piątek, 29 kwietnia 2016

Po trzynaste: Serce

Uśmiechnąłem się trzymając tą kruchą, cudną i słodką blondyneczkę w ramionach. Spała sobie smacznie, owinięta po samą buzię kołdrą i tuliła się do mnie mocno. Nie potrafiłem wytłumaczyć tego co zaszło poprzedniej nocy... Poniosło mnie trochę.. poniosło nas... Ale gdyby ktoś zapytałby mnie czy tego żałuje, szczerze, bez żadnego bicia i zawahania odparłbym jedno: Nie, nie żałuje tego...
Delikatnie wydostałem się z jej uścisku i czule całując ją w czoło skierowałem się w stronę kuchni. Zachichotałem cicho, gdy ta zamruczała cicho i odwróciła się w drugą stronę. Pierwszy raz od kilku dni byłem naprawdę szczęśliwy a to spowodowane było obecnością Sky... dziewczyny, która tak delikatnie mówiąc skradała moje serce. Nie była to ani miłość, ani przyjaźń. To było coś pomiędzy... Zakochujesz się panie Reus...
Włączyłem sobie cicho radio i podśpiewując pod nosem, kręciłem bioderkami w rytm muzyki. Wyciągałem wszystkie składniki potrzebne mi do sałatki, którą miałem zamiar podać na śniadanie i ze spokojem ją przygotowywałem. Po chwili jednak przerwałem na moment, gdy po pomieszczeniu rozległ się dźwięk mojego telefonu. Spojrzałem na ekran... Ciocia Ann...
- Marco?
- Tak ciociu? - odparłem.
- Zabrałeś ją do siebie prawda? - zapytała.
- Mhm - mruknąłem - Nie chciałem by tam wracała...
- Dziękuje - rzekła a ja wyczułem, że się uśmiecha.
- Nie mam pojęcia za co - odpowiedziałem - No ale proszę - zaśmiałem się cicho.
- Dbaj o nią!
- Będę - zapewniłem.
Odłożyłem telefon na bok, gdy siostra mojego taty się rozłączyła. Z uśmiechem powróciłem do przygotowywania sałatki. Gdy wszystko było już gotowe pognałem szybko się ubrać i zostawiając jej karteczkę zaraz wracam :) pognałem migiem do pobliskiej kwiaciarni. Radośnie przywitałem się z sprzedawcą i spojrzałem na różnorodne kwiatki.
- Tą różyczkę poproszę - wskazałem a pan Turner przybrał mi ją ładnie...
Wyszczerzony wracałem do domu, spoglądając co chwilę na różę, którą niosłem w dłoni. Wchodząc do mieszkania od razu ruszyłem w stronę sypialni, gdzie nikogo nie zastałem. Stanąłem przed łazienką i delikatnie zapukałem w drzwi.
- Sky? - zapytałem lecz nikt się nie odezwał.
Ruszyłem więc do kuchni myśląc, że może tam będzie lecz jej również tam nie było. Westchnąłem smutno siadając na jednym z krzesełek przy kuchennym stole. Spojrzałem po raz kolejny na różyczkę, którą trzymałem w dłoni i ze zrezygnowaniem położyłem ją na stole. Schowałem twarz w dłoniach, żałując tego, że wyszedłem z domu i jej nie zatrzymałem.
- Marco? - usłyszałem jej zmartwiony głos. Podniosłem wzrok do góry.. ujrzałem ją. Stała w drzwiach wpatrując się we mnie zlęknionym wzrokiem. Wyglądała cudownie... Włosy opadały jej na ramionach a niebieska bluzka idealnie komponowała się z jej cudownymi błękitnymi oczami. Na moją twarz momentalnie wkradł się kolejny tego ranka uśmiech. Nie uciekła...
- Wyjątkowa różyczka, dla wyjątkowej dziewczyny - wręczyłem jej a ta uśmiechnęła się do mnie uroczo. 
- Dziękuje - powiedziała cicho a na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec.
- Szukałem cię - rzekłem odsuwając jej krzesło
- Byłam w ogrodzie, przepraszam, nie słyszałam cię - wyjaśniła
- Myślałem, że uciekłaś - dodałem ciszej.
- Bo ucieknę - mruknęła
- Sky... - szepnąłem.
- Przepraszam cię Marco - wysapała ochryple
- Sky.. - powtórzyłem
- Nie chcę zniszczyć ci życia... przepraszam - wypowiedziała cichutko.
I zniknęła... Zniknęła zostawiając tylko ciepły ślad po swoich wargach na moim czole... i delikatny trzask drzwi oraz zapach jej cudownych perfum rozchodzący się po moim mieszkaniu...

___________________________________

Hej, hej ❤❤
Dziękuje, że jesteście ze mną :*
Zostawiam wam trzynastkę :)
Do piątku ❤

piątek, 22 kwietnia 2016

Po dwunaste: Trzymam się

Bałam się wrócić do domu, bałam się w ogóle pojawić tam na osiedlu. Bałam się spotkania z Thomem... Bałam się wszystkiego... Po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę się bałam... Pakowałam do siatki kilka swoich rzeczy, które przywiozła mi pani Ann. Z moją instrukcją poszła do mieszkania, gdy Thom był w pracy. A Marco? Marco...
- Gotowa? - usłyszałam jego głos. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę by po chwili patrzeć już wprost w jego zielone tęczówki. Uśmiechał się do mnie delikatnie a z oczu dało się wyczytać skruchę jak i lekką obawę, ale ja.. ja naprawdę zrozumiałam dlaczego on to zrobił. Dzięki pani Sevel zrozumiałam wszystko...
- Dlaczego przyjechałeś? - zapytałam spoglądając na niego.
- Nie pozwolę ci do niego wrócić - oparł niepewnie.
- Ty nie masz nic do gadania - mruknęłam - To jest moje życie Marco - dodałam.
- Nie jesteś jeszcze w pełni zdrowa - zaczął - A jeśli znów ci coś zrobi? Może tym razem jednak mu się uda to co? - dopytywał.
Momentalnie do moich oczu zaczęły napływać łzy. Jego ramiona szybko przyciągnęły mnie do siebie. Wtuliłam się w niego mocno... lecz po chwili się opamiętałam...
- To jest moje życie - powtórzyłam.
- Dobrze - westchnął - Tylko proszę cię o jedno - rzekł patrząc mi w oczy - Zatrzymaj się u mnie. Chociaż na chwilę, aż wyzdrowiejesz. Chcę mieć pewność, że nic ci się nie stanie - wyjaśnił.
- Dlaczego? - sapnęłam cicho, nadal wpatrując się w jego tęczówki.
- Bo tak - mruknął cicho.
- To nie jest wytłumaczenie - oznajmiłam.
- Sky... - szepnął
Pokiwałam bezgłośnie głową... po prostu uległam i odsunęłam się od niego. Ponownie posłał w moją stronę delikatny uśmiech. Tym razem go odwzajemniłam...
- Taką chcę cię widzieć - powiedział - Z uśmiechem jeszcze piękniejsza...
Momentalnie oblałam się rumieńcem co wywołało u niego chichot. Gdy tylko chciałam wziąć swoją siatkę, ten wystartował jak strzała zabierając ją ode mnie. Zmrużyłam lekko oczy, lecz nie chciałam wszczynać kłótni. Blondyn przepuścił mnie w drzwiach i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Nie minęła nawet chwila a już znaleźliśmy się obok jego mieszkania.
- Wejdź do środka i się rozgość - uśmiechnął się podając mi klucze - Zaraz przyjdę tylko zaparkuje samochód do garażu - oznajmił.
- Nie boisz się, że cię okradnę? - zapytałam spoglądając mu w oczy.
- Ufam ci - przyznał łagodnie.
Przyglądałam mu się uważnie przez chwilę, ale on mówił najszczerszą prawdę. Jego zielone tęczówki przenikały moje ciało a co dziwne... chciałam tego. Otrząsnęłam się po chwili i tak jak powiedział tak zrobiłam. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi i otworzyłam je by po chwili wejść do środka.
- No zapraszam! - Marco lekko wepchnął mnie w głąb mieszkania - Czuj się jak u siebie - dodał uśmiechnięty.
Kolejny raz pokiwałam na zrozumienie głową... ten dom był tak przepiękny.. a ja bałam się, że gdy czegoś dotknę to, to zniszczę. Dlatego cichutko usiadłam sobie na kanapie i nigdzie się nie ruszałam, lecz gdy blondyn zapytał mnie, czy pomogę mu w robieniu kolacji zgodziłam się natychmiastowo...
- Mieszkasz sam? - zapytałam upijając po chwili łyk herbaty z kubka.
- Tak... od niedawna - odparł beznamiętnie.
- Przepraszam, nie powinnam - speszyłam się lekko.
- Daj spokój - posłał mi uśmiech i założył kosmyk moich blond włosów za ucho. Patrzył na mnie tak wnikliwie jak nigdy dotąd. Chciałabym... Przestań Sky... - Mogę cię o coś zapytać?
- Mhm..
- Dlaczego on nazywa cię Hana?
- Nie wiem - westchnęłam - Pewnego dnia stwierdził, że nie podoba mu się moje imię i zaczął do mnie mówić Hana - dodałam wzruszając ramionami - Mogłabym się gdzieś przespać?
- No raczej - zaśmiał się - Chodź zaprowadzę cię - wstał podając mi swoją dłoń. Spojrzałam chwilę na nią i złapałam niepewnie. Blondyn zaprowadził mnie do sypialni i z uśmiechem wskazał, że ten pokój będzie moim, przez cały pobyt tutaj.
- Zostaniesz ze mną? - zapytałam pomalutku.
- Jeśli chcesz to zostanę - odpowiedział szczęśliwy.
Położył się obok mnie i przyciągnął do siebie. Obejmował mnie mocno zatapiając swoją głowę w moje włosy. Uśmiechnęłam się delikatnie, przymykając swoje oczy z rozkoszy. Od dawna nie czułam się tak bezpieczna i otoczona zrozumieniem.
- Wiesz co?
- Nie wiem - odparł unosząc się lekko na łokciu. Spoglądał na mnie z góry. Kolejny raz dokładnie badał moją twarz...
- Dziękuje ci - uśmiechnęłam się i ucałowałam jego policzek. Poczułam jak jego ciało się napina. Usłyszałam jak jego oddech robi się płytki i przyśpieszony... Spojrzałam na niego zdziwiona a ten delikatnie zbliżył swoją twarz, by po chwili złączyć nasze wargi razem. Odwzajemniłam po chwili jego pocałunek a z jego ust wydobyło się ciche mruknięcie. Położył obie ręce wokół mojej głowy i zawisł nade mną nie przerywając pieszczoty.
- Nic ci nie zrobię - szepnął cicho zagryzając moją wargę - Ale nie rób nic wbrew sobie - dodał. Przyciągnęłam go szybko na siebie pogłębiając pocałunek. A on? on podarował mi najcudowniejszy uśmiech na świecie i sprawił, że w jego ramionach czułam się bezpieczna....

______________________________________

Hej, dzień dobry ❤
Rozpoczyna się pewien inny rozdział tej historii. Jednak nie zdradzę czy pozytywny, czy też nie XD
Hmm xd zacieram rączki ja zła XDDDD
Do następnego ❤❤❤

piątek, 15 kwietnia 2016

Po jedenaste: Chcę

Siedziałem przed drzwiami jej sali już którąś godzinę, nie potrafiłem ponownie wejść do środka, jak i również nie potrafiłem stąd wyjechać. Czekałem na ciocię, która poprosiła mnie bym przyjechał po nią i przywiózł ją tutaj. Chciała a zarazem musiała się zobaczyć ze Sky... teraz już wiem... Po raz kolejny zrozumiałem, że blondynka nie jest dla cioci obojętna i traktowała ją jak rodzinę. Westchnąłem cicho po raz kolejny i przeczesałem swoje włosy. Kawa była najlepszym pomysłem, lecz automat był strasznie daleko a ja? ja nie chciałem ruszać się z miejsca... Zerwałem się jak oparzony widząc jak ciocia wychodzi z sali...
- Co z nią? - zapytałem natychmiastowo - Jak się czuje?
- Marco - westchnęła - Prosiłam cię... tak strasznie cię prosiłam byś nie robił niczego - dodała z żalem - Obiecałeś, że nic się jej nie stanie - dodała z wyrzutem - A... a ona straciła dziecko, mało co a nie byłoby jej już na tym świecie... dlaczego to zrobiłeś? - zapytała - Proszę powiedz mi - spojrzała na mnie.
- Nie wiem - odparłem cicho - Nie potrafiłem usiedzieć w miejscu - mruknąłem - W każdej chwili mogło jej się coś stać... a ja nie wybaczyłbym sobie tego - przyznałem - Tak jak tego... tego nie wybaczę sobie chyba do końca życia - oznajmiłem.
- Muszę się położyć - oświadczyła 
- Ciociu wszystko dobrze? - zapytałem natychmiastowo - Może zawołać lekarza? - dopytywałem.
- Nie - odparła cicho.
- Dobrze, chodź w takim razie zawiozę cię do domu...
Chwyciłem ciotkę pod ramię i pomału zaprowadziłem ją w stronę samochodu. Jadąc w stronę jej osiedla spoglądałem na nią co chwila. Trochę się martwiłem...
- Co to za typ? - zapytałem, gdy dojechaliśmy na miejsce. A jakiś blondyn słaniał się właśnie w stronę wejścia.
- To właśnie Thom - odparła cicho a ja natychmiastowo się spiąłem. Moje ciało napięło się momentalnie. Zacisnąłem ręce na kierownicy i wziąłem kilka głębszych oddechów by się uspokoić... - Marco.. - zaczęła widząc moje zdenerwowanie.
- Spokojnie ciociu - powiedziałem natychmiastowo - Jeszcze załatwię tego gnoja - mruknąłem bardzo cicho.
- Słyszałam! - oznajmiła.
- Nie pozwolę by ktoś taki jak on chodził po tej ziemi bezkarnie - syknąłem - On musi dostać za to wszystko co robił Sky...
Dla bezpieczeństwa postanowiłem odprowadzić ją pod same drzwi. Gdy już bezpiecznie dotarła na miejsce, wróciłem do samochodu i skierowałem się do domu. Potrzebowałem się przespać a w związku z tym, że pielęgniarki oznajmiły mi, iż odwiedziny trwają tylko od ósmej do dwudziestej, nie mogłem więc wrócić do szpitala..
Wchodząc do domu przywitał mnie zapach przygotowywanego jedzenia. Zdenerwowałem się lekko, a widząc Sandrę w kuchni moje nerwy osiągnęły apogeum.
- Co tutaj robisz? - warknąłem w jej stronę.
- Ch... chciałam przeprosić - powiedziała - Marco ja.. ja - jąkała się podchodząc do mnie.
- Powiem to najspokojniej jak potrafię - zacząłem - Tam są drzwi - wskazałem patrząc na nią morderczo.
-  Kocham cię - szepnęła cicho a ja tylko prychnąłem.
- Uszanuj moją decyzję proszę i zniknij raz na zawsze z mojego życia - mruknąłem w jej plecy, gdy kierowała się w stronę wyjścia.
Zacząłem chować wszystkie wyciągnięte świeczki do szafek, tak jak talerze czy sztućce. Jedynym plusem jej przyjścia było to, że nie musiałem sobie robić kolacji. Gdy już zjadłem, momentalnie skierowałem się do łazienki, gdzie po odświeżającym prysznicu pomknąłem szybko do łóżka. Sen przyszedł niespodziewanie szybko i czym prędzej porwał mnie do krainy Morfeusza...
Jednak nie na długo... już po godzince przed oczami pojawiła mi się sytuacja w mieszkaniu Sky. Z krzykiem zerwałem się na nogi. Westchnąłem cicho, przecierając swoją twarz dłońmi. Chciałem jej pomóc.. tak cholernie chciałem jej pomóc... ale nie wiedziałem jak. Nie wiedziałem jak wyciągnąć ją z tego by nic jej się nie stało...

______________________________________

Dzień dobry :*
Ja znów z rana, ponieważ później nie dam rady wejść :)
Zostawiam w wasze łapki jedenastkę :)
U was pojawię się dopiero koło soboty wieczora, choć może uda mi się jeszcze coś nadrobić wcześniej :)
Do następnego ❤

piątek, 8 kwietnia 2016

Po dziesiąte: Zostaw mnie!

Ból, który poczułam tuż po obudzeniu się sprawił, że z moich oczu poleciało kilka słonych łez. Syknęłam dosyć głośno, próbując podnieść swoje powieki. Udało mi się dopiero po kilku próbach. Do mojego nosa momentalnie dotarł ten sterylny zapach szpitala, jednak był on pomieszany z męskimi perfumami...
Delikatnie przekręciłam swoją głowę w bok a moim oczom ukazał się widok blondyna śpiącego na krześle...  Jednak słysząc szmer natychmiast się przebudził. Patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem. Nie wiedział jednak co ma zrobić. Zacisnęłam swoje pięści a on widząc to szybko wybiegł z sali. Po chwili jednak ponownie ktoś do niej wszedł. Skrzywiłam się lekko widząc kobietę w białym kitlu. Miała około czterdzieści parę lat a jej szczery uśmiech pewnie zarażał innych... jednak nie mnie.
- Witamy w świecie żywych Sky - powiedziała - Jak się czujesz? - zapytała czule.
- Wszystko mnie boli - odpowiedziałam ochryple.
- Powiem pielęgniarce i przyniesie ci jakieś leki przeciwbólowe - rzekła zapisując coś na mojej karcie wiszącej na oparciu łóżka.
- A... a... - jąkałam się - A co z dzieckiem - zapytałam a moje dłonie zaczęły się trząść.
- Niestety nie przeżyło - oparła smutno. Usiadła obok mnie i położyła swoją dłoń na moją. Delikatnie zaczęła ją gładzić. Nie wytrzymałam... wybuchłam histerycznym płaczem - Przykro mi kwiatuszku - westchnęła cicho - Widzę, że chcesz zostać sama - powiedziała cicho - Pójdę dać pielęgniarce zlecenie - dodała.
Skinęłam bezgłośnie głową i delikatnie obróciłam się na bok. Skuliłam się lekko i przymknęłam swoje oczy. Mimo to, łzom tak udawało się wydostać a ja nie chciałam ich zatrzymywać.
- Han.. Sky - usłyszałam przejęty głos Marco.
Właśnie jego nie chciałam w tamtym momencie widzieć. Nie chciałam jego obecności obok. Nie chciałam go znać.
- Co się stało? - zapytał cicho kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam a on momentalnie ją cofnął - To ty! to ty poszedłeś na policję! - krzyknęłam patrząc zapłakanymi oczami w jego..
- Ja... ja przepraszam - powiedział ze skruchą.
- Nienawidzę cię! - krzyczałam dalej - To wszystko twoja wina! To przez ciebie mnie pobił! Przez ciebie straciłam swoje dziecko! - wrzeszczałam - Przez ciebie! - powiedziałam już ciszej zalewając się łzami. A on stał wpatrując się we mnie szklanym wzrokiem. Warga drżała mu z przerażenia. Pomału zbliżył się do mnie i objął delikatnie. Przez chwilę poczułam się bezpiecznie, lecz momentalnie otrzeźwiałam i odepchnęłam go od siebie.
- Zostaw mnie! - warknęłam.
- Sky.. - szepnął cicho.
- Nienawidzę cię! - wrzasnęłam na całe gardło - Wynoś się stąd!
Na szczęście posłuchał mnie i zrobił to co chciałam. Wyszedł cicho z pomieszczenia zostawiając mnie samą. A ja? ja po raz kolejny płakałam. Straciłam coś, co pokochałam. Straciłam kogoś, kto bez względu na wszystko kochałby mnie przez całe swoje życie... Moje dzieciątko...
Po jakimś czasie, tak jak obiecała mi pani doktor, przyszła pielęgniarka. Pobrała mi krew za jej zleceniem jak i podała przeciwbólowe lekarstwa. Gdy ból lekko przeszedł, ostrożnie podeszłam do niewielkiego fotela, który przeznaczony był do spania, jeśli ktoś miałby tutaj nocować i usiadłam na nim podkurczając swoje nogi. Syknęłam lekko z bólu, który jednak całkowicie nie przeszedł i skuliłam się jak tylko mogłam. Wpatrywałam się w rozchodzący za oknem krajobraz Dortmundu. Patrzyłam jak ludzie kierowali się do pracy lub z niej wracali, szli na jakieś spotkanie bądź randkę... Nie wiem ile czasu tak spędziłam ale na dworze się ściemniło. Odwróciłam lekko głowę, gdy ktoś delikatnie zapukał do drzwi...
- Pani Sevel... - powiedziałam spoglądając na starszą kobietę.
- Dobry wieczór słoneczko - rzekła czule i ucałowała mnie w głowę - Jak się czujesz? - zapytała.
- Jak mam się czuć? - odparłam pytaniem na pytanie, a łzy po raz kolejny napłynęły do moich oczu - O mało co nie zginęłam... straciłam dziecko - mówiłam przez płacz a sąsiadka ścierała szybciutko łzy z moich policzków - I to wszytko przez Marco - mruknęłam z wyrzutem - To on poszedł na policję - wytłumaczyłam.
- Przykro mi kochanie - szepnęła tuląc mnie do siebie - Wiem, że poszedł - dodała cicho - Ale on chciał dobrze...
- Chciał dobrze?! - podniosłam swój głos - Po jakiego chce wtrącić się w moje życie!...
- Nie wiem słońce - odparła obejmując mnie szczelniej - Nie wiem - powtórzyła całując mnie w głowę...

____________________________________

Hej, hej misiaczki <3
Jak tam u was? :))
Za nami już dziesiątka, jak to szybko leci :)
Do następnego ❤

piątek, 1 kwietnia 2016

Po dziewiąte: Troska

Spacerowałem sobie powoli po Dortmundzkim parku. Słońce tego dnia schowało się za chmurami... w każdej chwili mogło zacząć padać. Jednak nie przeszkadzało mi to, potrzebowałem po raz kolejny pooddychać świeżym powietrzem. Sandra tak jak prosiłem wyprowadziła się jeszcze tamtejszego wieczora. Od tamtej pory nie myślałem o niej. Zrozumiałem, że gdy oddalaliśmy się od siebie nasze uczucie wygasało.. aż wygasło na wieki...
Gdy niebo zrobiło się ciemniejsze a pojedyncze kropelki deszczu zaczęły spadać na dół postanowiłem wracać do domu. Przyśpieszyłem swój krok by totalnie nie zmoknąć. Na szczęście nie miałem daleko. Szybko znalazłem się na swojej ulicy. Wchodząc do domu odetchnąłem lekko, udało mi się uniknąć ulewy. Migiem pognałem do kuchni by zrobić sobie ciepłej herbaty. Usiadłem na kanapie trzymając kubek w dłoniach. Włączyłem telewizor jednak nie mogłem zdecydować się na nic. Skakałem z programu na program, nie wiedząc co dokładnie chciałbym obejrzeć. Moje znęcanie się nad pilotem przerwał dźwięk telefonu. Spoglądając na ekran zauważyłem zdjęcie cioci Ann.
- On ją zaraz zabije Marco! - mówiła przez płacz.
- Co? Jak? Kto? - spytałem zdezorientowany.
- Thom... on zaraz zatłucze Hanę na śmierć - wytłumaczyła - Błagam przyjedź...
- Już jadę ciociu! - powiedziałem natychmiastowo.
Wybiegłem czym prędzej z domu i szybko mknąłem ulicami w stronę osiedla siostry mojego ojca. Zdenerwowany zmieniałem biegi, coraz mocniej cisnąc pedał gazu. Zaparkowałem tuż pod blokiem i zamykając tylko auto na pilocie, poleciałem na górę. Ostrożnie wchodziłem do mieszkania, które palcem wskazała mi ciotka stojąca na klatce schodowej. Drzwi były uchylone. Chwyciłem w dłoń stojący na szafce w korytarzu wazon i bezszelestnie skierowałem się wgłąb mieszkania. Rozglądałem się na boki w poszukiwaniu jakiegokolwiek innego osobnika prócz nieprzytomnej dziewczyny leżącej tuż przy ścianie. Gdy upewniłem się, że nikogo nie ma, migiem znalazłem się przy blondynce.
- Hana! - powiedziałem szturchając lekko jej ramię - Ciociu pogotowie! - wrzasnąłem - Hana słyszysz mnie?! - krzyknąłem.
Nie reagowała... Na szczęście ciocia pomyślała wcześniej i ambulans był na miejscu dokładnie dwie minuty po mnie.
- Pojadę z nią - oznajmiłem patrząc wprost w jej oczy - Zapytam lekarzy o wszystko - dodałem.
- Dobrze - uległa - Dzwoń, gdy się czegoś dowiesz - dodała.
Kiwnąłem na porozumienie głową i zbiegłem po schodach. Wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę szpitala, którego adres podali mi ratownicy. Głośne przekleństwo wydostało się z moich ust, gdy na jednej z ulic powstał korek.. Nerwowo stukałem palcami o kierownicę, lecz na szczęście szybko się skończył. Nie minęło pięć minut a ja znalazłem się pod budynkiem szpitala. Wbiegłem do środka i szybko skierowałem się w stronę recepcji..
- Przepraszam... - mruknąłem zdenerwowany patrząc na starszą kobietę, która nie zamierzała przerwać rozmowy przez telefon o swoich czerwonych paznokietkach - Może pani w końcu odłożyć ten telefon? - warknąłem w jej stronę.
- W czym mogę pomóc?
- Przed chwilą przywieziono tutaj pobitą dziewczynę - mówiłem - Hana Vonn...
Paniusia uniosła kpiąco swoje brwi i niesmacznie mlasnęła ustami, co spowodowało, że o mało nie wybuchłem...
- Nie ma osoby o takim imieniu w naszym szpitalu - odparła beznamiętnie.
- Musi być - syknąłem zaciskając swoje pięści - Ratownicy wyraźnie powiedzieli, że to ten szpital - podkreśliłem - Nazwisko Vonn - powtórzyłem.
- Sky Vonn, tylko ta dziewczyna znajduje się w naszym szpitalu o takim nazwisku - wytłumaczyła - Lekarze ją operują, później przewiozą ją do sali numer dziesięć - dodała.
- Łaskawie paniusi dziękuje - warknąłem kierując się pod podany numer. Usiadłem na krzesełku i wyczekiwałem, aż skończy się operacja.
- Tak ciociu - powiedziałem do telefonu - Jeszcze ją operują - powtórzyłem.
- Pamiętaj by dzwonić - rzekła.
- Dobrze - odparłem - Niech się ciocia nie boi, wszystko będzie dobrze - dodałem...
Hana... Sky... Hana... Sky.... Co to miało znaczyć?... Dlaczego Sky?... Już sam nie wiedziałem co o tym myśleć i o co w tym chodzi...

_____________________________________

Dzień dobry moje misie ❤
Z racji tego, że później nie dam rady wejść , jestem z rana :)
U was pojawie się dopiero w sobote, pod wieczór :)
Do następnego ❤