szybkiego buziaka...
Wczesnym rankiem Karl znów dał o sobie znać. Marco bez żadnego słowa pomaszerował do jego pokoiku by go uspokoić. Nie minęła dłuższa chwila a on zjawił się z powrotem.
- Jak? - zapytałam unosząc się na łokciach, blondyn w odpowiedzi zarechotał cicho.
- Męskie porozumiewanie się - odparł roześmiany wzruszając ramionami. Położył się na swoje miejsce i przykrył ponownie kołdrą. Zagarnął mnie do siebie i schował swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi - Śpij jeszcze - dodał cmokając mnie w tamto miejsce - Jest dopiero piąta - dodał.
- Mhm - wymruczałam rozkoszując się ciepłem jego ciała, które sprawiło, że sen nadszedł momentalnie...
Moje zdziwienie osiągnęło swoje apogeum, gdy budząc się w samochodzie zauważyłam wyszczerzoną twarz Marco. Kierował sobie spokojnie spoglądając na mnie co jakiś czas. W momencie, w którym całkowicie dotarło do mnie gdzie jestem, moje brwi momentalnie powędrowały ku górze.
- Marco? - zapytałam spoglądając wyczekująco na chłopaka.
- Mam dla ciebie niespodziankę - odpowiedział - Poprosiłem ciocię by zajęła się małym - dodał - Bo dzisiaj właśnie jest ten dzień w którym musisz się o niej dowiedzieć - wyjaśnił.
- Okeeeej? - przeciągnęłam patrząc na niego.
- Jejuuu, Sky dowiesz się na miejscu - jęknął ze śmiechem - Już niedaleko. Za jakieś dziesięć minut będziemy na miejscu - wytłumaczył.
Tak jak powiedział, tak też było. Dokładnie dziesięć minut później kazał mi zamknąć oczy. Posłuchałam go i zrobiłam to o co mnie prosił. Sekundę później usłyszałam jak drzwi otwierają się obok mnie.
- Nie podglądaj - zarządził.
Pomógł mi wysiąść z samochodu i poprowadził kawałek. Poczułam jego dłonie na swojej tali oraz jego oddech tuż przy moim uchu.
- Możesz otworzyć - powiedział. Szybciutko podniosłam swoje powieki a moim oczom ukazał się dom Piszczków - Odwróć się - zaśmiał się, gdy zauważył moją minę.
Okręciłam się za jego poleceniem a moja szczęka powędrowała na dół. Stałam przed naszym domem...
- Ale... jak?... Przecież mówiłeś, że nie prędzej niż za trzy miesiące - rzekłam patrząc na niego wyczekująco.
- Emm.. - zaczął drapiąc się po głowie - No... troszkę skłamałem - dodał uśmiechnięty - W sumie zamieniłem słowo dni na miesiące. Tylko tyle - zarechotał.
- Głupek! - pisnęłam radośnie. Blondyn z radością wziął mnie na ręce i przeniósł mnie przez próg naszego domu...
- Kochanie, chcę ci powiedzieć, że... - przerwał patrząc mi prosto w oczy i kładąc dłonie na mojej tali - Że teraz zaczynamy już całkowicie nowe życie. W nowym mieszkaniu, zapominając o przeszłości. Żyjąc teraźniejszością i przyszłością - zakończył wpijając się w moje usta. Tak bardzo go kochałam...

___________________________

Hej ❤
Dziękuje wam z całego serduszka za komentarze pod ostatnim ❤
Nawet nie wiecie jak jestem wdzięczna, że was mam ❤😘
Staram się poukładać wszystko jak należy, by wrócić do was z pełną głową pomysłów :)))
Do piątku ❤

piątek, 4 listopada 2016

Po trzydzieste dziewiąte: Serduszko

Byłem tak cholernie, strasznie, bardzo mocno szczęśliwy. Moment, w którym wziąłem na ręce mojego maleńkiego synka był jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Tak długo czekałem na tą chwilę... A Karlowi zbyt szybko śpieszyło się na ten świat. Mimo tego był zdrowy jak ryba i.. i był moją małą kopią. Z czego wcale bardzo się nie cieszyłem... Wcale! 
Po trzech dniach ciągłych badań i wszelkich spraw, w końcu mogłem zabrać moją dwójkę do domu. Z ogromną dumą kroczyłem przez szpital, trzymając Karla. Kierowaliśmy się w stronę parkingu, na którym czekał na nas Piszczu. Uśmiechnąłem się do przyjaciela, gdy ten szybko wyleciał z auta, by tylko zobaczyć naszą pociechę.
- Wujku Łukaszu poznaj Karla - rzekłem uśmiechnięty.
- Jaki piękny - rzekł oczarowany. Chwilę później już trzymał moją narzeczoną w objęciach i mocno ją do siebie tulił, mówiąc głośne gratulacje robaczki.
Będąc już w mieszkaniu obserwowałem moje dwa skarby. Dokładnie śledziłem każdy krok Sky, gdy próbowała uśpić chłopca. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, a serce? Serce przez cały czas biło szybko. Blondynka delikatnie odłożyła malca do łóżeczka, by po chwili z radością wpaść w moje ramiona. Zaśmiałem się cicho okręcając ją dookoła własnej osi. Z radością wpiłem się w jej usta. Zacząłem skradać z nich słodkie całusy, które ta z każdą chwilą oddawała coraz bardziej.
- Jest przepiękny - powiedziała, uśmiechając się uroczo.
- Wiem - odpowiedziałem - Ma po kim - dodałem, a dziewczyna wywróciła teatralnie oczami, po czym się zaśmiała.
- Idź ty - rzekła, przeczesując dłońmi moje włosy - Tak bardzo cię kocham - wyznała patrząc wprost w moje oczy.
- Ja ciebie też kaczuszko - zapewniłem kolejny raz skradając z jej ust pocałunek.
Cieszyłem się, ogromnie się cieszyłem. Od zniknięcia Thoma nasze życie nabrało kolorów. Nie było już strachu, który towarzyszył nam każdego dnia. Z każdym kolejnym nasze szczęście wzrastało i liczyłem, że będzie już tak do końca... Zasłużyliśmy na to...
Z samego rana przygotowywałem przepyszne śniadanie dla mojej ukochanej. Siekałem dokładnie szczypiorek by po chwili dodać go do sałatki. Pokroiłem jeszcze pomidorki na małe kosteczki i wszystko pomieszałem.
- Dzień dobry księżniczko - powiedziałem uśmiechnięty, podchodząc do niej i całując ją w usta.
- Dzień dobry - odpowiedziała zaspana. Momentalnie kąciki jej ust uniosły się ku górze. Przytuliła się do mnie mocno by po chwili usiąść przy stole. Z radością podałem jej przygotowane z miłością danie i życzyłem jej smacznego...
Południem trójką przygotowywaliśmy poczęstunek dla naszych gości. Ciocia Ann, moi rodzice, Mario, Łukasz... nie było mowy abyśmy odmówili im odwiedzin, by zobaczyli nasze maleństwo. Puściłem jej oczko, gdy kładłem na stół talerz z ciastem. Sky zaśmiała się cicho i cmoknęła w moją stronę.
- Dzieeeeeeeń doberek! - usłyszałem radosny pisk Piszczka, wchodzącego do naszego mieszkania - Zebrałem ekipę i jesteśmy! - oznajmił wskazując wszystkich zebranych.
- Gdzie jest mój wnuczek?! - wyrwała się mama, na co razem z resztą zareagowałem się śmiechem. Sky zabrała ze sobą dziewczyny i poszły do Karla, gdy ja zostałem z chłopakami i tatą, którzy momentalnie zaczęli mi ponownie gratulować.

__________________________________________________________

Dzień dobry słoneczka ♥
Należą wam się słowa wyjaśnienia. 
Zniknęłam na tydzień. Dosłownie, nie było mnie ani tutaj, ani u was. Przepraszam was z całego serduszka. Potrzebowałam tego, potrzebowałam tygodniowego odizolowania się od wszystkiego. Mam trochę problemów w swoim życiu do których dołącza szkoła i całkowity brak czasu na cokolwiek..
Przepraszam :(
Ale już wracam. Obiecuje, że do końca tego tygodnia zjawię się u was i nadrobię wszystko.
Mam nadzieję, że również moja wena szybciutko wróci :/
Za błędy przepraszam :)
I za tą cudowną długość też :CC
Do piątku ♥