piątek, 25 marca 2016

Po ósme: Ból

Siedziałam cicho w salonie i czytałam po raz kolejny swoją ukochaną książkę. Oczekiwałam powrotu Thoma, bo nie chciałam by znów zbił mnie za zimne jedzenie. Gdy tylko usłyszałam ciężkie kroki na klatce schodowej od razu pognałam do kuchni i odgrzewając mu wszystko. Trzask drzwi... ciężkie dyszenie... serce podskoczyło mi do gardła. Był wściekły. Przełknęłam nerwowo ślinę. Bałam się, cholernie się bałam. Usiadł do stołu a z jego ust wydobyło się okropne wzdychnięcie. Trzymał  w dłoniach plik listów, które znajdowały się w skrzynce i otwierał każdy po kolei. Po kolei przedzierał każdy na pół, gdzie znajdowały się jakieś reklamy..
- Możesz się pośpieszyć? - zapytał zły
- Już kończę - odparłam szybciutko.
- To rusz się, bo jestem głodny!
Ręce strasznie mi się trzęsły dlatego przypadkowo upuściłam widelec na podłogę. Widziałam jego rozgniewany wzrok. Migiem go podniosłam i włożyłam do zlewu. Wyciągnęłam z szuflady nowy i stanęłam naprzeciwko niego...
- Nareszcie - warknął.
- M.. mogę iść dokończyć książkę? - zapytałam - Czy coś mam zrobić?
- Idź - rzekł krótko - Przynajmniej cię nie będę musiał oglądać...
Przymknęłam na chwilę oczy i skierowałam się do salonu. Usiadłam na moim ukochanym fotelu i z powrotem otworzyłam książkę na stronie, na której skończyłam. Odpłynęłam na chwilę, przenosząc się do idealnego, książkowego świata. Z uśmiechem na ustach przerzucałam kolejne strony, rozkoszując się miłosną historią bohaterów... Aż do momentu...
- Co to do cholery jest! - wrzasnął na całe gardło i z całej siły uderzył pięścią w stół, by po chwili z hukiem rzucić talerzem o podłogę. Wściekły skierował się w moją stronę i rzucił we mnie listem. Wzięłam go do ręki a moim oczom ukazał się napis Policja...
- Thom.. ja nie wiem.. - szepnęłam cichutko.
- Byłaś na Policji szmato! - krzyczał szarpiąc mnie za włosy.
- To nie ja - mówiłam przez płacz.
- Nie ty! - prychnął ciskając mną w ścianę.
- Przysięgam Thom, że to nie ja!
- A kto?! Aniołki tak?! - ryknął
Przymknęłam swoje oczy starając się robić wszystko by chronić swój brzuch. Nie chciałam, by to dzieciątko, które nosiłam pod piersią ucierpiało. Ono nie było niczemu winne. Czułam jak kopie mnie po nogach, lecz później jego celem stała się moja głowa. Płakałam i nie potrafiłam przestać. Bałam się a zarazem ból sprawiał, że traciłam nad sobą kontrolę. Przysunęłam się bliżej ściany chcąc się w nią wbić. Chcąc by w końcu przestał i zostawił mnie w spokoju. Jednak ten nie miał takiego zamiaru. Ponownie chwycił mnie za włosy i pociągnął ku górze. Gdy stanęłam na równi z nim z całej siły uderzył mnie w twarz. Ponownie upadłam na ziemie a ten zaczął kopać mnie po całym ciele. Zaczynając od głowy, przez brzuch aż po nogi. Tym razem nie miałam już siły się bronić. 
- Błagam cię przestań - powiedziałam cicho a z moich ust spływała krew.
- Widzę, że ci mało! - krzyknął uradowany a w jego oczach tańczyły ogniki. To nie był Thom...
- Zostaw mnie! - wrzasnęłam przez płacz - Ja jestem w ciąży!
Słysząc te słowa momentalnie zesztywniał. Stanął jak wryty wpatrując się we mnie. W jego oczach dostrzegłam wściekłość i chęć mordu. Chciał mnie zabić. Spojrzałam lekko na jego dłonie, które jeszcze bardziej zacisnęły się w pięściach. 
- Co jesteś?! - mruknął zaciskając z całej siły swoje zęby.
- Jestem w ciąży - szepnęłam. Moje oczy pomału stawały się coraz cięższe, a świat zaczął wirować mi dookoła. Krew nadal spływała z ran na moim ciele. Czułam jej smak nawet w ustach. 
- Zniknij z tego świata tak samo jak ten bachor! - ryknął.
W ruch znów poszła jego noga, która po raz kolejny zaczęła kopać każdą część mojego ciała, już nie dałam rady się bronić. Ani siebie, ani mojego dziecka... Odpłynęłam, marząc by gdzieś tam być w końcu szczęśliwą...

_______________________________________________________________________

Dzień dobry :**
Zapraszam was na ósemkę, ten czas tak szybko leci :)
Jak tam po zającu? :D mam nadzieję, że przyszedł z wielkimi jajami XDDD

Była któraś z was może na meczu reprezentacji w Poznaniu? Jak tak to opowiadać! :D jak wrażenia? <3
Ja byłam, z wyniku zadowolona jestem <3 z widoku mistrza również <3
Lecz połowy meczu nie było mi dane oglądać przez jakże przemiłych starszych panów, którzy pijani zajmowali prawie połowę widoków i w ogóle nie reagowali na prośby jak również już nie prośby. W ogóle mieli gdzieś innych ludzi i dzieci, które przez nich nie widziały niczego...
Zero szacunku...
No ale cóż... czasem niestety są tacy ludzie...
Ale mówię, mimo tego jestem szczęśliwa, ponieważ po prawie dwóch latach znów zobaczyłam Łukasza <3 ♥

Wesołych świąt kochane! ♥

piątek, 18 marca 2016

Po siódme: Nie mogę

Nerwowo chodziłem po salonie zastanawiając się jak mam postąpić. Nie mogłem patrzeć jak ta dziewczyna cierpi. Ten ból i strach w jej oczach... Nigdy w życiu nie potrafiłbym podnieść ręki na jakąkolwiek kobietę...
- Hej - powiedziałem widząc Sandrę, która przed chwilą wróciła do domu.
- Cześć - mruknęła i skierowała się od razu do łazienki.
Westchnąłem cicho. Pomału miałem dość.. od kiedy wróciła z Austrii nic nie było tak jak kiedyś. Oddaliliśmy się od siebie. Każdy szedł w swoją stronę... a mieliśmy zawsze iść razem i wspierać się we dwoje. 
Wyszedłem z mieszkania po kilku minutach. Nie mogłem dłużej siedzieć w domu. Oznajmiłem Sandrze tylko, że wychodzę i ruszyłem przed siebie. Zostawiając za sobą ją i inne problemy dotyczące mojego życia. Skupiłem się tylko i wyłącznie na Hanie. Zastanawiałem się, jak mógłbym jej pomóc. Nie mogłem tego tak zostawić. Nie potrafiłbym żyć z świadomością, że jej nie pomogłem, że pozwoliłem by ktoś ją bił.
- Halo?
- Cześć Ariel - powiedziałem do słuchawki swojego telefonu - Mam sprawę...
- A więc słucham...
- Możemy się spotkać? - zapytałem - To raczej nie jest na telefon...
- Pewnie - rzekł - O siedemnastej, tam gdzie zawsze?
- Tak...  jesteśmy umówieni - odparłem - Dzięki!
Wcisnąłem ręce w kieszenie moich spodni i po krótkim spacerze skierowałem się z powrotem do mieszkania. Wchodząc po schodach zauważyłem samochód Marcela na podjeździe. Uśmiechnąłem się na myśl odwiedzin przyjaciela. Jednak zdziwiłem się, gdy nie zostałem ich w salonie... Po chwili jednak zorientowałem się o co chodzi. Skierowałem się do sypialni, gdzie zastałem tę dwójkę w dwuznacznej sytuacji...
- Ma... Marco - jąkała się okrywając się prześcieradłem.
- Stary.. - zaczął. 
- Nie, dość! - mruknąłem - Już od dawna to podejrzewałem - dodałem - Tak nam się nie układało. Wybrałaś jego - wskazałem na Marcela - Okej.. rozumiem. Ale mam jedną prośbę - przewałem - Bądźcie sobie razem i bla.. bla.. bla - mówiłem - Ale proszę ty się wyprowadź - tym razem wskazałem na Sandrę - I oboje zniknijcie z mojego życia - zakończyłem
- Marco... - rzekł Fornell 
- Nie! - mruknąłem - Ja teraz wychodzę. Ty się pakujesz i zostawiasz klucze pod wycieraczką...
Kolejny raz tego dnia westchnąłem cicho i czym prędzej wyszedłem z domu. Swoje kroki skierowałem w stronę miasta. Szedłem wolnym krokiem, myśląc o tym co przed chwilą się stało. Nie miałem im tego za złe... Chyba...
Ze spokojem kierowałem się w stronę mojej ulubionej kawiarni. Do spotkania z Kirkiciem została mi jeszcze godzinka, ale to mi nie przeszkadzało. Ze spokojem wypiję sobie herbatę w oczekiwaniu na niego. Uśmiechnąłem się, gdy mój ulubiony stolik był wolny. Samotny stał sobie w koncie, jednak widok miał wprost na szybę, gdzie ze spokojem można było obserwować przechodzących ludzi, jednak oni nie widzieli ciebie.
- Herbatę poproszę - uśmiechnąłem się do kelnerki, która od razu odwzajemniła mój gest i skinięciem głowy dała mi do zrozumienia, że przyjęła zamówienie. Bez słowa skierowała się do lady podając karteczki z życzeniami klientów i zabrała się do dalszej pracy. Wyciągnąłem telefon z kurtki i jednym zamachem usunąłem wszystkie zdjęcia z Sandrą z telefonu jak i każdego portalu społecznościowego. Nie chciałem mieć z nią już nic wspólnego. Chciałbym, żeby była szczęśliwa, więc tego im życzyłem... Jednak w swoim życiu nie chcę ich już więcej widzieć. Minuty mijały, a ja nawet nie zorientowałem się jak Ariel Kirkic wita się ze mną i siada naprzeciwko mnie.
- Więc słucham, co to za pilna sprawa?
- Chodzi o pewną dziewczynę - zacząłem.
- W co ty się znów wplątałeś Reus? - zapytał wzdychając.
- W nic - powiedziałem natychmiast - Po prostu nie mogę patrzeć jak ten gość ją katuje - mruknąłem spoglądając na niego. Nerwowo przełknąłem ślinę, a moje ręce zaczęły się strasznie pocić - Ale na samym początku... - przerwałem na moment - Na samym początku obiecaj mi, że nic.. podkreślam nic jej się nie stanie - dodałem.
- No dobrze - przytaknął - Obiecuje...

________________________________________________________________________

Jestem :)) 
Oddaje w wasze ręce coś co zdecydowanie nie spełnia moich oczekiwań, jak i nie można tego nazwać rozdziałem :C
No ale cóż :/ 
Lecę do was :) 
Do piątku ♥

piątek, 11 marca 2016

Po szóste: Strach


Kolejny raz tego dnia musiałam iść do łazienki. Mdłości tego dnia mnie nie opuszczały. Na samą myśl, że mogłabym być w ciąży przechodziły mnie ciarki a strach ogarniał całe moje ciało. Jeśli to okaże się prawdą... on mnie zabije. Gdy tylko Thom poszedł do pracy szybko wymknęłam się z domu. Zdenerwowana kierowałam się w stronę najbliższej apteki. Makijaż tego dnia doskonale spełniał swoje zadanie. Maskował każdy ślad po wczorajszej awanturze. Przełknęłam nerwowo ślinę, gdy zauważyłam długą kolejkę do kasy. Zacisnęłam swoje pięści i stanęłam na samym jej końcu. Bałam się.. tak strasznie się bałam. Thom, nawet nie chcę słyszeć o dziecku...
- W czym mogę pomóc? - zapytała ekspedientka.
- P.. poproszę dwa testy ciążowe - powiedziałam.
- Już - uśmiechnęła się do mnie życzliwe, lecz nie potrafiłam tego odwzajemnić. Moje ciało przez cały czas się bało. Modliłam się, by to nie było prawdą. Zapłaciłam jej i mówiąc ciche do widzenia szybko skierowałam się z powrotem do domu. Usiadłam na wannie i drżącymi rękoma odpakowałam testy. Siedziałam nad nimi jeszcze kilka minut. Bałam się ujrzeć ich wyniku... Bałam się.. cholernie się bałam...
- Tylko nie to - szepnęłam cicho kładąc dłoń na swoim brzuchu. Łzy zaczęły strumykiem spływać po moich policzkach. Teraz nie musiałam ich zatrzymywać. Ostatni raz spojrzałam na test, który wykazywał dwie kreski. Co mam zrobić... on je zabije...
Minęła godzina zanim ta wiadomość naprawdę do mnie dotarła. Zostanę mamą... jak każda kobieta tego pragnęłam... ale nie teraz.. nie w takich warunkach... a przede wszystkim nie z nim. On jest zdolny do wszystkiego. A zabicie naszego dziecka będzie dla niego problemem. Szybko pokręciłam głową by wyrzucić z głowy tą myśl. Na razie się nie dowie. Nie powiem mu.. nie ma takiej opcji. Schowałam ręce głębiej do kieszeni i maszerowałam przed siebie. Kolejny raz nie wiedziałam gdzie konkretnie mam iść. Nie miałam żadnego celu. Nogi kolejny raz skierowały mnie w to samo miejsce. Ta sama urocza ławeczka bez oparcia. Kaczuszki pływające w jeziorze, szum drzew i Signal Iduna Park znajdujący się w samym centrum tego widoku. Siedząc na ławce momentalnie schowałam swoją twarz w dłoniach. Teraz, musiałam myśleć za dwoje. Nie mogłam dłużej mieszkać z nim pod jednym dachem. Musiałam uciec.. dla dobra dziecka. Chcę by ono przeżyło.. nie potrafiłabym go zabić a przede wszystkim nie potrafiłabym pogodzić się z myślą, że on to zrobił. 
- Cześć - usłyszałam głos blondyna, który w ostatnim czasie zbyt często znajdował się w pobliżu.
- Czego znów ode mnie chcesz?! - warknęłam w jego stronę. 
- Niczego od ciebie nie chce - odparł.
- To po jaką cholerę znów do mnie podszedłeś? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
- Nie wiem - wzruszył ramionami - Po prostu - dodał uśmiechając się lekko - Marco jestem - podał mi dłoń, lecz po chwili cofnął ją, gdy zorientował się, że jej nie uścisnę - Może masz ochotę na herbatę? - zaproponował.
- Nie, nie mam - syknęłam w jego stronę - Jeśli chcesz już być miły, to najlepiej będzie jeśli zostawisz mnie samą - dodałam spoglądając przed siebie.
- Byłaś kiedyś? - zapytał wskazując na stadion. Doskonale ominął poprzedni temat. Westchnęłam cicho, gdy zrozumiałam, że on nie ma zamiaru zostawić mnie tutaj samej.
- Tak - odparłam krótko - Raz... jak miałam piętnaście lat - dodałam.
- To jak? - szturchnął mnie lekko w ramię i uśmiechnął się uroczo - Pójdziemy na tą herbatę?
Skinęłam tylko głową na zgodę i chwilę później szłam obok niego w nieznanym mi kierunku. Ani on, ani ja nie mieliśmy zamiaru się do siebie odzywać. Zdziwiłam się, gdy przystanęliśmy przy dość dużych rozmiarów mieszkaniu. 
- Zapraszam - uśmiechnął się chcąc przepuścić mnie w furtce.
Westchnęłam cicho i skierowałam się w stronę schodów. Marco szybko znalazł się obok mnie i po raz kolejny przepuścił mnie w drzwiach. Weszłam do środka podziwiając jego wnętrze. Biel idealnie komponowała się z szarością i różnymi dodatkami w kolorach błękitu. Ogromna, szara kanapa stała na środku salonu, tuż obok niewielkiego białego stolika. Naprzeciwko wisiał dość dużych rozmiarów telewizor. Zupełne przeciwieństwo naszej małej i brudnej klitki.
- Zaraz wracam - powiedział - Rozgość się - uśmiechnął się wskazując na kanapę.
Po raz kolejny, bez słowa skinęłam mu tylko głową. Usiadłam na niej i czekałam, aż blondyn wróci z kuchni. Wpatrywałam się w zdjęcie wiszące na jednej ze ścian w salonie. Dlatego pytał, czy byłam na stadionie... to tłumaczy jego wypasiony dom... Marco po prostu był piłkarzem Borussii Dortmund.
Wrócił dosłownie po kilku minutach. Szedł uśmiechnięty a w dłoniach trzymał średniej wielkości tacę na której znajdowały się dwa kubki, z których wydobywała się para i talerz z ciasteczkami.
- A więc co u ciebie słychać? - zapytał.
- Po co się pytasz? - odparłam pytaniem na pytanie - Wiesz co się u mnie dzieje. Wszystko słyszałeś...
- No tak - westchnął cicho upijając łyk cieczy.
- Ja jednak może już pójdę - mruknęłam natychmiastowo. Wstałam szybko, lecz jego dłoń chwyciła mój nadgarstek. Spojrzałam na niego zdziwiona, a zarazem przerażona. Nie wiedziałam co on ode mnie chciał. Dlaczego mieszał się w moje życie?...
- Zostań, choć na chwilę - powiedział łagodnie - Wypij chociaż herbatę - wskazał na kubek.
- Przepraszam - odparłam - Ja.. ja nie chcę mieszać się w twoje życie - rzekłam wpatrując się w jego zielone oczy - I najlepiej będzie, jak ty nie będziesz mieszać się w moje - dokończyłam i wybiegłam z jego mieszkania...

____________________________________________________________________

Heloł, Its mi XD
Znowu mi xd
Zapraszam na 6 <3
Do piątku ♥♥

piątek, 4 marca 2016

Po piąte: Ona

Wzrok tamtej dziewczyny... ta sama, która weszła mi pod koła. Zdziwiłem się... ona najwyraźniej też. Nie sądziłem, że mieszka na tak okropnym osiedlu. Ja sam często bałem się tutaj przyjeżdżać, gdybym nie odwiedzał cioci... nawet nie wiedziałbym pewnie o jego istnieniu. Po chwili wpatrywania się w jej błyszczące od księżyca oczy zamknąłem auto i wcześniej biorąc siatki z zakupami wszedłem do bloku i skierowałem się do mieszkania siostry mojego taty.
- Dobry wieczór ciociu - uśmiechnąłem się całując ją w policzek - Przepraszam, że tak późno, ale zatrzymali mnie w klubie - westchnąłem.
- Nie przejmuj się mały - powiedziała unosząc kąciki swoich ust ku górze - Dziękuje, że w ogóle przyjechałeś - dodała.
- Przecież wiesz, że jak coś obiecam to tego dotrzymuje, nawet jeśli miałbym przyjechać do ciebie w środku nocy - odparłem siadając przy kuchennym stole. Spojrzałem z niepokojem na ciocię, gdy zza ściany dochodziły okropne krzyki jakiegoś mężczyzny. Po chwili jednak usłyszałem płacz jakiejś dziewczyny, lecz po kilku sekundach do moich uszu dotarł jej krzyk i właśnie w tamtym momencie zorientowałem się, że to była Ona... Ta sama dziewczyna, która weszła mi pod koła, ta sama dziewczyna, która siedziała smutna na balkonie, ta sama, która przez dłuższy czas, swoimi błyszczącymi oczami wpatrywała się wprost w moje...
Ciocia westchnęła cicho a jej twarz od razu posmutniała. Spojrzałem na nią pytająco...
- Szkoda mi jej - oznajmiła cicho - Nie zasługuje na takie życie...
- Dlaczego w takim razie ona z nim jest? - zapytałem.
- Miłość Marco... Czasem potrafi być naprawdę zaślepiająca - mruknęła smutno podając mi kubek ciepłej herbaty. 
- Jak można kochać kogoś takiego?
- Widzisz słońce - westchnęła siadając naprzeciwko mnie - Z miłością czasem bywa tak, że na początku jest ona wielka i wspaniała. Jednak z czasem wszystko się niszczy. A ty nawet nie czujesz tego, bo mimo każdej krzywdy, bólu czy smutku nadal kochasz tą drugą osobę. Miłość nas zaślepia - dodała.
Zacisnąłem pięść starając się opanować. Nie potrafiłem tego znieść. Nie dopuszczałem do siebie tej myśli, że można tak traktować kobietę. Spojrzałem przez niewielkie okno w kuchni na drzewa rosnące poza nim i przełknąłem bezgłośnie ślinę. Ta dziewczyna na to nie zasługiwała... Ciocia miała całkowitą rację...
- Jak ona się nazywa? - zapytałem patrząc na starszą kobietę.
- Hana - odparła - Hana Vonn- powtórzyła - Dlaczego pytasz?
- Tak po prostu - odparłem.
- Marco błagam! - powiedziała natychmiast - Nie rób nic, co mogłoby go zdenerwować. On ją może pobić na śmierć - dodała przestraszonym głosem.
- A on? - zapytałem beznamiętnie.
- Thom Jonas - odpowiedziała - Marco... obiecaj - spojrzała na mnie groźnie.
- Nic się jej nie stanie - obiecałem.
Wyszedłem z mieszkania cioci po dwudziestej drugiej. Na dworze już całkowicie zapanowała ciemność. Podciągnąłem lekko zamek od bluzy, gdy zimny wiatr zawiał w moją twarz. Rozglądnąłem się dokoła, gdzie nie było żywej duszy, lecz nadal słyszałem płacz... ten sam płacz. Gdy ponownie spojrzałem w prawo zauważyłem ją. Siedziała skulona na ławce i płakała. Bez zastanowienia poszedłem w jej stronę i usiadłem obok. Gdy poczuła jak ławka ugina się pod moim ciężarem spojrzała lekko na mnie swoimi zapłakanymi oczyma.
- Dlaczego mu na to pozwalasz? - zapytałem.
- Co cię to w ogóle obchodzi? - warknęła w moją stronę - Tak w ogóle co tutaj robisz? po jaką cholerę do mnie podszedłeś!?
- Odwiedziłem ciocię - wskazałem na balkon - A podszedłem bo nie mogę tego zrozumieć. Będąc u cioci słyszałem wszystko. Dlaczego nic z tym nie zrobisz? dlaczego pozwalasz mu na to by cię bił? - pytałem chwytając delikatnie jej podbródek. Dokładnie badałem jej twarz... jej oko było okropnie spuchnięte i sine. Wargę miała rozciętą a z nosa wystawała zaschnięta stróżka krwi - Powinnaś jechać do szpitala - dodałem natychmiast.
- Nigdzie nie jadę - syknęła - Zajmij się swoim życiem, a mnie zostaw spokoju - mruknęła odwracając głowę w drugą stronę. Cofnąłem swoją rękę i westchnąłem cicho. 
- Nie zostawię tak tego - powiedziałem wstając.
- Odpierdol się od mojego życia! - krzyknęła - Jeśli chcesz zgrywać bohatera to pojedź do domu dziecka lub cokolwiek! 
Mruknąłem cicho pod nosem i skierowałam się w stronę samochodu. Wsiadłem do niego, lecz minęło kilka minut zanim odjechałem. Przez cały ten czas wpatrywałem się w jej postać. Nie potrafiłem tego tak zostawić i z pewnością tego nie zrobię!...

_______________________________________________________________________

Hej, hej misiaczki ♥ witam was w piąteczek :))
Dziękuje, że jesteście tutaj ze mną ♥ nawet nie wiecie jak czekam z niecierpliwością na piątek by do was tutaj zawitać <3
Juliuszu mój kochany, tylko znów się na mnie nie denerwuj XDDD Kc ♥ XD
Widzimy się za tydzień ♥