piątek, 26 lutego 2016

Po czwarte: On

- Dziewczyno chcesz się zabić?! - wrzasnął jakiś blondasek, wysiadając z samochodu. Jego twarz stała się cała czerwona a po opaleniźnie nie zostało nawet śladu. Jego przerażenie w oczach... cień uśmiechu przebiegł przez moją twarz...
- No... chcę - wzruszyłam ramionami. Wpatrywał się we mnie zdziwiony, z otwartymi ustami. Widziałam jak jego warga drżała a strach nadal przeszywał całe jego ciało. Nie mogąc znieść dłużej tego widoku, ominęłam jego auto i ruszyłam w dalszą drogę. Kierowałam się przed siebie, ale nie miałam jakiegoś zamierzonego celu, do którego chciałam w tym momencie dotrzeć. Chciałam być sama... tylko sama. Jeszcze przez dłuższą chwilę czułam wzrok blondyna na swoich plecach, aż do momentu, gdy nie zniknęłam za rogiem. Dopiero po dłuższej chwili dotarłam w miejsce, gdzie chciałam się się zatrzymać.. choć na chwilę. Stara, niewielka ławeczka stała sobie w centralnym miejscu. Brutalnie pozbawiona przez kogoś oparcia.. ale nadal miała jakiś urok, który w tamtym momencie zahipnotyzował mnie najbardziej. Cisza, mimo iż była przerywana co chwilę przez ptaki na drzewach czy kaczuszki w jeziorze. W oddali szło zauważyć Signal Iduna Park...
Westchnęłam cicho chowając twarz w dłoniach. Przypominając sobie co czeka mnie po powrocie do domu. Ręce momentalnie zaczęły mi się trząść. Może kiedyś jeszcze będzie dobrze...
Prychnęłam cicho. Nigdy pewnie już nie będzie dobrze.. i choć czasem nie będę miała już siły.. tak nie zmienię swojego życia. Przyzwyczaiłam się...
Przez ostatnie pięć minut wdychałam mocno świeże powietrze do swoich płuc, i zaczęłam wracać w stronę mieszkania. Ciemność już całkowicie przykryła cały Dortmund. Ludzie poznikali z ulic, tak jak samochody. Byłam tylko ja, lekki wiaterek i cisza... po raz kolejny. Nerwowo przełknęłam ślinę zbliżając się do mieszkania. Musiałam się przygotować... jedyna rzecz, której nadal nie potrafiłam znieść. Usiadłam na ławce, dosłownie na moment i wzięłam trzy, głębokie oddechy. Starałam się uspokoić moje zdenerwowane ciało. Naprawdę... potrafiłam znieść z jego strony wszystko... z wyjątkiem tego. Ostatni raz przeczesałam swoje włosy dłonią i ruszyłam na górę. Wolniutko pokonywałam schody, choć wiedziałam, że jeśli się nie pośpieszę będzie bolało jeszcze bardziej...
- Jesteś w końcu - usłyszałam jego zdenerwowany głos.
- Przepraszam - odparłam - Musiałam iść się przejść, źle się poczułam - skłamałam.
Choć w sumie to nie... nie skłamałam. To.. to wszystko było prawdą. Miałam dość, a to zdarzało się bardzo rzadko.
- Pośpiesz się - warknął.
Skinęłam tylko głową i pośpiesznie poszłam do łazienki. Trzęsącymi się rękoma otwierałam szafki w poszukiwaniu tej jednej rzeczy, która sprawi, że będzie lepiej... że nie będę się bała...
Odetchnęłam głęboko, gdy na górnej półce znalazłam szukany przeze mnie biały proszek. Rozsypałam go ostrożnie w cienką kreskę by po chwili poczuć się o wiele lepiej. Skierowałam się do sypialni, gdzie On już na mnie czekał. Położyłam się cichutko obok niego myśląc, że zdążył już zasnąć, jednak się myliłam. Nie minęła nawet sekunda, a on zaczął się do mnie dobierać. Zacisnęłam swoje pięści starając się jak najszybciej opanować i starać się myśleć o czymś innym. O.. o czymś przyjemniejszym...
Gdy zasnął ubrałam się szybko i wyszłam do salonu. Tego.. tego nie potrafiłam znieść naprawdę. Łzy spływały po moich policzkach a ja nie chciałam ich zatrzymywać. Usiadłam na balkonie wpatrując się w śpiący Dortmund, ciepły wiaterek rozwiewał lekko moje włosy...
- Dlaczego ty się na to godzisz słońce - usłyszałam głos sąsiadki.
- O czym pani mówi? - zapytałam, choć wiedziałam, że ona zna całkowitą prawdę o moim życiu. Doskonale wiedziała co dzieje się u nas w domu. 
- Przecież wiesz - powiedziała lustrując mnie dokładnie - Jesteś młodą, piękną kobietą, która zasługuje na wspaniałe życie. A on ci je tylko marnuje...
- Wcale nie... kochamy się, więc jesteśmy ze sobą. Proste - odparłam.
- Błagam się, zastanów się kochanie - westchnęła - Na tym świecie jest ktoś, kto czeka na ciebie by być twoim księciem... - dodała - Ktoś kto naprawdę będzie cię kochał, troszczył się o ciebie. Ktoś, kto będzie ci wierny na dobre i na złe. Ktoś z kim naprawdę będziesz szczęśliwa - zakończyła i sekundę później wróciła z powrotem do mieszkania. Przełknęłam cicho ślinę. Gwiazdy tej nocy były przepiękne, świeciły bardzo mocno. Tak samo jak księżyc. Tym razem okrągły... Westchnęłam cicho przymykając swoje oczy, lecz po chwili zmrużyłam je ze zdziwienia i spojrzałam w dół skąd dochodził ryk silnika. Te włosy, te oczy, ten przerażony wzrok... blondasek... co on tutaj robił?

_________________________________________________________________________

Dzieńdoberek moje kochane miśki <3 ♥
Czekam na wasze opinie i dziękuje, że jest was tutaj tak dużo <3
Do następnego :**

piątek, 19 lutego 2016

Po trzecie: Widzę

Siedziałem w pobliskiej kawiarni i nadal nie mogłem się doczekać mojego najlepszego przyjaciela. Spóźniał się już godzinę.. a ja tego cholernie nienawidziłem. Nawet nie raczył napisać.. tylko kazał czekać. Westchnąłem cicho kończąc już drugą szklankę wody. Wpatrywałem się w lejący za oknem deszcz. Nienawidziłem takiej pogody... zwłaszcza, że był czerwiec. Obejrzałem się w stronę drzwi wejściowych, gdy zawieszony na nich dzwonek zadzwonił oznajmiając, że nowy klient wchodzi do środka. Niestety to również nie był Marcel. Zdenerwowany zacząłem stukać palcami o blat niewielkiego stolika na którym znajdowała się mniejszej wielkości okrągła, haftowana serwetka o zielonym kolorze, który pewnie miał dodawać uroku temu miejscu. I była ona trafionym pomysłem, bo doskonale spełniała swoje zadanie.
- Przepraszam - zagadnąłem przechodzącą obok kelnerkę - Mógłbym zamówić jeszcze kawę waniliową i sernik razy dwa? - kontynuowałem, gdy tylko odwróciła się w moją stronę.
- Oczywiście - odparła posyłając mi swój wypracowany uśmiech, który sprzedawała każdemu z klientów. Z ulgą przeczytałem wiadomość, która przyszła krótką chwilę po złożeniu przeze mnie kolejnego zamówienia. Jestem za minutę! wystukałem tylko krótkie Okej.
Uniosłem brew patrząc wymownie na przyjaciela, gdy ten zdenerwowany kierował się w moją stronę. Szybko zdjął z siebie przeciwdeszczową kurtkę i rzucił ją obok siebie.
- Przepraszam - zaczął wzdychając cicho.
- Spoko - odpowiedziałem - Ale mogłeś chociaż napisać dlaczego spóźnisz się aż godzinę, albo zadzwonić - dodałem - Wiesz, że nienawidzę takiego czegoś.
- Wiem, wiem - mruknął - Naprawdę przepraszam - powiedział - Nie spóźniłbym się, gdyby nie to, że jakiś narkoman rzucił się na tory - dodał.
- Nie rozumiem takich ludzi...
- Ja też nie - odparł beznamiętnie - Ale to ich wybór. Oni niszczą swoje życie i je marnują...
- Dobra nie poruszajmy tego tematu - upomniałem nie chcąc się kłócić.
- Racja - przyznał - Lepiej będzie jak tak zrobimy - uśmiechnął się lekko - A więc przejdźmy do konkretów... - przerwał na moment gdy kelnerka przyniosła nam zamówienie. Podziękowałem jej delikatnym uśmiechem po czym wróciłem wzrokiem na Marcela - Użyczyłbyś mi tej swojej cudnej mordki jako model? - poruszył zabawnie brwiami.
- Ja? Model? - zaśmiałem się.
- No co? - zarechotał - W klubie wiele razy cię biorą do zdjęć.. więc pomyślałem o tobie - uśmiechnął się.
- W sumie... - przerwałem by upić łyk kawy - Zawsze to coś nowego - dodałem obejmując w dłoniach kubek.
- Nowego - prychnął - Gdybyś mógł to wszędzie byś pozował. Nie pamiętasz jak kiedyś powiedziałeś, że będziesz modelem? - dodał rozbawiony.
- Cicho siedź - zachichotałem - Niech to zostanie pomiędzy nami - dodałem radośnie - Choć ciesze się, że jednak wolałem piłkę!
- To jak? - zapytał - Idziesz na to? Pomożesz mi?
- Oczywiście mój przyjacielu - odparłem pewnie.
Posłałem mu wielki uśmiech, choć po całym entuzjazmie, który towarzyszył mu z powodu mojej zgody, nie zostało nagle nic. Jego twarz nagle posmutniała a z ust wypłynęły następujące słowa...
- A co u Sandry?
- Już lepiej - westchnąłem cicho - Ale nadal nie potrafię jej pocieszyć. Nie chce ze mną rozmawiać, nie daje się przytulić ani pocałować. Czuje, że się od siebie oddalamy - powiedziałem cicho - Brakuje mi jej...
- B.. będzie dobrze - uśmiechnął się słabo.
- Mam taką nadzieję - mruknąłem
- Myślisz... myślisz, że zgodziłaby się pracować ze mną nad układem do teledysku? - z jego ust wypłynęło kolejne pytanie a ja nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.
- Nie wiem - odparłem patrząc na niego - Nie rozmawiamy od tygodnia - wzruszyłem ramionami - Zapytaj ją.. może z tobą chociaż porozmawia...
Chłopak kiwnął mi tylko na zrozumienie głową i wziął się do kończenia swojej kawy. Wychodząc z kawiarni rozstaliśmy się na wejściu i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Wsiadłem do auta i sprawdziłem telefon. Gdy jednak nie miałem żadnej wiadomości, odłożyłem go na miejsce pasażera i ruszyłem. Ze spokojem przemierzałem drogi Dortmundu, aż do momentu, gdy przed maskę nie wyszła mi jakaś postać. Z piskiem zatrzymałem auto. Serce podskoczyło mi do gardła a krew pulsowała w żyłach... Gdybym nie uważał...

___________________________________________________________________________

Heloł, It's mi XD
Co tam misiaczki? :* :)
Zostawiam wam trójeczkę i lecę dalej <3
Buziaki :* ♥

piątek, 12 lutego 2016

Po drugie: Żyje.

Ogromna choinka stojąca dokładnie na środku bardzo dużego placu. Dookoła niej mnóstwo maleńkich drewnianych stoisk z pamiątkami i różnymi innymi drobiazgami. W powietrzu unosił się zapach różnokolorowych pierników, przemieszany z zapachem kiełbasy i grzanego wina. Naprawdę.. nie blefuję. Ale mimo tego to było najpiękniejsze miejsce w Dortmundzie o tej porze roku. Przystanęłam na chwilę spoglądając na sam czubek drzewka, gdzie znajdował się cudowny biały aniołek, który postawiony obok mnie byłby równy wysokością. Ozdobne, sporej wielkości świeczki zastąpiły w tym roku bombki. Kilka niewielkich aniołków ułożonych w różnych odstępach, a na koniec miliony maluteńkich, bielutkich światełek dopełniały jej tegorocznego wystroju. Stoisko z grzanym winem, aż trzęsło się od natłoku klientów. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Rozmarzona obróciłam się dookoła. Nie potrafiłam się oprzeć. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i szybko odwróciłam się w stronę pewnego blondyna idącego obok mnie.
- Zrobisz mi zdjęcie z tym cudem? - zapytałam obdarzając go słodkim uśmiechem.
- Oczywiście! - odpowiedział radośnie - Choć nie zgodzę się z tobą - dodał - Cud poprosił mnie o zdjęcie ze zwyczajną choinką - wytłumaczył uśmiechając się szeroko.
- Naprawdę nazywasz to przepięknie ubrane drzewko zwykłą choinką?
- Naprawdę to nazywam ciebie cudem - rzekł a kąciki jego ust rozszerzyły się jeszcze bardziej.
Roześmiałam się cicho, na co on zareagował podobnie. Jego zielone oczy aż raziły mnie swoją tajemniczością. A cudowny i szczery uśmiech sprawił, że się rozpływałam... Wtedy jeszcze byłam normalna... i nie zwracałam tak uwagi na ludzi... i pomyśleć, że gdyby nie on... byłabym nadal zwykłą i szczęśliwą dziewczyną pragnącą spełniać swoje marzenia i iść przez życie z uśmiechem na ustach!...
Spojrzałam na zegarek stojący obok łóżka... Naprawdę była już piętnasta. Z ogromnym bólem głowy wstałam z łóżka i od razu pognałam do kuchni by zażyć tabletki. Rozejrzałam się dookoła a gdy zauważyłam porozrzucane damskie ubrania w salonie wzdrygnęłam się zarazem starając się nie zwymiotować. Mdliło mnie strasznie. Przymknęłam swoje powieki by opanować wszystkie swoje emocje. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego to wszystko znosiłam. Choć... nawet nie miałam już uczuć.. Mdłości dosłownie rozsadzały mój żołądek.. miałam ich dość... ale smród papierosów, odór niedopitej wódki, która znajdowała się w niezamkniętej butelce na niewielkim stoliku na środku salonu. Odór przepoconych ubrań oraz butów, które na podeszwie miały niemiłą niespodziankę zostawioną pewnie na chodniku czy trawniku przez psa...
I tak było na okrągło. Czasem miałam dość... Naprawdę.. ale nie potrafiłam odejść i zostawić go samego. Kochałam go strasznie. Był całym moim światem... moją miłością. Gdy czasem wieczorami przychodził trzeźwy i spędzał ze mną wieczór. Jedząc przygotowaną przez niego romantyczną kolację... Potrafiłam mu wybaczyć wszystko... Miłość do niego mnie zaślepiła i nie potrafiłam przejrzeć na oczy...
Spojrzałam z wściekłością na nagą blondynkę, która wychodziła właśnie z sypialni. Widziałam jej przestraszony wzrok, choć nawet na mnie nie spojrzała... Bała się... no i słusznie. Pośpiesznie i niezdarnie zakładała na siebie swoje ubrania... Słyszałam jak zmęczony ziewa jeszcze leżąc na łóżku a ciarki przeszły przez moje ciało.
- Hana! - zawołał. Wzdrygnęłam się jak zawsze słysząc to imię. Nienawidziłam go...
- Tak? - zapytałam słabo stając w drzwiach. Spojrzałam na niego z niechęcią, która pewnie malowała się na mojej twarzy. Zacisnęłam lekko pięści, chowając dłonie za plecami.
- Przepraszam - powiedział nawet nie patrząc mi w oczy.
- Nie ma sprawy - odparłam - Przyzwyczaiłam się - dodałam cicho - Idę zrobić śniadanie... chcesz też?
- Pewnie - mruknął - Ale przynieś mi do łóżka. Głowa mnie boli. Nie będę wstawał - oznajmił.
Skinęłam tylko głową w geście zrozumienia i poszłam do kuchni. Westchnęłam bezradnie widząc, że w lodówce znów nie ma prawie nic. Trzy jajka i ostatni plasterek sera. Przygotowałam szybką jajecznicę dla Thoma a mi pozostała kromka chleba. Poczekałam chwilę, aż w końcu woda się zagotuje i ze spokojem będę mogła zalać kubek wrzątkiem by zaparzyć sobie melisy. Ostatnimi czasy zbyt często musiałam ją pić... Wzięłam do ręki talerz i z lekko drżącymi rękoma po wczorajszej działce ruszyłam w stronę sypialni. Mruknęłam cicho pod nosem widząc jak blondyn śpi w najlepsze. Położyłam jedzenie na szafce nocnej i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnęłam się delikatnie biorąc do ręki moją ukochaną książkę, którą czytałam już chyba setny raz. Znałam ją doskonale na pamięć, ale mimo tego nadal kochałam ją czytać. Usadowiłam się na starym, okurzonym fotelu stojącym w roku salonu tuż obok wielkiego, starego okna. Znajdowałam się w swoich myślach, odpływając całkowicie do kolorowego i cudownego świata zamieszczonego w tym cudownym opowiadaniu... aż do momentu, gdy nie usłyszałam ogromnego huku, który spowodowany był talerzem, który został rzucony o ścianę. Moje ręce zaczęły się trząść ze strachu, tak jak całe moje ciało. Już wiedziałam co się za chwilę stanie. Skuliłam się mocno w fotelu, chcąc wniknąć w jego środek. Zamknęłam swoje oczy, gdy tylko usłyszałam, że drzwi się otwierają. Głośny tupot stóp przycichł dopiero koło mnie a ja zacisnęłam swoje pięści...
- Jaką masz czelność dawać mi zimne żarcie! - wrzasnął szarpiąc moimi ramionami. Łzy bezradności zaczęły pomału spływać po moich policzkach a ja nie mogłam z nimi nic zrobić - Czy ty jesteś normalna! - dodał nadal krzycząc a jego pięść spotkała się z moją twarzą. Wrócił do sypialni by się ubrać i szybko wyszedł z mieszkania zostawiając mnie samą..
Teraz już w spokoju mogłam sobie płakać. Podreptałam szybko do zamrażalki by wyciągnąć z niej przeterminowany worek ze szpinakiem. Przyłożyłam go do oka modląc się w duchu by nie było po tym później śladu... Znów się boję...

____________________________________________________________________

Witam moje kochane skarby ♥
A zarazem muszę już lecieć więc jestem na szybko :)
Pojawię się u was jutro, lub późną nocą :)
Uśmiech nie schodził mi z twarzy opisując wam tutaj to wspaniałe drzewko, które zrobiło na mnie niesamowite wrażenie dokładnie 6 grudnia 2013 roku :)
Uwielbiam ♥ więc zostawiam wam zdjęcie <3
A tymczasem za błędy przepraszam i do następnego <3
Dziękuje, że jesteście ♥

piątek, 5 lutego 2016

Po pierwsze: Jestem.

Niestety Borussia remisuje cztery do czterech w ostatnich minutach do bramki Dortmundu wpada piłka. W jednym z najważniejszych spotkań w sezonie. Cóż za spotkanie, cóż za emocje. Dawno nie padł tak wysoki wynik! Ale zaraz... proszę państwa, ostatnie sekundy Robert Bürki mocnym wybiciem kieruje piłkę do Henricha Mkhiyaryana. Ormianin natomiast doskonałym prostopadłym podaniem oddaje piłkę do Piszczka. Piszczek dośrodkowanie w pole karne... Goool! gool! gooool! Marco Reus! po raz trzeci w tym meczu trafia do siatki. Co on dziś wyprawia na boisku! Wejście smoka proszę państwa! Nie na darmo ten chłopak jest nazywany jednym z najlepszych na świecie. Większość piłkarzy z całego świata, nawet ci najlepsi powinni zazdrościć mu takiej zawziętości. Nic nie jest w stanie go zatrzymać! Upadł i powstał. Sześć miesięcy zmagania się z kontuzją... jeden mecz w którym zagrał niecałe dwadzieścia minut. Ból powrócił.. kolejna operacja kolejne sześć miesięcy a on?... On się nie poddał! Po rocznej przerwie wraca silniejszy! Wraca z ogromnym przytupem! nie zdziwię się, gdy jutro cały świat będzie trąbił o tym wspaniałym chłopaku. Powinien być wzorem dla naśladowania! Rok... powtarzam rok! nie załamał się... Wrócił silniejszy i wiem, że teraz pokaże na co go stać... Zapamiętajcie jego imię... Marco Reus na wieki zostanie zapamiętany w świecie piłkarskim...
Uśmiechnąłem się lekko. Po tylu emocjach musiałem obejrzeć powtórkę tego meczu. Nadal nie dowierzałem, że to wszystko stało się naprawdę... Uczucie, gdy po rocznej przerwie wychodziłem na boisko. Kibice, którzy przywitali mnie owacją na stojąco, a oprawa na żółtej ścianie sprawiła, że miałem ciarki na plecach. Nie sądziłem, że kiedykolwiek spotka mnie taka sytuacja. Moja podobizna wzniesiona w górę. A wokół niej wiele transparentów witających mnie i podziwiających za walkę...
To, że się nie załamałem nie było prawdą. Gdy dowiedziałem się, że będę musiał płazować kolejne sześć miesięcy... przez tydzień nie odzywałem się do nikogo... Ale po tych siedmiu dniach wiedziałem, że nie mogę zaprzepaścić tego nad czym pracowałem wiele lat. Musiałem walczyć o powrót... o to by wrócić do piłki.. I co? I udało się!
- Mój bohater... - poczułem ręce Sandry obejmujące moją szyję. Uniosłem głowę ku górze skradając z jej ust czułego buziaka - Mój wspaniały, waleczny mężczyzna - dodała uśmiechając się słodko. Usiadła na moich kolanach i mocno wtuliła się w moje ciało - Kocham cię - szepnęła.
- Ja ciebie też kochanie - zapewniłem. Pocałowałem ją delikatnie co ona odwzajemniła - Dziękuje, że jesteś
- Będę na zawsze - odparła pewnie - Przecież wiesz.
- Tak wiem - uśmiechnąłem się chowając twarz w jej włosy.
- Martha do mnie dzwoniła - westchnęła smutno.
- I co? - zapytałem natychmiastowo
- Jest coraz gorzej - powiedziała przez płacz a ja przełknąłem nerwowo ślinę - Andre jest już na wyczerpaniu sił - dodała a ja natychmiastowo musnąłem jej policzek dłonią - Zostało mu kilka dni... ja.. ja muszę tam z nimi być - jąkała się.
- Oczywiście skarbie - szepnąłem obejmując ją mocno - Chciałbym pojechać tam z tobą - mruknąłem smutno - Dlaczego wszystko musi się ułożyć tak, że nie mogę być przy tobie.
- Ja cię doskonale rozumiem. Masz obowiązki wobec klubu. Nie jestem na ciebie zła - rzekła łagodnie ocierając swoje oczy.
Cmoknąłem ją w czoło i kolejny raz tego dnia przygarnąłem ją do siebie. Łkała sobie cicho... a ja robiłem wszystko by nie pójść w jej ślady. Nadal nie mogłem pogodzić się z tym, że tego chłopaka spotkał tak okropny los. Nie zasłużył sobie na niego. Białaczka połączona z rakiem kości. Istny wyrok śmierci. 
- Już dobrze - szepnąłem..
Doskonale czułem jej ból... choć na początku nie potrafiłem zrozumieć tego, że martwi się swoim byłym... do momentu, gdy sam go poznałem. Ten chłopak na początku swojej choroby był pełnym życia i radości człowiekiem.. dopóki rak nie zaatakował mu mózgu. Od pół roku nie było z nim kontaktu... lecz gdy tylko Sandra pojawiała się obok niego... widać było, że czuł jej obecność... 
Ich sytuacja była prosta od przyjaźni po związek, by znów zejść na poziom przyjaźń. Dlatego był dla mniej tak strasznie ważny. Nie zapomina się przyjaciela od tak.
Ukradkiem spojrzałem na nią i zauważyłem, że zasnęła. Tyle emocji, które przewinęły się przez jej ciało... wiedziałem, że była wykończona. Delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Cmoknąłem ją czule w czoło oraz przykryłem ją kocem. Gdy zgasiłem światło, zamknąłem drzwi i wróciłem do salonu.
- Mam prośbę - zacząłem, gdy tylko usłyszałem głos Melanie w komórce.
- Mów co jest braciszku - powiedziała.
- Zaopiekuj się Sandrą, gdy ja będę na zgrupowaniu - poprosiłem - Andre... zostało mu kilka dni - wysapałem ochryple - Ja.. ja nie chcę by coś jej się stało. Nie mogę jej stracić - dodałem.
- Masz to jak w banku - zapewniła - Nie spuszczę jej na krok.
- Będę twoim dłużnikiem!
- Nie ma sprawy braciszku - uśmiechnęła się - Wiem jak straszliwie ją kochasz - oznajmiła.
- Ciebie też kocham - przyznałem a kąciki moich ust po raz pierwszy tego wieczoru uniosły się ku górze.
- To również wiem - zaśmiała się - Fantastyczny mecz - pochwaliła - Mój brat jest wielkim wojownikiem!
- Dziękuje!
- Wpadnijcie do nas jutro na obiad - poprosiła.
- Sandra jutro pewnie poleci do Austrii - wyjaśniłem.
- To chociaż ty - powiedziała - Nico chce ci dać prezent za tak wspaniały mecz, i bramkę, którą mu zadedykowałeś - dodała.
- Dobrze, będę - zgodziłem się, a uśmiech sam wkradł mi się na twarz - Dla niego wszystko...
Po skończonej rozmowie z Melanie odłożyłem telefon na szafkę. Poszedłem do kuchni i nalałem sobie wody. Jednym ciągiem wypiłem jej zawartość, po czym wziąłem się za przygotowanie kolacji. Spokojnie kroiłem warzywa do sałatki zarazem smażąc mięso na patelni. Nie minęła chwila a blondynka pojawiła się w pomieszczeniu. Uśmiechnąłem się delikatnie kolejny raz całując ją w czoło. Odwzajemniła mój gest i pomogła mi w dokończeniu kolacji...

______________________________________________________________________

Dzień dobry, czas wstać XD
Jak zawsze wątpliwości co do tego bloga naszły mnie dopiero teraz XD ale czekał on tak długo na opublikowanie, że od razu stwierdziłam:
Raz się żyje XD 
Jak to z pierwszymi rozdziałami u mnie bywa, ten również nie spełnia moich oczekiwań XD
Pierwsze rozdziały zawsze są takie dziwne :D
Do piątku misie ♥
I dziękuje, że znów jesteście ze mną oraz za tak wspaniałe komentarze!! ♥