piątek, 27 maja 2016

Po siedemnaste: Cud

Zdziwiony kierowałem się w stronę korytarza, gdzie ktoś natarczywie walił mi w drzwi. Otworzyłem je, a widok osoby, która znajdowała się za nimi sprawił, że się zdziwiłem. 
- Sky? - zapytałem - Co ty tutaj robisz?
- Błagam cię pomóż mi - szepnęła zalewając się łzami - On nie może mnie znaleźć - mówiła nerwowo spoglądając za siebie, a gdy do moich uszu dotarł dźwięk krzyków tego tyrana momentalnie wciągnąłem ją do środka.
- Co się stało? - zapytałem mocno ją do siebie tuląc. Ta rozpłakała się jeszcze bardziej i wtuliła się w moje ciało. Szczelnie zamknąłem ją w swoich ramionach i szeptałem cicho do jej ucha, że będzie dobrze. Z każdą chwilą uspakajała się lekko, lecz gdy ktoś ponownie zapukał do drzwi, zaczęła się trząść - Idź do sypialni - szepnąłem jej na ucho, a ta skinęła mi tylko niemo głową i posłusznie wykonała to, o co ją poprosiłem.
Przybrałem na twarz moją kamienną maskę i kolejny raz skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Widząc za nimi wysokiego, rosłego blondyna, okropnie śmierdzącego na kilometr, już wiedziałem kim jest. Zacisnąłem z całych sił swoją pięść chowając ją za drzwiami. Miałem ochotę obić mu tą mordę, za to, co robił Sky... Mojej Sky...
- W czym mogę pomóc? - zapytałem a on zaglądnął przez moje ramię do wnętrza mieszkania - Ekhem - chrząknąłem patrząc na niego zimnym wzrokiem.
- Eh... sory - mruknął - Szukam pewnej dziewczyny. Blondynka, niebieskie oczy, była ubrana w czarny sweter i spodnie...
- Przepraszam, nie widziałem tutaj nikogo takiego - odparłem pewnie - A raczej nie wpuszczam obcych ludzi do mieszkania - warknąłem, gdy ten ponownie zaglądał przez moje ramię do środka.
- Dobrze, dzięki - odpowiedział i odszedł. Obserwowałem go jeszcze przez chwilę jak idzie przed siebie. Ostatkiem sił powstrzymywałem się, by nie przywalić mu w tą mordę, lecz gdy usłyszałem cichy szmer w salonie momentalnie się opanowałem. Zamknąłem szczelnie drzwi na klucz i dla jej bezpieczeństwa zasłoniłem wszystkie rolety w mieszkaniu. Szybko skierowałem się w jej stronę i mocno ją do siebie przytuliłem.
- Teraz ci już nic nie grozi - zapewniłem całując ją czule w czoło.
- Dziękuje - mruknęła przez płacz.
- Już nie płacz słońce - powiedziałem kładąc dłonie na jej policzkach i spoglądając jej w oczy.
- Dobrze - odparła cicho.
- Powiedz mi co się stało Sky - poprosiłem siadając na kanapie. Zwinnym ruchem pociągnąłem ją do siebie tak, by usiadła mi na kolanach. Objąłem ją szczelnie a ta położyła głowę na mojej klatce piersiowej. Nerwowo bawiła się swoimi palcami, więc splotłem je ze swoimi.
- Thom.. on.. - zaczęła drżącym głosem i przełknęła nerwowo ślinę - on.. - jąkała się - on znalazł w koszu test ciążowy i... - przerwała na moment - i.. się zdenerwował. Nazwał mnie dziwką i szmatą - mówiła przez płacz i wpatrywała się tępym wzrokiem w ścianę - Przez chwilę chciałam się bronić, ale.. ale on jest silniejszy i nie dałabym sobie rady... więc uciekłam - dodała - Nie mogłam pozwolić, by temu maleństwu się coś stało - powiedziała cicho.
- Już dobrze - odparłem wyłączając się na chwilę... po kilku sekundowej ciszy wszystko zaczęło do mnie docierać. Chwyciłem delikatnie jej podbródek i uniosłem go do góry tak, by mogła spojrzeć w moje oczy - To nasze dziecko prawda? - zapytałem, choć odpowiedź nasuwała mi się sama.
- Ja zniknę Marco - rzekła natychmiastowo - Nie zobaczysz mnie ani jego - dodała - Przysięgam - mówiła jak w transie. Potrząsnąłem lekko jej ciałem, ściągając ją na ziemię.
- Teraz nie pozwolę wam odejść - powiedziałem pewnie całując ją delikatnie w policzek - Będę robił wszystko, abyście oboje byli bezpieczni i szczęśliwi słyszysz? - zapytałem patrząc w jej oczy - Nigdzie się nie wybierasz - dodałem jeszcze po chwili - Zaczniesz życie od nowa. Takie jakie powinnaś mieć. I... - zawahałem się na chwilę - I ze mną... jeśli mi pozwolisz...
- Marco... - szepnęła, a z jej oczu znów zaczęły wypływać łzy.
- Przestań w końcu płakać - mruknąłem stykając nasze czoła razem.
- Sam płaczesz - odpowiedziała uśmiechając się lekko. Swoją gładką dłonią zaczęła wycierać dokładnie każdą łzę, która spływała po moich policzkach. Każdą łzę szczęścia...

________________________________________

Hej, dzień dobry :*
Wracam w końcu do codzienności :)
Choć okropnie mi się nie chce XD
Zostawiam wam 17 i lecę ;)
Do następnego ❤❤

piątek, 20 maja 2016

Po szesnaste: Mam dość!

Jego oczy...
Cały czas śniły mi się po nocach. Prześladowały mnie w snach, widziałam je w dzień.
Jego głos...
Bębnił mi w uszach przez całe dnie. A w nocy moje imię wypowiadane przez niego, tak czule odbijało się echem.
Jęknęłam wściekła chcąc wyrzucić sobie jego postać z mojej głowy, lecz za każdym razem mi się to nie udawało. Wręcz przeciwnie, za każdym razem skradał moje myśli coraz bardziej i bardziej a to wykańczało mnie pomału od środka. Chciałam by to wszystko się w końcu skończyło, by moje myśli myślały o czymś innym. Wiedziałam, że grał coraz lepiej, skupił się na treningach...
A ja? jak na razie siedziałam przez całe dnie i noce w domu. Nie wychodziłam w ogóle.. Nie chciałam spotkać go kolejny raz.. Nie dałabym rady, nie umiałabym ponownie od niego uciec.
Podchodząc do szafki, drżącymi rękoma wyciągnęłam z niej średniej wielkości pudełeczko, które zostało jeszcze od ostatniego razu. Sprawdziłam datę ważności, a gdy okazała się prawidłowa  nerwowo wykonałam to co powinnam...
- Cholera jasna - krzyknęłam bezradnie chowając swoją twarz w dłoniach. Momentalnie moje oczy zalały się łzami a ja kolejny raz nie wiedziałam co zrobić. Szybko wyrzuciłam pudełko wraz z zawartością do kosza i przykryłam innymi odpadkami. Nie chciałam by to okazało się prawdą, dlaczego to nie mógł być jeden głupi sen, z którego za chwilę obudziłabym się i była ponownie pod choinką, pod którą poznałam wspaniałego, cudownego blondyna o imieniu Tomas. Nie tego tyrana, w którego się zmienił.
Osunęłam się po ścianie na ziemie. Dlaczego nie mogę zapaść się pod nią? dlaczego ktoś układa moje całe życie w coś takiego? Dlaczego moje życie musi być właśnie takie? 
Z każdą chwilą w mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań, na których nie znałam odpowiedzi. A chciałabym wiedzieć. Może mogłabym wtedy żyć inaczej?...
Westchnęłam po czym podniosłam się z powrotem. Migiem założyłam buty na swoje nogi i wyszłam z domu. Ławeczka... ona była jedynym celem. Miałam nadzieję, że jednak go tam nie będzie. 
Musiałam pobyć sama, nie chciałam niczyjej obecności w tamtym momencie... potrzebowałam samotności. Tylko i wyłącznie samotności. 
Gdy tylko ją zauważyłam, kąciki moich ust delikatnie uniosły się ku górze. Na szczęście była wolna. A ja mogłam całkowicie oddać się swoim przemyśleniom, których było mnóstwo. 
Nie miałam zielonego pojęcia co miałam zrobić. Właśnie teraz, gdy to okazało się prawdą. Ja, on, my... 
Wracałam do domu, gdy zaczynało się ściemniać. Bałam się, nie było mnie przez cały dzień w domu... A Thom z niczego potrafi wysnuć wniosek by mnie pobić. A teraz... teraz nie mogłam pozwolić by stracić tą miłość po raz kolejny...
Kolejny raz moje ciało zaczęło drżeć. Ręce trzęsły się tak, że nie mogłam przekręcić klucza. Jak najciszej weszłam do środka, a w mojej głowie roiło się od czarnych przeczuć, że coś się dzisiaj stanie. Rozejrzałam się wokoło jednak nigdzie go nie było. Usłyszałam tylko głośne chrapanie dochodzące z sypialni. Odetchnęłam lekko kierując się w stronę kuchni. Otwierając lodówkę zdziwiłam się, że zrobił zakupy i kupił aż jedno opakowanie sera. Usiadłam na fotelu by wpatrywać się za okno w drzwiach balkonowych. Aż do momentu, gdy przestał chrapać, a moje serce przyspieszyło swoje bicie. Kolejny raz ręce zaczęły mi się trząść, a zarazem pocić. Bałam się.. tak strasznie się bałam.
- O proszę - prychnął - Kto nas zaszczycił swoją obecnością - prychnął - Mała dziwka - rzekł podchodząc do mnie.
- Thom - pisnęłam cienko wpatrując się w niego dokładnie. Obserwowałam każdy jego ruch... Nie mogłam pozwolić mu na coś, czego później będę żałować. Nie mogłam dużej tak żyć! Miałam dość! To musiał być koniec!
- Co to ma być - warknął rzucając we przedmiotem, którego wyrzuciłam do kosza.
- Test ciążowy - odparłam patrząc na niego pełnym nienawiści tonem. Zdziwiłam się nagłym napływem siły i odwagi, lecz mimo tego w środku nadal drżałam.
- Ty szmato! - ryknął zamachując ręką, lecz momentalnie się odsunęłam.
Wybiegłam stamtąd tak szybko jak potrafiłam. Słyszałam za sobą jego krzyk i głośne tupanie. Przyśpieszyłam swój bieg jeszcze bardziej. Dyszałam okropnie, brakowało mi pomału sił, lecz nie mogłam się teraz zatrzymać i pozwolić mu się dogonić. A zarazem skazać siebie i moje maleństwo na śmierć. Thom teraz na pewno by się nie zawahał i za jednym razem zabiłby mnie i dziecko. Czułam jak w gardle robiło mi się strasznie sucho. Płuca pomału zaczynały mnie boleć. Nie teraz... teraz nie mogłam. Byłam coraz bliżej swojego celu. I mimo, że on deptał mi prawie po piętach, udało mi się uciec od niego. Choć słyszałam, że nadal biegł za mną...
A ja? ja kierowałam się tylko do jednego celu. Tam, gdzie mogłam być bezpieczna. Nie tylko ja... ta fasolka, która znajduje się pod moim sercem również. 
Tam będziemy bezpieczni...


__________________________________________
  Hej, dzień dobry <3
Pozdrowienia ze słonecznej Portugalii :)))
Lecz :D
Do piątku ❤


piątek, 13 maja 2016

Po piętnaste: Nie ma mnie

- Ja już nie wiem co mam robić ciociu - jęknąłem kładąc głowę na stole. Ręce swobodnie zwisały mi koło nóg. Usłyszałem cichy chichot, który wydobył się z jej ust.
- A kto powiedział, że będzie łatwo? - zapytała
Uniosłem głowę i spojrzałem na nią. Jej mina mówiła wyraźnie wszystko.
- Nigdy nie jest łatwo - oznajmiłem - Zawsze, trzeba walczyć o wszystko czego się pragnie - dodałem.
- Właśnie tak mały - pochwaliła mnie.
- Ale ciociu - pisnąłem jak małe dziecko, co również wywołało u niej śmiech - Ja naprawdę tego nie rozumiem - westchnąłem - Niby wszystko było dobrze. Ten jeden moment w którym nas lekko poniosło i się ze sobą przespaliśmy... - przerwałem na moment. A zdziwiony wzrok cioci ponownie powędrował na moją osobę - Było wspaniale. Ona.. ona była cudowna. Każdy minimetr jej ciała sprawiał, że wariowałem. A gdy ona zasnęła słuchałem sobie bicia jej serduszka, przez co moje biło szybciej. Chciałem, by poczuła się wyjątkowa. Chciałem, by czuła się bezpiecznie... - dodałem przecierając twarz dłońmi - A ona... ona tak najprościej w świecie uciekła. Mówiąc mi, że to była tylko chwila słabości.. a dla mnie znaczyło to coś więcej - wyjaśniłem.
- Daj jej czas - powiedziała łapiąc moją dłoń - Ale też nie przestawaj walczyć, jeśli ci na niej zależy - uśmiechnęła się.
- Cholernie mi zależy - mruknąłem co sprawiło, że jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej - Co? - zapytałem.
- Nic słońce - odpowiedziała natychmiastowo - Herbatki? 
Skinąłem na potwierdzenie głową i uniosłem kąciki swoich ust ku górze. Nie minęła nawet chwila, a ciocia podała mi kubek z gorącą cieczą. Spoglądałem po raz kolejny przez okno, gdy siostra mojego taty poszła uszykować sobie leki. Westchnąłem i otworzyłem je. Oparłem swoje dłonie na parapecie. Wdychając świeże powietrze, moje myśli krążyły cały czas, tylko i wyłącznie wokół tej jednej, małej, cudownej, pięknej i jedynej osóbki, którą była Sky. Bezbronna i nie zasługująca na taki los Sky... Moja Sky...
Momentalnie odwróciłem swoją głowę w stronę, z której dochodził cichy szloch. Siedziała tam, sama na balkonie. Chowając twarz w dłoniach. Moje serce krwawiło, zarazem rozpadając się na miliony, maleńkich kawałeczków.
- Sky - powiedziałem cicho a ta uniosła na mnie swój wzrok.
- Marco? - szepnęła.
- Co się stało? Co on znów ci zrobił? - zapytałem.
- Nic - odparła
- Jesteś sama? Mogę przyjść? - dopytywałem.
- Błagam cię - mruknęła spoglądając na mnie swoimi zaszklonymi oczami - Nie chcę byś mieszał się w moje życie - dodała.
- Jesteś sama? - powtórzyłem pytanie - To zaraz do ciebie przyjdę - oznajmiłem, gdy ta skinęła mi niemo głową. Odłożyłem kubek na stół i skierowałem się do pokoju cioci.
- Idę walczyć o swoją miłość - oznajmiłem uśmiechnięty - Tak jak powiedziałaś - dodałem cmokając ją w policzek.
- Zrób wszystko, by była szczęśliwa - poprosiła.
- Obiecuje ci ciociu, że zrobię wszystko, aby zostawiła całe to zrujnowane życie i była szczęśliwa - powiedziałem patrząc na nią. Ta uśmiechnęła się tylko do mnie i skinęła mi głową. Wyszedłem prędko z jej mieszkania i skierowałem się pod drzwi z numerem pięć. Zapukałem lekko i czekałem. Nie minęła sekunda, a przede mną pojawiła się postać blondynki. Momentalnie przygarnąłem ją w ramiona a ta rozpłakała się na dobre.
- Nie płacz, proszę - szepnąłem w jej włosy, tuląc ją mocniej.
- Dlaczego to robisz? - spytała odsuwając się ode mnie.
- Tak po prostu - mruknąłem chwytając jej dłoń, którą momentalnie zabrała - Sky - powiedziałem cicho.
- Dlaczego nie możesz uszanować, tego o co cię proszę? - zapytała patrząc wprost w moje oczy. Nie wiem co w nich wyczytała, ale z każdą kolejną sekundą jej twarz przybierała wiele masek. Każda z nich była inna, lecz wyjątkowa.
- Nie potrafię ci tego wytłumaczyć - oparłem przełykając nerwowo ślinę.
- W takim razie najlepiej będzie, gdy oboje pójdziemy w swoją stronę - odpowiedziała - Do widzenia Marco - odparła cmokając mnie w policzek i kierując się w głąb mieszkania. Wyszedłem posłusznie i zbiegłem po schodach. Wsiadając do samochodu ostatni raz spojrzałem na balkon. Ostatni raz spojrzałem jej w oczy pragnąc zobaczyć to, co ona zobaczyła w moich. Chciałem, by to wszystko okazało się prawdą a zarazem tylko głupim snem. Lecz ona siedziała, chowając swoją twarz w dłoniach kolejny raz. A ja miałem coraz mniej siły do walki.... I tak po prostu...
Odjechałem...

____________________________________________________________________

Dzień dobry kwiatuszki ♥
Przybywam do was z piętnastką i kilkoma innymi sprawami :)
Ze względu, że wylatuję dzisiaj do Portugalii na dziesięć dni, nie wiem czy dam radę zjawić się u was przez ten czas :/
Postaram się zrobić wszystko, lecz niczego nie obiecuje bo wiem, jak było w tamtym roku. Gdy był internet to taki, że wchodził tylko na Facebooka. 
Dziś może jeszcze się u was zjawię, ponieważ wylatuję z Warszawy, a do niej mam dość duży kawał drogi.
Co do piątku to również nie mam pojęcia czy dam radę dodać szesnastkę, ale wiedzcie, że będę robiła wszystko! XD
Wszelkie zaległości u was nadrobię koło 23 do 26 maja. Obiecuje! <3
Tym czasem do zobaczenia ♥
I dziękuje, że jesteście ♥

piątek, 6 maja 2016

Po czternaste: Nienawiść

Od mojego ostatniego spotkania z Marco minął już tydzień. A ja? Ja łapałam się na tym, że tęskniłam za nim. Jednak nie mogłam mieszać go w moje życie. Ono w porównaniu do niego jest niczym, dosłownie niczym.
Moje życie nie jest warte niczego na tym świecie. To jedynie zwykłe gówno, które powinno jak najszybciej się skończyć...
Jak na złość ten dzień również nie zapowiadał się inaczej. Gdy tylko Thom wyszedł do pracy ja czym prędzej wyszłam z domu. Kierując się przed siebie. Ławeczka bez oparcia znów na mnie czekała, wraz z kaczuszkami i śpiewającymi na drzewach ptaszkami. Ich życie było takie piękne, nawet jeśli było trudne. Każde życie było lepsze od mojego...
- Dzień dobry - wzdrygnęłam się na dźwięk jego delikatnego i czułego głosu. Zacisnęłam mocno swoje powieki jak i również pięści. Starałam się opanować swoje zdenerwowanie. Jednak to mi nie wychodziło...
- Po co tutaj przyszedłeś? - zapytałam cicho nie patrząc na niego. Nie mogłam na niego spojrzeć, nie powstrzymałabym się by nie wpaść w jego bezpieczne ramiona.
- Od tygodnia bywam tutaj codziennie - rzekł, wzruszając ramionami - Lubię patrzeć na stadion - dodał.
- To jest moje miejsce - mruknęłam.
- Jest to gdzieś napisane? - zapytał patrząc na mnie - Masz papiery, że to twoje?
- Nie - warknęłam.
Z całych sił starałam się zrobić wszystko by nie wybuchnąć. By nie wygarnąć mu wszystkiego o czym właśnie myślałam. On tak najprościej w świecie, jak gdyby nigdy nic, siedział sobie obok mnie. Patrzył wprost na stadion i gwizdał sobie pod nosem, co doprowadzało mnie do szału. Przełknęłam wściekła ślinę i spojrzałam na niego.
- Dlaczego? - zapytałam - Powiedz mi dlaczego chcesz to wszystko utrudnić?
- Niby co? - rzekł, również przenosząc wzrok na moją osobę.
- Wszystko - warknęłam - To był błąd. Twoja chwila słabości, moja chwila słabości. Nigdy nie powinno do tego dojść. To nie jest życie dla ciebie! - dodałam ostro.
- Skąd ty niby możesz wiedzieć jakie życie jest dla mnie? - odbił piłeczkę. Westchnęłam cicho, chowając swoją twarz w dłoniach. Nie potrafiłam...
- Co? pasuje ci towarzystwo ćpunów, katów, pijaków? - ryknęłam ze łzami w oczach - Co powie na to telewizja, twoi fani... cały świat? no co!
- Myślisz, że interesuje mnie zdanie innych? - warknął - To chyba ja mam być szczęśliwy a nie oni prawda? - dodał - Z wszystkiego można wyjść.
- Po prostu zniknij, tak będzie najlepiej - odparłam cicho - Albo lepiej będzie, jeśli to ja zniknę - spojrzałam na niego ostatni raz i wstałam. Marco złapał mnie jednak szybko za nadgarstek. Obróciłam się delikatnie w jego stronę. A ból w jego oczach szło zauważyć na kilometr. Nie mogłam znieść tego widoku, więc czym prędzej wyrwałam rękę - Do niezobaczenia - szepnęłam z bólem.
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę domu. Łzy spływały po moich policzkach. To był błąd... Dlaczego Bóg zesłał mi takiego anioła jakim był Reus. Dlaczego chce wplątać go w moje gówniane życie...
- Znowu uciekasz! - usłyszałam za plecami jego krzyk.
- Uciekam, by nie wplątać cię w to gówno. Nie zasługujesz na to - odparłam tym razem spoglądając już na niego ostatni raz. Prychnął cicho i usiadł ze zrezygnowaniem z powrotem na ławeczce. Widziałam jak wzdycha smutno i spogląda na Signal Iduna Park.
Przymknęłam na moment swoje oczy i wzięłam głęboki oddech. Ponownie ruszyłam do domu. Gdzie będę mogła w samotności przemyśleć wszystko, co przez cały czas siedziało mi w głowie. Nie minęło dużo czasu jak rzuciłam się na łóżko, które pod moim ciężarem okropnie zaskrzypiało. Przykryłam swoją głowę poduszką i całkowicie się rozpłakałam.
Na tym świecie jest ktoś, kto czeka na ciebie by być twoim księciem... Ktoś kto naprawdę będzie cię kochał, troszczył się o ciebie. Ktoś, kto będzie ci wierny na dobre i na złe. Ktoś z kim naprawdę będziesz szczęśliwa... 
Jęknęłam, gdy słowa pani Ann odbijały się po mojej głowie echem. Po raz kolejny i kolejny... i jakoś nie zanosiło się by miało to się skończyć...
Dlaczego to mógł być Marco? Dlaczego?
~ Ale przyznaj się Sky... chciałabyś, by on był twoim księciem...
- Chciałabym...


______________________________________

Hej misie kolorowe <3
Jak tam po majówce? :))
Lecę, do piątku ❤