Spacerowałem sobie powoli po Dortmundzkim parku. Słońce tego dnia schowało się za chmurami... w każdej chwili mogło zacząć padać. Jednak nie przeszkadzało mi to, potrzebowałem po raz kolejny pooddychać świeżym powietrzem. Sandra tak jak prosiłem wyprowadziła się jeszcze tamtejszego wieczora. Od tamtej pory nie myślałem o niej. Zrozumiałem, że gdy oddalaliśmy się od siebie nasze uczucie wygasało.. aż wygasło na wieki...
Gdy niebo zrobiło się ciemniejsze a pojedyncze kropelki deszczu zaczęły spadać na dół postanowiłem wracać do domu. Przyśpieszyłem swój krok by totalnie nie zmoknąć. Na szczęście nie miałem daleko. Szybko znalazłem się na swojej ulicy. Wchodząc do domu odetchnąłem lekko, udało mi się uniknąć ulewy. Migiem pognałem do kuchni by zrobić sobie ciepłej herbaty. Usiadłem na kanapie trzymając kubek w dłoniach. Włączyłem telewizor jednak nie mogłem zdecydować się na nic. Skakałem z programu na program, nie wiedząc co dokładnie chciałbym obejrzeć. Moje znęcanie się nad pilotem przerwał dźwięk telefonu. Spoglądając na ekran zauważyłem zdjęcie cioci Ann.
- On ją zaraz zabije Marco! - mówiła przez płacz.
- Co? Jak? Kto? - spytałem zdezorientowany.
- Thom... on zaraz zatłucze Hanę na śmierć - wytłumaczyła - Błagam przyjedź...
- Już jadę ciociu! - powiedziałem natychmiastowo.
Wybiegłem czym prędzej z domu i szybko mknąłem ulicami w stronę osiedla siostry mojego ojca. Zdenerwowany zmieniałem biegi, coraz mocniej cisnąc pedał gazu. Zaparkowałem tuż pod blokiem i zamykając tylko auto na pilocie, poleciałem na górę. Ostrożnie wchodziłem do mieszkania, które palcem wskazała mi ciotka stojąca na klatce schodowej. Drzwi były uchylone. Chwyciłem w dłoń stojący na szafce w korytarzu wazon i bezszelestnie skierowałem się wgłąb mieszkania. Rozglądałem się na boki w poszukiwaniu jakiegokolwiek innego osobnika prócz nieprzytomnej dziewczyny leżącej tuż przy ścianie. Gdy upewniłem się, że nikogo nie ma, migiem znalazłem się przy blondynce.
- Hana! - powiedziałem szturchając lekko jej ramię - Ciociu pogotowie! - wrzasnąłem - Hana słyszysz mnie?! - krzyknąłem.
Nie reagowała... Na szczęście ciocia pomyślała wcześniej i ambulans był na miejscu dokładnie dwie minuty po mnie.
- Pojadę z nią - oznajmiłem patrząc wprost w jej oczy - Zapytam lekarzy o wszystko - dodałem.
- Dobrze - uległa - Dzwoń, gdy się czegoś dowiesz - dodała.
Kiwnąłem na porozumienie głową i zbiegłem po schodach. Wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę szpitala, którego adres podali mi ratownicy. Głośne przekleństwo wydostało się z moich ust, gdy na jednej z ulic powstał korek.. Nerwowo stukałem palcami o kierownicę, lecz na szczęście szybko się skończył. Nie minęło pięć minut a ja znalazłem się pod budynkiem szpitala. Wbiegłem do środka i szybko skierowałem się w stronę recepcji..
- Przepraszam... - mruknąłem zdenerwowany patrząc na starszą kobietę, która nie zamierzała przerwać rozmowy przez telefon o swoich czerwonych paznokietkach - Może pani w końcu odłożyć ten telefon? - warknąłem w jej stronę.
- W czym mogę pomóc?
- Przed chwilą przywieziono tutaj pobitą dziewczynę - mówiłem - Hana Vonn...
Paniusia uniosła kpiąco swoje brwi i niesmacznie mlasnęła ustami, co spowodowało, że o mało nie wybuchłem...
- Nie ma osoby o takim imieniu w naszym szpitalu - odparła beznamiętnie.
- Musi być - syknąłem zaciskając swoje pięści - Ratownicy wyraźnie powiedzieli, że to ten szpital - podkreśliłem - Nazwisko Vonn - powtórzyłem.
- Sky Vonn, tylko ta dziewczyna znajduje się w naszym szpitalu o takim nazwisku - wytłumaczyła - Lekarze ją operują, później przewiozą ją do sali numer dziesięć - dodała.
- Łaskawie paniusi dziękuje - warknąłem kierując się pod podany numer. Usiadłem na krzesełku i wyczekiwałem, aż skończy się operacja.
- Tak ciociu - powiedziałem do telefonu - Jeszcze ją operują - powtórzyłem.
- Pamiętaj by dzwonić - rzekła.
- Dobrze - odparłem - Niech się ciocia nie boi, wszystko będzie dobrze - dodałem...
Hana... Sky... Hana... Sky.... Co to miało znaczyć?... Dlaczego Sky?... Już sam nie wiedziałem co o tym myśleć i o co w tym chodzi...
- On ją zaraz zabije Marco! - mówiła przez płacz.
- Co? Jak? Kto? - spytałem zdezorientowany.
- Thom... on zaraz zatłucze Hanę na śmierć - wytłumaczyła - Błagam przyjedź...
- Już jadę ciociu! - powiedziałem natychmiastowo.
Wybiegłem czym prędzej z domu i szybko mknąłem ulicami w stronę osiedla siostry mojego ojca. Zdenerwowany zmieniałem biegi, coraz mocniej cisnąc pedał gazu. Zaparkowałem tuż pod blokiem i zamykając tylko auto na pilocie, poleciałem na górę. Ostrożnie wchodziłem do mieszkania, które palcem wskazała mi ciotka stojąca na klatce schodowej. Drzwi były uchylone. Chwyciłem w dłoń stojący na szafce w korytarzu wazon i bezszelestnie skierowałem się wgłąb mieszkania. Rozglądałem się na boki w poszukiwaniu jakiegokolwiek innego osobnika prócz nieprzytomnej dziewczyny leżącej tuż przy ścianie. Gdy upewniłem się, że nikogo nie ma, migiem znalazłem się przy blondynce.
- Hana! - powiedziałem szturchając lekko jej ramię - Ciociu pogotowie! - wrzasnąłem - Hana słyszysz mnie?! - krzyknąłem.
Nie reagowała... Na szczęście ciocia pomyślała wcześniej i ambulans był na miejscu dokładnie dwie minuty po mnie.
- Pojadę z nią - oznajmiłem patrząc wprost w jej oczy - Zapytam lekarzy o wszystko - dodałem.
- Dobrze - uległa - Dzwoń, gdy się czegoś dowiesz - dodała.
Kiwnąłem na porozumienie głową i zbiegłem po schodach. Wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę szpitala, którego adres podali mi ratownicy. Głośne przekleństwo wydostało się z moich ust, gdy na jednej z ulic powstał korek.. Nerwowo stukałem palcami o kierownicę, lecz na szczęście szybko się skończył. Nie minęło pięć minut a ja znalazłem się pod budynkiem szpitala. Wbiegłem do środka i szybko skierowałem się w stronę recepcji..
- Przepraszam... - mruknąłem zdenerwowany patrząc na starszą kobietę, która nie zamierzała przerwać rozmowy przez telefon o swoich czerwonych paznokietkach - Może pani w końcu odłożyć ten telefon? - warknąłem w jej stronę.
- W czym mogę pomóc?
- Przed chwilą przywieziono tutaj pobitą dziewczynę - mówiłem - Hana Vonn...
Paniusia uniosła kpiąco swoje brwi i niesmacznie mlasnęła ustami, co spowodowało, że o mało nie wybuchłem...
- Nie ma osoby o takim imieniu w naszym szpitalu - odparła beznamiętnie.
- Musi być - syknąłem zaciskając swoje pięści - Ratownicy wyraźnie powiedzieli, że to ten szpital - podkreśliłem - Nazwisko Vonn - powtórzyłem.
- Sky Vonn, tylko ta dziewczyna znajduje się w naszym szpitalu o takim nazwisku - wytłumaczyła - Lekarze ją operują, później przewiozą ją do sali numer dziesięć - dodała.
- Łaskawie paniusi dziękuje - warknąłem kierując się pod podany numer. Usiadłem na krzesełku i wyczekiwałem, aż skończy się operacja.
- Tak ciociu - powiedziałem do telefonu - Jeszcze ją operują - powtórzyłem.
- Pamiętaj by dzwonić - rzekła.
- Dobrze - odparłem - Niech się ciocia nie boi, wszystko będzie dobrze - dodałem...
Hana... Sky... Hana... Sky.... Co to miało znaczyć?... Dlaczego Sky?... Już sam nie wiedziałem co o tym myśleć i o co w tym chodzi...
_____________________________________
Dzień dobry moje misie ❤
Z racji tego, że później nie dam rady wejść , jestem z rana :)
U was pojawie się dopiero w sobote, pod wieczór :)
Do następnego ❤
Wow. To się porobiło. Jak mógł ją pobić? W sumie nawet mnie to nie dziwi... ehh. Teraz tylko najważniejsze, żeby ją uratowali i uciekła od tego tyrana..do Marco najlepiej:) Oby to pobicie było wystarczającym powodem żeby uwolnić się od dawnego życia i rozpocząć nowe:) Oczywiście najlepszej by było żeby tamten poszedł siedzieć ale cóż..to tak "przy okazji" :D
OdpowiedzUsuńPozostało mi czekać na kolejny ucząc się cierpliwości:)
Dużo weny!♡
Buziaki!:**
BOŻE
OdpowiedzUsuńchwałą cioci Marco, że go powiadomiła... a nasza Hana/Sky musi wyjść z tego i musi wreszcie dać sobie pomóc!..:(
czekam na kolejne cudo, licząc, że wszystko będzie oki <3
Witaj! :)
OdpowiedzUsuńKurczę, ależ mnie zaintrygowałaś tymi imionami, no! :D
Ale co najważniejsze, mam nadzieję, że nasza bohaterka wyjdzie z tego dość szybko. I że to dziecko, które rozpoczęło życie w jej łonie przeżyje... :/
Cholera, co za bydle z tego Thoma! :/ Jak on mógł! Jak mógł tak skatować dziewczynę, z którą jest w związku?! Jak mógł tak skatować dziewczynę, która nosi jego dziecko?! O.o
Nasza bohaterka jeszcze o tym nie wie, ale jest niesamowitą szczęściarą, że obok niej mieszka tak miła kobieta. Ciotka Marco to istny Anioł stróż naszej Hany lub chyba raczej Sky. ;)
Jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. :)
Buziaki :*
Jestem!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ileż tu się dzieje! *.*
Jejciu, jak ja bym chciała, żeby wszystko się już poukładało. Za dużo cierpienia. Oby nasza kochana bohaterka wyszła z tego szybko jak najprędzej beż większego szwanku. W końcu ten maluch także musi żyć, a przecież nawet jeszcze nie pojawił się na świecie...
Co za człowiek z Thoma. Skąd tacy ludzie się biorą? -.-
Czekam!
Buziaki :**
Hej, ja Cię bardzo przepraszam, że dopiero teraz jestem, ale nadrobiłam wszystko i po prostu wielkie WOW !
OdpowiedzUsuńDużo się dzieje, oj dużo :D Ja to bym chciała, że by wyjaśnione już wszystko było hihih ^^
Wrócę do rozdziału 8 bo ... początek ... ona ma dziecko, ona nie może go stracić, co na sukinsyn ... wrrr
Czekam na następny, buzi :*
Jak zawsze wspaniały, nadal jestem w szoku. Czekam na dalszy rozwój wypadków, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO, matko. ;o
OdpowiedzUsuńJa aż nie wiem, co napisać. ;o;o
No ej... A miało być tak fajnie, uroczo i wgl! :(
OdpowiedzUsuńNo wiesz... Foch. :<
Rozdział jest świetny kicia i czekam na kolejny mój Mickiewiczu :*
Buziale! :*